Biletomaty w Poznaniu

Wiele złego mógłbym napisać o komunikacji miejskiej w Poznaniu. Gdy się przeprowadzałem tu parę lat temu, była to jedna z lepiej zorganizowanych rzeczy w mieście. Obecnie jest jedną z gorszych, zwłaszcza dla tych, którzy nie są stałymi mieszkańcami.

Weźmy na przykład biletomaty. Zawsze były z nimi problemy, typu brak możliwości doładowania KOMkarty. Często nie działały. Ostatnio po wymianie banknotów, przestały je przyjmować. W zasadzie ostatnio jeśli chcę kupić określony bilet w określonym biletomacie, to częściej mi się to nie udaje, niż udaje. A to nieczynny, a to nie przyjmuje danej monety/banknotu…

Niedawno (przedwczoraj jakoś) na Kórnickiej nie kupiłem biletu, bo biletomat był nieczynny. Dziś patrzę, stoi nowy. Nie to, że nowy egzemplarz – w ogóle nowy model. We trzech miejscach naraz świeci, dwa ekrany, taki nowoczesny. Aż mu fotkę zrobiłem:

Biletomat Poznań

Źródło: fot. własna

Pewne rzeczy są jednak na tym świecie niezmienne. Na przykład nieczynne biletomaty w Poznaniu.

MoBILET też ma głęboko zgłoszenia awarii (i FB, i mailem na podany na stronie adres). Wychodzi na to, że nie chcą, bym kupował bilety…

Światła do jazdy dziennej

Ostatnio widuję coraz więcej samochodów, które zamiast na światłach mijania jeżdżą na diodowych światłach do jazdy dziennej. Zwykle widuję je albo w autach nowych, gdzie zapewne są montowane fabrycznie, albo w autach raczej starych, gdzie pewnie właściciele nie boją się samodzielnie przerabiać instalacji.

O ile te montowane fabrycznie zwykle spełniają swoje zadanie, o tyle te dokładane można podzielić na świecące i udające świecenie[1]. Na popularnym portalu aukcyjnym ceny kompletu zaczynają się od około 10 zł, górnej granicy nie szukałem specjalnie, ale spokojnie są też takie za ponad 200 zł. Nie wiem, czy montaż ma sens ekonomiczny (może mieć, bo takie oświetlenie to jakieś 100W mniej, plus dłuższa żywotność żarówek), ale widuję je coraz częściej.

Dzisiaj jechałem sobie na grzyby. Padał deszcz. Nie jakaś delikatna mżawka nawet, tylko normalny deszcz, taki, że wycieraczki miałem latające non-stop. I co? No i niektórzy uważają, że ich dychawiczne diodowe światła do jazdy dziennej są wystarczające. Cóż, nie są. Nawet jeśli są to wersje porządnie świecące, to w przypadku deszczu, mgły itp. po prostu nie wystarczają.

Konkurs na najgorzej oświetlone auto wygrał jakiś kierowca w nowym, małym Renault z chyba fabrycznymi okrągłymi dychawicznymi światełkami. Gdyby auto nie było białe, a szare, to podejrzewałbym go o próbę imitacji technologii stealth.

W związku z tym przyszedł mi do głowy okolicznościowy wierszyk:

Szaro, buro i ponuro?
Zapal światła! Nie bądź gułą!

[1] Nie wykluczam, że są one zgodnie z przepisami, ale efekt jest mniej więcej taki, jak w przypadku żarówek z żarnikiem w Fiacie 126p – ciężko było stwierdzić, czy to mijania, czy pozycyjne. Nawiasem, wymiana reflektorów na halogeny (H4) sprawiał, że maluchy zaczynały być widoczne i normalnie oświetlały drogę. Stare dzieje.

Bananian, czyli Linux dla Banana Pi

O Banana Pi pisałem już jakiś czas temu. Jeszcze wcześniej narzekałem na Raspbiana, że dziwne opcje ma, że bloat… Cóż, posiadacze Raspberry Pi nie mają specjalnie wyboru, natomiast w przypadku Banana Pi nie ma przeciwskazań, by korzystać z normalnej architektury armhf w Debianie. No dobrze, jest jeden wyjątek, czyli kernel…

Niedawno, po dłuższej, bo blisko dwumiesięcznej przerwie zajrzałem na forum producenta Banana Pi, a tam rzuciła mi się w oczy informacja o wydaniu dystrybucji Linuksa dla Banana Pi o nazwie Bananian. Wesoła nazwa, pomyślałem i stwierdziłem, że może faktycznie na popularności Raspberry Pi przesadnie bazują, skoro nawet Raspbiana przechrzcili… Potem wszedłem na stronkę dystrybucji, doczytałem i… jestem bardzo zaskoczony i zadowolony. Tak naprawdę autorzy poszli w tę stronę, w którą sam planowałem iść.

Czym jest Bananian? Bananian nie ma wiele wspólnego z Raspbianem, poza nazwą. To minimalna wersja (base system, zero raspbianowego bloatu!) Debiana, tuningowana pod Banana Pi (głównie kernel, plus skrypty pomocnicze). Dla pakietów (poza kernelem) korzysta z wyłącznie oficjalnych repozytoriów Debiana, czyli koniec z opóźnieniami w aktualizacjach pakietów (także security). Tuning polega na poprawieniu wydajności i bezpieczeństwa. Normalny swap (niestety włączony domyślnie), bez cudacznych skryptów. Tuning SSH pod kątem zwiększenia bezpieczeństwa zgodnie z wytycznymi z bettercrypto.org. Więcej o zmianach, ficzerach itd. na stronce.

Do tego obraz jest bardzo mały (spakowany poniżej 230 MB, po rozpakowaniu wchodzi na kartę 2GB), a developerzy sprawili na mnie znacznie lepsze wrażenie, niż ci od Raspbiana (bardziej przyjaźni i otwarci na propozycje/wiedzę).  Załapałem się na wydanie nowej wersji i nawet jakieś zgłoszone bugi na forum zostały naprawione (lub dodane do bugtrackera). Zdecydowanie Bananian mi się podoba. Taki minimalny (stronka też). 🙂

UPDATE: Projekt został zakończony, Bananian nie jest już rozwijany.