Krzyk Czarnobyla

Raczej nie piszę o przeczytanych książkach. Ostatnio przeczytałem[1] jednak książkę Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości i uznałem, że zasługuje na wpis. Zacznijmy od tego, że nie wiedziałem, czego się spodziewać. Nie znałem ani – nieco kontrowersyjnej – autorki, choć noblistka, ani tytułu. Oczywiście sama nazwa Czarnobyl dawała jasną wskazówkę.

Szybko nadrobiłem zaległości na Wikipedii, dowiedziałem się też, że pierwotnie książka została wydana jako Krzyk Czarnobyla. Nadal nie wiem, czy to nie lepszy tytuł. Stąd oczywiście tytuł wpisu.

Zniszczony reaktor w Czarnobylu
Zniszczony blok reaktora w Czarnobylu Zdjęcie autorstwa IAEA Imagebank – 02790015, CC BY-SA 2.0

Książka powstała na podstawie wywiadów z ludźmi i pokazuje awarię (mniej) i jej skutki (bardziej) z perspektywy różnych ludzi, głównie mieszkańców Białorusi. Różnych ludzi. Bardzo różnych. Są rodziny ofiar, są likwidatorzy, osoby, które zostały w strefie, są wysoko postawieni działacze, naukowcy, lekarze… Sporo tzw. zwykłych ludzi.

Czego się dowiedziałem, o czym nie wiedziałem? Przede wszystkim, przed lekturą miałem wrażenie, że skażenie obejmowało strefę powiedzmy małych kilkudziesięciu km i dotyczyło wyłącznie Ukrainy. Tymczasem najbardziej w wyniku skażenia ucierpiała Białoruś (nawet 20% powierzchni kraju).

Kolejna rzecz, o której nie wiedziałem, to fakt, że awaria i jej skutki były zatajane przed ludnością. Nie chodzi tylko o likwidatorów, którzy w prowizorycznych ochraniaczach (albo i bez nich) walczyli z bezpośrednimi skutkami wybuchu. O ile w Polsce poinformowano o awarii i podano ludziom roztwór jodu[2], to w ZSRR tego nie zrobiono. Nawet, gdy były możliwości.

Zupełnym zaskoczeniem była dla mnie liczba ludzi zaangażowanych w skutki usuwania awarii. Myślałem, że mówimy o setkach, może tysiącach…

Jest też trochę szokujących informacji o tym, jak wykonywano plan, czyli siano, sadzono ziemniaki i przetwarzano skażone mięso. Były nawet instrukcje jak postępować przy określonym poziomie skażenia. Jest też o chciwości jednostek – domy ze skażonej strefy były szabrowane, a nawet rozbierane i przewożone w inne miejsca kraju, by je sprzedać. Podobnie samochody. Skoro mowa o chciwości – warto pamiętać, że reaktory RBMK, czyli typu używanego w Czarnobylu, były najbardziej efektywnym typem. Choć też najbardziej niebezpiecznym.

W książce znaleźć można sporo krytyki ZSRR i polityków czy też raczej rządzących. Sporo o działaniach, by się komuś nie narazić, sporo o tak trzeba. W tym o ignorowaniu procedur i braku poszanowania dla ludzkiego życia.

Nie jest to lekka lektura, znaczna część to opisy chorób, śmierci itd. Podczas lektury miałem trochę skojarzeń z pandemią i wrażenie, że niczego się – jako ludzkość – nie nauczyliśmy. Ani na poziomie zachowań pojedynczych ludzi, ani w kwestii przygotowania służb, ani działań na poziomie państwowym, ani informowania społeczeństwa. Podobny jest też podział na przed pandemią i po pandemii, tak jak przed katastrofą i po katastrofie.

Zdecydowanie warto się zapoznać, choć jest to też książka uświadamiająca jak niebezpieczna jest energia jądrowa. I o tym, że mimo zabezpieczeń, różnego rodzaju wypadki będą się zdarzać. Ludzie popełniali, popełniają i będą popełniać błędy.

Niezwiązana z książką informacja, ale: akurat gdy skończyłem lekturę, dotarła do mnie informacja, że w wojnie w Ukrainie została zabita żona pierwszej ofiary awarii w Czarnobylu.

[1] Tak naprawdę przesłuchałem audiobooka w Legimi. Kiedyś rozdawali sporo kodów, a nie zawsze chcę używać oczu i wtedy ich używam.
[2] Możliwe, że w Polsce było to zbędne, ale nie zaszkodziło.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *