Tak nawiązując do flame’u u mrw, pozwolę sobie ponarzekać na mentalność ludzi. W kwestii palenia tytoniu, ale można ekstrapolować.
Jak jest teraz? Teraz jest tak, że właściciel lokalu może wyrazić zgodę na palenie tytoniu (wchodzenie w obuwiu sportowym, picie wódki), albo nie. Z jakichś powodów – zapewne ekonomicznych – pozwalają (albo nie) na palenie w lokalu. Nikt nikomu nie broni na wprowadzenie zakazu palenia.
Czego chcą niepalący (tzw. twardzi niepalący, co to im umiarkowany obcy dym przeszkadza)? Chcą wprowadzenia całkowitego zakazu palenia. Bo im śmierdzi, bo ich truje. Ale przecież nie muszą chodzić do knajp, gdzie się pali, prawda? I wolno prowadzić knajpy, w których nie wolno palić?
Oczywiście chwilę później ci sami ludzie mają w dupie to, że komuś śmierdzi coś, czego oni używają (jedzą, perfumy, spaliny z samochodu), ich dzwonek w komórce, że oni trują innych swoim autem. I nie w zamkniętym lokalu, tylko pod cudzymi oknami. Mentalność Kalego.
Żeby nie było, doskonale rozumiem, że komuś może przeszkadzać dym w knajpie (nie nie przeszkadza, w umiarkowanym stężeniu). I że jak wchodzi, to nie ma dymu i nagle, jak zamówi jedzenie/piwo to pojawiają się źli palacze. Dlatego proponuję zdroworozsądkowe nalepki. Najlepiej trzy sztuki. Pierwsza – tu się pali – nie ma specjalnej wentylacji, licz się z dymem. Druga – lokal z ograniczonym paleniem – są strefy dla palących i niepalących lub dobra wentylacja. Trzecia – lokal dla niepalących – brak popielniczek nawet, jak ktoś chce palić, to poza lokalem.
Ja tam wiem, ze w Anglii zakaz palenia w knajpach dziala bardzo fajnie. Myslalem, ze to glupi pomysl, zanim nie przekonalem na wlasniej skorza. Od tego czasu bardzo popieram, a palacze moga sobie spokojnie wyjsci przed knajpe.
@Wawrzek
Rozwiń „fajnie działa”. Piszesz z punktu osoby palącej czy nie? Bo AFAIK w Niemczech na potęgę obchodzili rejestrując kluby palacza. Poza tym, wyganianie na zewnątrz ma dwie podstawowe wady. Po pierwsze, to nie jest rozwiązanie jakkolwiek uwzględniające palących – deszcz, mróz, niewygoda. Po drugie, przypominają mi się czasy uczelni (i spacerów po Poznaniu), gdzie kilkanaście(-dziesiąt) osób jednocześnie stoi i pali. I obrywają postronni ludzie, którzy mają pecha przechodzić koło/przez taką grupę, która na zewnątrz generuje chmurę porównywalną z tymi, które widuje się w środku. To nie jest rozwiązanie, to jest przeniesienie problemu z knajpy przed jej drzwi. Wydzielone stanowisko/sala w knajpie może wyciągać dym do filtrów/wentylacji, czyli naprawdę rozwiązywać problem. Ale to pozostawia palących w środku (i kosztuje).
A trackbacka nie puściłeś bo się wstydzisz czy nie umiesz?
@mrwisniewski
„A trackbacka nie puściłeś bo się wstydzisz czy nie umiesz?”
A trackbacka nie puściłem, bo by się powtarzało. Oraz nie widzę zwyczaju trackbackowania na blox. Skoro bardzo chcesz…
Piszę z pkt. widzenia nie palącego. BTW. Jakoś nie zauważyłem zmniejszonej liczby klientów pubów, a jeżeli nawet to kto to wie co winą kryzysu co zakazu. Nie zauważyłem też żadnych nadmiernych skupisk palaczy.
Co do przenoszenia problemu przed drzwi, udowodnij, że stężenie niebezpiecznych substancji dla biernych palaczy przechodzących przez takie miejsce jest równe niebezpieczne co siedzenie, np. godzinę, w pubie? A zapach, ubrania śmierdzą tak samo?
Oddzielne sale widziałem w Holandii i pracownicy nie mogą tam wchodzić. Fajnie wygląda podawanie jedzenia do takiej sali 🙂