Zła jazda

Jechało mi się źle. Rzadko mogę to napisać, bo generalnie lubię kierować autem, ale ten przejazd drogą Szczecin-Poznań był wyjątkowo zły.

Zaczęło się od zjazdu na stację. Już po pół godzinie stwierdziłem, że zjem bułkę w spokoju, kupię energy drinka na potem, bo szaro buro i ponuro, więc pewnie się przyda i sprawdzę ciśnienie po zmianie opon na zimowe (trust no one, poza tym lubię dmuchnąć oczko więcej na trasę). Bułeczka smaczna, pora na ciśnienie. Tu ciut za dużo, tam ciut za mało. Czwarte koło… Śruba. Łepek starty elegancko na płasko. Powietrze jeszcze trzyma, ale czy przebita, czy tylko wbita w bieżnik?

Jak sprawdzę i będzie przebicie, to pozamiatane. No dobrze, zatem zjazd na parking, wypakowanie bagażnika (szaro buro i ponuro, ale nie pada, więc pozytywnie), zobaczę zapas (letnia). Jest fart, kierunkowość się zgadza. No to wymieniamy. Wyszedłem z wprawy. W sumie parę lat nie zmieniałem koła. Zimówka z wbitą śrubą do bagażnika (jeszcze trzyma, a kawał drogi przede mną, kto wie, czy nie złapię gumy) i jazda.

Dziwny objazd, ale jadę drogą zalecaną dla osobówek, a nie tradycyjnie. Jakiś palant w BMW wyprzedza mnie tak, że prawie lusterkami się stuknęliśmy. Na długiej prostej. Nie znam drogi i w sumie poza niesmakiem nic się nie stało, więc odpuszczam. Objazd dziwny i nieznany. Aż sprawdzam na komórce, gdzie jestem. OK, na szczęście nie wpadli na pomysł, żeby pogonić osobówki autostradą.

Pełno pól kukurydzy. Kiedyś zauważałem głównie rzepak, pszenicę/żyto i ziemniaki. Nawet nie sądziłem, że kukurydza w naszym klimacie daje się uprawiać. Teraz pełno jej wszędzie. Zauważam ją i z pociągu, i z auta. Zwracam na to uwagę (lekko paranoizuję?), pewnie kwestia lektury Wolności Suareza.

Delikatna mżawka i widok rozjechanego małego kociaka na deser. Całą drogę jakieś smuty w radio. Gadają nawet ciekawie, ale nie przepadam, wolę muzę. A tu jakieś wspominki po zmarłych muzykach. Od domu do domu 5h jazdy. Z pakowaniem, tankowaniem, postojem, wymianą koła, rozpakowaniem i wniesieniem gratów do domu. Godzinę dłużej, niż zwykle. Zmęczenie.

Urlop.

W przeciwieństwie do zeszłorocznego, w tym roku nie tak bardzo offline. I trochę musiałem, i trochę chciałem. Musiałem, bo parę spraw niezwiązanych z pracą do załatwienia było, a chciałem, bo była okazja do przetestowania Aero2 w plenerze, czyli warunkach bojowych i trochę do odrobienia zaległości sieciowych.

Przy okazji, na wypadek gdyby Aero2 nie miało zasięgu, doładowałem też prepaida w Play do smartfona. Jestem zaskoczony, w przypadku Aero2 pozytywnie, bo Aero2 w modemie bez anteny śmigała praktycznie bez problemów (z wyjątkiem jednego upalnego dnia, kiedy najpierw przestało działać w jednym punkcie, po niedługim czasie w kolejnym i musiałem się przenieść na piętro). W przypadku Play negatywnie – nie wiem, czy to wina smartfona (Sony Xperia mini pro), czy sieci Play, ale totalny brak zasięgu na sieci (nadajnikach) Play, a na innych (np. Plus) nie chciał łączyć. I nie tylko w tym jednym miejscu. Ogólnie jeśli chodzi o zasięg Play w tym smartfonie – totalna porażka i pieniądze na starter dosłownie wyrzucone w błoto. Teraz żałuję, że nie przełożyłem karty między smartfonem a modemem – miałbym pewność, kto jest winien.

Bardzo dobrze trafiliśmy z pogodą. Można powiedzieć nawet, że za dobrze, bo dwa dni były takie, że do godziny siedemnastej nie chciało się wychodzić z domu. Trochę więcej podróżowania, bo dzieciaki dobrze już znoszą wyjazdy, także te dłuższe. Tu chwilowo zawieszam temat polskiego morza i podróżowania, bo zasługuje na osobną notkę. Pewnie niebawem się pojawi, bo szkic jest.

Jeśli chodzi o faunę, to – poza standardowym zestawem – na miejscu spotkaliśmy padalca. Poza tym, odwiedziliśmy żubry, dziki jelenie i bielika, a na jednym wyjeździe spotkałem dziwne coś, co było koloru żuka gnojowego i kształtu z grubsza mrówki. I długości paru centymetrów. Niestety, nie doceniłem niecodzienności zjawiska i nie zrobiłem zdjęcia, więc teraz mnie męczy ptytanie co to było? Nie mogę znaleźć odpowiedzi w sieci. Największą atrakcją były jednak motyle w motylarni w Trassenheide. No i – mniej live, bo przez szybę – pająki. Do tego w muzeum ciekawe eksponaty związane z owadami i pajęczakami.

Trochę wtopiłem z książkami – zabrałem za mało, a na laptopie średnio się książki czyta. No i jak już mam laptopa z siecią, to wolę pobuszować na necie…

Z zabaw na plaży – latawce. Muszę się postarać o dłuższą linkę. I chyba jak będę miał czas, to pobawię się w robienie własnych konstrukcji. Przez głowę przeszedł mi też pomysł na fotografowanie z latawca, ale raczej nie zostanie zrealizowany i pozostanie w sferze ciekawostek.

Ogólnie urlop udany, choć inny od ostatnich. Wypocząłem.

PS. Notka zaległa. Nie ma to jak pisać szkice i nie publikować…

Koniec moBILETu w Poznaniu.

Od jutra, tj. od 1.05.2013, w Poznaniu nie będzie można korzystać z moBILETu. Przyznaję, że jestem rozczarowany, bo mimo tego, że generalnie przesiadłem się na sieciówkę, zdarzało mi się korzystać. Bardziej dla znajomych czy dzieci, ale jednak. System – mimo paru wad i paru miejsc, które można było poprawić – był całkiem niezły (c’mon, zawsze w razie potrzeby masz bilet, nie musisz szukać kiosku/biletomatu, poza tym, masz ten bilet w wielu miastach) i polecałem go znajomym.

Z oświadczenia na stronie moBILETu wynika, że wygasła umowa, a ZTM ogłosił nowy przetarg. W sumie trochę późno sprawa wyszła na jaw (czyżby negocjacje do końca?), ja po raz pierwszy usłyszałem o tym jakiś tydzień-dwa temu, a niedawno robiłem doładowanie… Pieniądze można odzyskać, ale prościej było nie doładowywać.

Jest szansa, że system wróci do Poznania. Liczę na to, bo wygodny był, a i tak zamierzam z niego korzystać w innych miastach, choćby w Szczecinie.

PS Wpis się pojawił, bo właśnie dostałem SMS od moBILETu w tej sprawie. Co prawda późno, ale i tak szacun za podejście do klienta.

UPDATE: Wyżej linkowany wpis zniknął, w jego miejsce pojawiła się informacja o przedłużeniu funkcjonowania moBILETu w Poznaniu do końca czerwca (czyli zakończenia przetargu).