Bullseye

Zakończyłem aktualizację ostatniej[1] maszyny do Debiana 11 czyli Bullseye, pora na tradycyjne podsumowanie.

Najpierw zaktualizowałem kontenery. Operacja totalnie bezproblemowa przy pomocy apt. Czyli wariant zalecany. Z większych zmian warto jedynie odnotować zmianę wpisu dla repozytorium security w sources.list.

Główny host jedynie odrobinę gorzej. Coś mu nie poszło przy zależnościach i odinstalował mariadb. Konfiguracje i dane zostały, więc przywrócenie trwało moment. Niemniej miał prawo się pogubić, korzystam z dodatkowych repozytoriów w tym systemie.

Desktopy również niemal bezproblemowo, w tym przejście z unstable na stable przy okazji upgrade. Jedyne z czym był problem to WiFi i wicd. Z uwagi na zależność od Pythona 2.x pakiet jest usuwany i… skończyłem bez sieci na pierwszym systemie. Rozwiązanie jest proste: wystarczy przeprosić się z network managerem i zainstalować go zamiast wicd przed aktualizacją. Po takim zabiegu aktualizacja bezproblemowa.

Ostatnie było Raspberry Pi robiące za router GSM. Tam co prawda jest Raspbian, nie Debian, ale można powiedzieć, że także była to aktualizacja do Bustera z uwagi na zmiany wpisów w sources.list. Nieco się pospieszyłem i instalowałem jako wersję niestabilną. Niemniej – bez problemu. Choć przygotowałem się na reinstalację systemu i operację przeprowadzałem nie zdalnie, a z fizycznym dostępem do sprzętu.

Ogólnie wygląda na brak większych zmian i chyba najbardziej bezproblemową aktualizację w historii. Jedyne co zauważyłem, to nieco większe zużycie miejsca na dysku. Generalnie tak to już bywa, że nowszy soft jest większy niż stary, ale w przypadku maszyny z kontenerami lxc zabolało to nieco bardziej. Dobiłem do granicy wolnego miejsca na dysku przy wykonywaniu się backupów. IIRC nie skończyło się zupełnie, ale było dosłownie na styk.

Zrobiłem porządki zarówno w logach, zbędnych rzeczach, jak i pakietach. Okazało się bowiem, że w kontenerach mam trochę nadmiarowych rzeczy. Przy tej ostatniej operacji okazało się, że na jednym z kontenerów apt działa wolno. Pobieranie działało normalnie, przeliczanie zależności także. Natomiast każde dodanie lub usunięcie pakietu zaczynało się od przestoju, podczas którego nic się na oko nie działo. Szybki strace ujawnił, że chodzi o okolice dbus. Usunięcie pakietu – kolejnego zbędnego, zresztą – rozwiązało problem.

[1] Tak naprawdę jeden kontener został na Buster i póki co zostanie – soft do generowania Planety Joggera zniknął z Bullseye. I raczej nie wróci, więc trzeba pomyśleć nad przesiadką na inny soft. Niemniej, nic związanego z samym systemem.

Automatyczne aktualizacje Debiana – HOWTO

Utrzymywanie aktualnych wersji oprogramowania to podstawa bezpieczeństwa. Nawet w przypadku zwykłego desktopa ma to znaczenie, szczególnie jeśli chodzi o przeglądarki internetowe. Pomóc w tym mogą automatyczne aktualizacje pakietów.

Tradycyjna, ręczna aktualizacja oprogramowania w Linuksie sprowadza się w większości dystrybucji do odświeżenia listy dostępnych pakietów i zainstalowania nowych wersji. Dla dystrybucji opartych o pakiety deb będzie to
apt-get update; apt-get dist-upgrade[1]

W dystrybucjach Linuksa takich jak Debian czy Ubuntu do dyspozycji mamy unattended upgrades, czyli mechanizm pozwalający na automatyczne aktualizacje pakietów. Pozwala on aktualizować wskazane pakiety bez ingerencji zarówno użytkownika, jak i administratora systemu. Poza samą aktualizacją umożliwia skonfigurowanie dodatkowych warunków, jak praca tylko przy podłączonym zasilaczu, wymuszenie rebootu systemu po aktualizacji pakietów, ograniczenie pasma przeznaczonego na pobieranie aktualizacji czy sprzątanie starych wersji kernela.

Aby włączyć mechanizm automatycznych aktualizacji, trzeba zainstalować pakiet unattended-upgrades. Dodatkowo należy wyedytować plik konfiguracyjny:
cat /etc/apt/apt.conf.d/20auto-upgrades
APT::Periodic::Update-Package-Lists "1";
APT::Periodic::Unattended-Upgrade "1";

Samą konfiguracją działania automatycznych aktulizacji sterujemy przy pomocy zawartości pliku
/etc/apt/apt.conf.d/50unattended-upgrades.

Opcji jest wiele, od tego, które pakiety wykluczyć z aktualizacji, przez raportowanie mailem, czy wspomniane wcześniej limitowanie szybkości pobierania aktualizacji czy reboot systemu. Domyślna zawartość powinna być OK, jeśli korzystamy wyłącznie z podstawowych repozytoriów. W przypadku posiadania dodatkowych źródeł pakietów, warto sprawdzić czy będą one także aktualizowane i w razie potrzeby dostosować plik.

Przetestować działanie wprowadzonych zmian i ogólnie zachowanie możemy poprzez wydanie polecenia
unattended-upgrades -d

Pokaże ono, które pakiety zostałyby zaktualizowane w naszym systemie.

Trzeba pamiętać, że tego typu nienadzorowana aktualizacja zawsze niesie jakieś ryzyko niepowodzenia. Osobiście korzystam od lat na paru desktopach i nie napotkałem problemów. Jest tam jednak Debian w wersji stabilnej, przeważają repozytoria standardowe, a z dodatkowego oprogramowania są jedynie przeglądarki.

W przypadku systemów korzystających z systemd, należy jeszcze zwrócić uwagę na timery, jak to opisano na wiki Debiana. Dzieje się tak, ponieważ plik /etc/cron.daily/apt-compat zawiera na samym początku sprawdzenie, czy jest uruchamiany na systemie z systemd

if [ -d /run/systemd/system ]; then
exit 0
fi

Jeśli tak, kończy działanie.

Na koniec polecam lekturę tego opisu automatycznych aktualizacji. Znajdziecie tam wiele dodatkowych szczegółowych informacji i przykładów.

[1] Dostępna jest też mniej inwazyjna wersja polecenia czyli apt-get update. Próbuje ona aktualizować tylko te pakiety, których aktualizacja nie wiąże się z usuwaniem ani doinstalowaniem innych pakietów. Ceną jest pozostawienie w dotychczasowej wersji pakietów, których nie da się zainstalować bez tej operacji. Więcej w manualu apt. Interesującym narzędziem do zarządzania pakietami jest opisywany kiedyś wajig.

Mapowanie klawiszy w macOS bez Karabiner Elements – HOWTO

Karabiner Elements to popularne narzędzie do mapowania klawiszy na macOS. Narzędzie jest wygodne, ale ma parę problemów. Trzeba instalować oddzielny program, były ostrzeżenia o legacy system extension, które opisywałem przy okazji opisu upgrade. Nie testowałem, ale podobno nie działa po upgrade do Big Sur.

Większość znanych mi ludzi wykorzystuje Karabiner Elements do prostego celu: zamiany prawego option z prawym command. Wszystko po to, żeby wygodnie, czyli tak samo jak na PC, wpisywać polskie znaki diakrytyczne. Robiłem tak i ja, a program był w ogóle zupełnym must have na macOS.

Mapowanie klawiszy w macOS bez Karabiner Elements - obrazek
Źródło: wygenerowane za pomocą https://thumbnail.ai/

Ponieważ znalazłem dziś kolejną osobę, która nie wiedziała, że się da, a wykorzystywała właśnie w tak prosty sposób, podzielę się sposobem, który sprzedał mi znajomy z pracy (dzięki J!). Rozwiązanie nie wymaga dodatkowych programów, wystarczy wbudowane oprogramowanie systemowe.

hidutil property --set '{"UserKeyMapping":
[{"HIDKeyboardModifierMappingSrc":0x7000000e7,
  "HIDKeyboardModifierMappingDst":0x7000000e6}]}'

Powyższe polecenie spowoduje, że klawisze zostaną przemapowane tymczasowo, do restartu systemu. Aby osiągnąć ten efekt na stałe, tworzymy plik ~/Library/LaunchAgents/mapkeys.plist o zawartości:

<?xml version="1.0" encoding="UTF-8"?>
<!DOCTYPE plist PUBLIC "-//Apple//DTD PLIST 1.0//EN" "http://www.apple.com/DTDs/PropertyList-1.0.dtd">
<plist version="1.0">
<dict>
    <key>Label</key>
    <string>com.nanoant.KeyRemapping</string>
    <key>ProgramArguments</key>
    <array>
        <string>/usr/bin/hidutil</string>
        <string>property</string>
        <string>--set</string>
        <string>{"UserKeyMapping":[{"HIDKeyboardModifierMappingSrc":0x7000000e7,"HIDKeyboardModifierMappingDst":0x7000000e6}]}</string>
    </array>
    <key>RunAtLoad</key>
    <true/>
</dict>
</plist>

Oczywiście rozwiązanie można stosować także do bardziej skomplikowanego mapowania klawiatury. Jednak jak wspominałem na początku, większości użytkowników powinien wystarczyć ww. gotowiec. Po takim zabiegu, skoro mamy działającą aleternatywę, można odinstalować Karabiner Elements zupełnie.

UPDATE: Przydatne linki
Generator mapowania
Gotowa do użycia wersja online