Raspberry Pi uruchomione (testowo)

Pisałem, że nie kupię Raspberry Pi, więc jak uruchomione? Ano nie kupiłem, ale mam. Dostawali je wszyscy uczestnicy konferencji Atmosphere. Skoro leży i się kurzy, to warto przynajmniej spróbować uruchomić. Tym bardziej, że lubię maszynki z ARM i lubię Linuksa.

W związku z rozgardiaszem okołoprzeprowadzkowym, leżało i czekało znacznie dłużej, niż wypada. A to nie chciało mi się bawić na starym lokum, a to zaginęło gdzieś w kartonach, a to ważniejsze rzeczy do zrobienia. W końcu zdecydowałem się i kupiłem zasilanie (hub USB Unitek Y-206P – goły zasilacz kosztuje podobnie, a więcej portów USB i tak się przyda) i przymierzyłem obudowę z papieru (nie zdecyduję się, może ew. z grubszego kartonu spróbuję jeszcze; ciekawa lista obudów różnej maści dla Raspberry Pi jest tutaj). Okazało się, że wszystko fajnie, ale brakuje mi kabla USB oraz… karty SD. Chociaż jakieś microSD przecież kupiłem, specjalnie do Raspberry Pi, na wakacjach!

W końcu zebrałem się do szybkiego uruchomienia, pożyczyłem kabel od telefonu (ave standaryzacja!), a karta mikroSD i przejściówka się znalazły. Oczywiście karta inna, niż kupiona, ale mniejsza z tym.

Raspberry Pi

Źródło: http://blogs.it.ox.ac.uk/nexus/2012/03/09/raspberry-pi/

Jako dystrybucję wybrałem Raspbiana. W końcu dedykowany dla RPi i oparty na Debianie. Wiele złego mógłbym o nim napisać[1], ale pokrótce: dają obrazy na kartę min. 4GB, co uważam za grube nieporozumienie, bo podstawowy system spokojnie powinien wejść na 1 GB, a na ciut większą kartę to z luzami. Kolejna sprawa: domyślne IP i logowanie do systemu. Może jestem ślepy, ale nie znalazłem danych do logowania podczas lektury instrukcji[2]. W FAQ też nie. Dla pamięci: użytkownik pi, hasło raspberry, a Raspberry Pi z zainstalowanym Raspbianem pobiera domyślnie adres IP z DHCP. Kolejne drobiazgi: w /etc/fstab # a swapfile is not a swap partition, so no using swapon|off from here on, use  dphys-swapfile swap[on|off]  for that, po czym okazało się, że /sbin/dphys-swapfile: POSIX shell script, ASCII text executable. Nie przepadam za taką automatyzacją.

W każdym razie uruchomiłem, wygląda, że działa. Hub USB Unitek Y-206P daje radę z RPi (tylko jedno połączenie z portu USB w hubie do gniazda z zasilaniem Raspberry Pi). W sumie śmieszna konstrukcja, ale ktoś polecał do RPi. Maleństwo w metalowej obudowie, z badziewnym srebrzeniem. Zasilacz 2A, ale na całego huba. Nie sprawdzałem multimetrem, ale czuję, że olewa standardy i daje ile może na poszczególne porty. W sumie o to chodziło. 😉

Potem wszedłem na kanał IRC dedykowany Raspbianowi, by zgłosić bugi i… zaczął się hardcore. Ale o tym to już innym razem napiszę.

[1] I napiszę niebawem, bo poziom porażki zasługuje na oddzielny wpis.

[2] Jestem ślepy, przy pobieraniu obrazu dane do logowania są podane. Spodziewałbym się jednak tego typu informacji raczej w FAQ i/lub release notes. A najbardziej w README.

UPDATE: Okazuje się, że nie tylko dają obraz dla SD o wielkości 4 GB, z włączonym domyślnie swapem, ale ext4 przychodzi z włączonym journalingiem. Na obrazie dedykowanym dla nośnika flash. Z rozmowy na IRC – won’t fix, it’s not a bug, it’s a feature. I ma chronić przed uszkodzeniami systemu plików przy zanikach zasilania. Trochę mi słabo.

4 odpowiedzi na “Raspberry Pi uruchomione (testowo)”

  1. Mnie do takich zabawek nie ciągnie, szczególnie po wpisach mówiących o tym jakie one są nic-nie-mające (sam taki wpis popełniłeś kiedyś), chodzi głównie o porty (np. dla dysku).
    A co do [2] to jest to częsta przypadłość, niestety. Kiedyś, gdy pierwszy raz instalowałem FreeNAS v6 to musiałem przekopać całą stronę projektu żeby znaleźć domyślny login i pass. Takich akcji z różnym softem miałem więcej. W przypadku Tomato (FW dla routerów) jest zdaje się podobnie do dziś – albo wychodzi się z założenia, że ktoś instalujący ten soft zna jego historię i stronę pierwszego twórcy, albo to (całkiem niezła) metoda na… RTFM ;o)

  2. Nie no, mały, energooszczędny komputer pod Linuksa to fajna sprawa. Mam Dockstara robiącego za router (plus shell, plus serwer plików, FTP, WWW) i jestem zadowolony. W Raspberry Pi brakuje mi głównie obudowy. Porty nie są aż tak nieodzowne, nawet w domowym serwerze plików po USB 2.0 transfery są bardzo przyzwoite i IMO zupełnie wystarczające.
    Myślę teraz o czymś na RK3188. Cortex A9 (4 rdzenie 1,5-2,0 GHz), 1-2GB RAM, zwykle wbudowane wifi, zgrabna obudowa. Podobno działa Debian. Łatwo się bawić, bo jest Linuxium Bootloader, pozwalający wybrać – jeśli dobrze doczytałem – co ma być bootowane. Co prawda dwa razy drożej, niż Raspberry, ale z obudową i dużo mocniejszy sprzęt.

  3. Ej, no nie mówię nie, komuś, kto lubi się bawić takimi miniaturkami. Patrzę tylko pod kątem przydatności do własnych projektów i stwierdzam, ze nie widzę u siebie zastosowania dla takich zabawek. Może gdybym był zapalonym programistą i elektronikiem potrafiłbym sobie z takiego czegoś wyczarować jakiś system cyfrowego domu lub stacji pogodowej z racji dużej ilości portów GPIO – ludzie robią podobne stacje na routerach ale tam ilość wolnych GPIO jest zatrważająco niska. Mimo to nadal kuleje magazynowanie danych – podłączenie pendrive trochę rozwiązuje problem, ale z dyskiem już jest zabawa. Ale być może (moja teoria spiskowa) właśnie o to w tych miniaturkach chodzi – nie o wygodę usera a o kasę jaką każdy z nich wygeneruje będąc zmuszonym dokupić sobie te wszystkie przejściówki, aktywne huby, rozszerzenia portów, zasilacze, obudowy i kable… Marketing, proszę Państwa ;o) Obym się jednak mylił.
    Serwer WWW na czymś takim? Hm, a co na nim miałoby stać? Bo ja na swoim Atomie D525 (2 rdzenie, 4 wątki) z 4GB RAMu widzę już momentami zbyt wolną prace tego zestawu jako serwer, tylko szkoda mi kasy na nowszą generację ITX – chociaż kusi wydajność np. Celeronów, no i oszczędność energii – Atom wcale oszczędny nie jest, poza tym nie posiada SpeedStep, procek cały czas pracuje na „pełen but”. Jak widać apetyt rośnie w miarę jedzenia ;o)
    A obudów do Twojej zabawki jest w bród na Alledrogo…

  4. Serwer WWW dla góra kilku osób. Na Alix przez pewien czas w firmie mieliśmy serwer (SVN, SSH, HTTP do testowania), nie odczuwałem jakoś specjalnie braków z tego powodu. Ponad rok temu kupiłem Alix do domu (trafiła się okazja na Allegro ;)) i teraz mam takie maleństwo tylko dla siebie – robi za komputer do akwizycji pomiarów z termometrów, repozytorium GIT i również mały komputer do testowania. Największą zaletą tego maleństwa jest to, że chodzi cały czas, a różnicy w rachunkach za prąd nie widzę – większy wzrost widziałem jak przez kilka dni siedziałem po nocy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *