Urlop IV

Ostatni urlop w te wakacje to wypad pod namioty pełną gębą do Przemęckiego Parku Krajobrazowego. Podobno ładnie – jeziora i krajobraz polodowcowy, plus dobra infrastruktura, nie bez znaczenia była też odległość, bo zwierzaki zostały same i trzeba było wyskoczyć w połowie nakarmić… Wyjechaliśmy w długi weekend, a po przyjeździe na miejsce okazało się, że jest to jakiś koszmar. Ilość ludzi w wybranej miejscowości, łażących wszędzie, łącznie z jezdnią, budy z błyskotkami i żarciem, jakieś pojazdy czterokołowe z dzieciakami w środku a’la rower (wspomniałem, że na jezdni?)… Jednym słowem tłumy i klimat takie, jak w miejscowościach nadmorskich. A miały być namioty i cisza. Zrezygnowaliśmy z noclegu na wybranym polu namiotowym, nieopodal kąpieliska i zaczęliśmy szukać jakiejś alternatywy.

Tu po raz pierwszy dał o sobie znać słaby zasięg sieci Virgin Mobile. Nie wiem, czy po prostu taka słaba infrastruktura GSM w rejonie, czy przypadłość VM[1]. W każdym razie przez cały wypad zero lub jedna kreska zasięgu były standardem, zdarzało się tylko połączenia alarmowe, w takich warunkach internet działa bardzo słabo. Skoro przez sieć ciężko było coś znaleźć, podjęliśmy szukanie organoleptyczne. I niestety, wszędzie tłumy. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na prywatne pole, na jedną noc i poszukanie w spokoju.

Na polu dużo ludzi, dużo przyczep i grillowanie, ale miejsce okazało się świetne – dobra infrastruktura, czyste łazienki, blisko do pięknych okoliczności przyrody. I mimo tłumów na polu spokój, więc ostatecznie cały wyjazd spędziliśmy tam. Zresztą oblężenie było tylko w długi weekend – poza nim ilości ludzi i na „naszym” polu namiotowym, i w całej okolicy raczej mizerne. Za to ostatnie dwa dni dane nam było obserwować fenomen typu wyjazd samochodami pod namioty, grille, sprzęt grający, tym sporych rozmiarów kolumna i łupanka disco polo przez cały czas przebywania przy namiocie. Daleko od nas, niespecjalnie głośno i nie do późna, natomiast sam repertuar lasujący mózg – Ona tańczy dla mnie[2] było tam całkiem znośne; z utworów, które poznałem i utrwaliłem był Dziadek[3]. Mam nadzieję, że to się spierze…

Lokalne atrakcje pozaprzyrodnicze szału nie czynią, ale jest ptactwo do dokarmiana, są wędkarze, jest dużo jezior i dostępny sprzęt pływający. W zasadzie bez dostępu do sprzętu nie widzę sensu się tam wybierać… Jeziora są połączone malowniczymi kanałami, które są na tyle szerokie i drożne, że można zaryzykować wycieczkę rowerem wodnym między jeziorami (polecam).

Kanał między jeziorami

Kanał między jeziorami. Źródło: fot. własna

Co poza tym? Niewesoła refleksja na temat stanu dostępności stron WWW na mobilkach i ciekawa dyskusja pod tym postem[4]. Polecam lekturę podlinkowanych stron. Efekt bardziej bezpośredni, to ucywilizowanie i lepsze dostosowanie do urządzeń mobilnych kolejnych stron: stanu rowerów miejskich Nextbike oraz – przede wszystkim – Planety Joggera, którą teraz powinno dać się czytać w miarę wygodnie nawet na małych ekranach.

[1] Jak teraz sprawdziłem, to wyszukiwarka BTSów wskazuje jednak na słabą infrastrukturę.

[2] Gorąco polecam wersję z lektorem. Zresztą Piosenki z Lektorem fajne są i dzień mi kiedyś zrobiły.

[3] Komentarz To jest prawdziwe czy parodie disco polo robia? dobrze oddaje moje uczucia. Niestety, to jest prawdziwe.

[4] Hmm, skoro blipnięcie na Blipie, blabnięcie na Blablerze, twitnięcie na Twitterze, to chyba na Diasporze są diaspy?

Urlop I

Pora na tradycyjny wpis pourlopowy, choć tym razem z lekkim poślizgiem. W tym roku urlop i krótszy – z racji przysługującego wymiaru, i później bo nie w okolicach początku czerwca, a pod koniec. Tak wyszło. Może nieco krócej, ale jakby bardziej intensywnie. Ze stałych fragmentów – nie byliśmy u żubrów. Ale na Wolin do skansenu Wikingów już się wybraliśmy.

Przede wszystkim, pod czerwca jest znacznie cieplej, niż na początku, zwłaszcza dotyczy to wody w Bałtyku. Jednego dnia zdarzyło nam się siedzieć w morzu praktycznie całe wyjście na plażę, czyli z dwie godziny. No i parawan jakby zbędny. Nie wiem czy mniej wiało, czy o tyle cieplej. W każdym razie odnotowuję różnicę.

Inna sprawa, że pogoda jakby bardziej zmienna. Praktycznie nie było dnia, żeby nie padało. Z drugiej strony praktycznie nie było też dnia, żeby nie świeciło słońce. Czyli w sumie idealnie, szczególnie, jeśli ktoś nie przepada za piękną pogodą (30 stopni i żar z nieba).

Przejechane 800 km (tylko), z czego już jadąc na urlop była przygoda, bo na S3 rozpadła się opona. Wady: duża prędkość. Zalety: jest gdzie zjechać wymienić koło, walnęło z tyłu i nie gwałtownie. No i nie padało. Nie żeby było wielkie zaskoczenie, bo czułem, że coś nie gra już wcześniej i miałem pojechać na doważanie, ale… nie było terminów, a dobrzy ludzie powiedzieli, że jak przy większej prędkości coś telepie, to pewnie źle wyważona. Otóż nie była źle wyważona, tylko pewnie odkształciło/wybrzuszyło oponę (ale od wewnętrznej, więc nie było widać). Co w ogóle IMO stawia sens przekładania opon, skoro przy zmianie wulkanizator takich rzeczy nie widzi. Drugi komplet felg nie jest drogi, a odpada jeżdżenie, czekanie i zmienianie, więc jest plan. Jest też plan alternatywny, pt. jazda na zimowych przez cały rok. Przebiegi mam niewielkie, zimówki i tak się starzeją z wiekiem… Nawet jak zjadę je w trzy lata (w co wątpię), to się opłaci.

Z większych zmian: wszystkie noclegi w namiocie. Bardziej dla zabawy, bo i tak byliśmy przy domu, a namiot w ogrodzie, ale dla dzieci frajda. No i był to test, czy są już na tyle duże, by jeździć pod namiot. Zdecydowanie tak, choć pełna infrastruktura tuż obok robi różnicę. Niemniej można myśleć o krótkich wyjazdach pod namiot i zwiedzaniu.

Wakacyjne bieganie było, choć mniej intensywne, niż planowałem. Trochę forma nie ta, trochę deszcz i komary. No właśnie, zdecydowanym odkryciem wyjazdu jest preparat na ukąszenia owadów. Kupiony głównie z myślą o dzieciach, bo się drapią, ale też używałem i… rewelacja. Rzadko robię wow, ale ten produkt bardzo mi się spodobał, więc polecam. Nie wiem czy wszystkie preparaty po ugryzieniach owadów są równie dobre, czy ten jest wyjątkowo skuteczny, ale po komarach – pełen zachwyt. Po ugryzieniu smaruje się przez kilka sekund, jakby wazeliną. Ani zapachu, ani nic na skórze nie czuć. No właśnie – nic nie czuć. Bo po chwili nie czuć też swędzenia. Działa kilkanaście godzin. Nazwę podam, jak znajdę. Vaco krem łagodzący dokładnie taki jak na zdjęciu poniżej. Nie wiem, czy inne opakowania to po prostu inne opakowania, czy produkty.

Vaco krem łagodzący
Vaco krem łagodzący. Źródło: http://selgros24.pl

Kodowanie też było, ale o tym już pisałem. Ogólnie bardzo fajnie. I chyba wolę dwa razy tydzień urlopu (czyt.: 9 dni), niż raz dwa tygodnie (czyt.: 16 dni). Chociaż może złudzenie, bo choć bardzo mi się podobało, to pewien niedosyt pozostał. Staram się nadrobić weekendami.

 

Jeszcze o urlopie

Patrzę na poprzedni wpis i wychodzi, że narzekam, i skrypty pisałem. A przecież wcale nie. Parę hintów dla wybierających się nad morze ogólnie, a na zachodnie wybrzeże szczególnie.

Przede wszystkim, wydaje się, że na plaży jest zimno i nie ma pogody. Niezupełnie jest to prawdą. Faktycznie, zachmurzenie i zmienność pogody są większe (zwł. przelotne chmury, i oby były, bo w pełnym słońcu idzie IMVHO zwariować) i temperatura odczuwalna jest niska i nie zachęca do rozebrania się, ale tak naprawdę po prostu nad morzem wieje. Dlatego należy zdobyć (np. pożyczyć) parawan plażowy. Zwykła płachta materiału na drewnianych kołkach. Po użyciu parawanu nagle na plaży robi się ciepło i przyjemnie.

Kąpiących się nie było w tym roku wielu, ale jak najbardziej byli. Też się kąpaliśmy, nawet parę razy. Nie, żebym miał ochotę czy nawet dało się siedzieć dłużej w wodzie, ale zawsze. Zresztą pozorny chłód jest zdradliwy. Raz uznałem, że słońce nie świeci, potem, że ledwo, więc ten jeden jedyny raz się nie posmarowałem kremem z filtrem. I czytałem książkę na kocyku. Ależ oczywiście, że się przypiekłem. Na szczęście na koniec pobytu, więc tylko lekko, bo organizm przywykł już do słońca.

Bardzo mi się spodobała wioska Wikingów, czyli skansen na wyspie Wolin. Jest naprawdę fajne i ciekawe, przy tym w porównaniu do nadmorskich atrakcji – tanie. Różnica między tym tworem, a typowym muzeum/skansenem jest taka, że wszystkiego można dotknąć, przymierzyć, położyć się w łóżku itd. Oczywiście odkładamy wszystko na miejsce, ale poza tym – hulaj dusza. Z racji rozrzutu zwiedzaliśmy jako niezorganizowani i bez przewodnika, więc pewnie nie na wszystko zwróciliśmy uwagę, ale są gry i zabawy „z epoki” (łowienie drewnianych ryb, huśtawki, zarzucanie metalowych obręczy na kijki), łuk i tarcza, do której można postrzelać. Widziałem, że jakąś zorganizowaną grupą zajmował się „człowiek z epoki”, a dzieciaki wyglądały na szczęśliwe. Wygląda, że zapaleńcy robią i wychodzi bardzo fajnie. Poza tym, warto zajrzeć w kalendarium – jest trochę imprez, które zapowiadają się ciekawie. Festiwal Słowian i Wikingów widziałem (dawno temu) i był fajny. Może i w tym roku się wybiorę? Zdecydowanie polecam skansen.

W rezerwacie żubrów (poprawnie nazywa się to Zagroda Pokazowa Żubrów) jest dostępny w tym roku multimedialny przewodnik. Wygląda na urządzenie z Androidem plus aplikację, która odtwarza stosowne video, traktujące o mieszkańcach rezerwatu. Bardzo mieszane uczucia mam co do tego rozwiązania. Z jednej strony pomysł fajny, z drugiej – trochę za cicho gada, nawet na maksymalnej głośności. Dookoła zwiedzający przecież i gadają… Poza tym, czemu nie zrobili z tego ogólnodostępnej aplikacji w sklepie Google Play i linka (QRcode!), tylko dedykowany sprzęt, bramki do wykrywania, czy ktoś nie wynosi itd.? IMHO potężne marnotrawstwo środków. No i w obecnym rozwiązaniu nie można obejrzeć filmów przed wizytą w rezerwacie, by wiedzieć na co zwrócić uwagę… Nawiasem, jakby ktoś się wybierał, to polecam dojście od strony miasta, nie z dedykowanego parkingu. Zdecydowanie bliżej.