Potwierdź mój wiek, anonimowo

Pojawiło się zagadnienie weryfikacji wieku przyjaznego dla prywatności czyli anonimowej weryfikacji wieku. Czyli mamy serwis X, który chce potwierdzić, że użytkownik ma 18 lat, ale jednocześnie ma otrzymać możliwie mało danych na temat tego użytkownika. Idealnie: tylko wiek.

Rysiek zaproponował rozwiązanie, które zaintrygowało mnie na tyle, że postanowiłem przeanalizować, czy to ma szansę działać. Wyszło mi, że nie. W tym wpisie skupiam się wyłącznie na proponowanym opisie algorytmu, czyli punktach i akapicie w którym jest zawarty.

Podsumowując założenia, ma tam być tak, że jest serwis X, użytkownik U, oraz serwis potwierdzania identyfikacji EID. X ma nie wiedzieć, kim jest U (dane osobowe). EID jak najbardziej zna dane osobowe użytkownika U, ma potwierdzić wiek, ale ma nie wiedzieć, że potwierdzenie jest na potrzeby serwisu X.

Problemy, które tu widzę, są dwa. Pierwszy jest taki, że użytkownik U w pełni kontroluje komunikację pomiędzy X a EID. Najpierw wysyła dane (które może dowolnie ustalić przed wysłaniem), potem otrzymuje odpowiedź, którą przekazuje. Czyli mamy do czynienia z man in the middle. Nie byłoby tu wielkiego problemu, gdyby EID wiedziało, że rozmawia z X – wystarczyłoby wtedy użyć odpowiednich kluczy prywatnych i publicznych. Ale jest to sprzeczne z założeniami.

Drugi problem jest poważniejszy. Serwis X nie wie, jakiego użytkownika weryfikuje. W tej sytuacji dowolny „dowód osobisty” może posłużyć do weryfikacji użytkownika.

Przekładając to na bardziej tradycyjne okoliczności: osoba w kominiarce przychodzi kupić alkohol i w ramach weryfikacji wieku pokazuje na ekranie telefonu zdjęcie dowodu osobistego. Czy sprzedawca jest w stanie zweryfikować wiek osoby na tej podstawie? Wg mnie – nie bardzo. Zdjęcie na ekranie to tutaj odpowiednik MITM (nie wiemy nawet, czy dowód jest autentyczny). Natomiast kominiarka (ukrycie tożsamości, anonimowość) uniemożliwia sprawdzenie, czy dowód należy do danej osoby.

Czyli dokładanie kolejnych warstw, algorytmów, systemów, stron w komunikacji nie zwiększa nam tu pewności anonimowej weryfikacji wieku. Nie w stosunku do wybrania przez użytkownika na stronie opcji „potwierdzam, że mam 18 lat”.

Być może po prostu mamy problem z akceptacją faktu, że weryfikacja wieku nigdy nie była anonimowa? Bo sprzedawca w sklepie z alkoholem nie tylko sprawdza[1], czy osoba posiada dowód osobisty. Sprawdza też, czy jest on autentyczny. I czy należy do tej osoby. OK, do tego ostatniego nie potrzebuje tu kompletu danych z dowodu, wystarczy zdjęcie. Ale do pozostałych danych ma dostęp w trakcie sprawdzania autentyczności.

Na Mastodonie trwa dyskusja, pewnie warto zapoznać się z całością, a komentować czy sugerować działające rozwiązania można równie dobrze tam.

[1] A przynajmniej powinien to robić.

Raspberry Pi niemal read only

W końcu padła kolejna karta microSD. Tym razem jakaś chińszczyzna, kupiona wieki temu na Aliexpress. Działała długo. Nie pamiętam od kiedy, ale chyba parę lat. Znaczy się, problemy miała wcześniej, ale nie miałem czasu się tym zająć i jakoś działało. Chodzi oczywiście o Raspberry Pi robiące za router GSM.

O tym, że nie jest z nią dobrze wiedziałem. Przy instalacji nowych pakietów miała narowy i leciały jakieś błędy. Za pierwszym razem ograniczyłem zapisy na kartę – wyłączyłem bieda statystyki w postaci logowania ilości przesłanych danych. Mogłem wyłączyć więcej logów oraz swap, ale nie wpadłem na to. Zresztą, działało.

A teraz pewnego dnia zniknął internet, akurat gdy pracowałem. Oczywiście udostępniłem sobie net z komórki, ale zrobiłem szybką diagnostykę. W logach czysto, w dmesg czysto, uptime 240 dni. Reboot i… nadal nie działało. Za to chwilę po reboocie przy zwykłym działaniu pojawiły się błędy odczytu. Uznałem, że wina karty.

Chyba niesłusznie i była to po prostu awaria a2mobile, bo po przełożeniu modemu do innego komputera netu także nie było.

Tu mała dygresja odnośnie operatorów. Zmigrowałem z Aero2 na a2mobile i tak to sobie działa. Przy okazji – można odzyskać kaucję za kartę, którą pobierało Aero2. Nie trzeba odsyłać karty, nie trzeba podawać numeru ani wypełniać druku – wystarczy napisać email, tak jak to opisano na Pepper. W mniej niż tydzień pieniądze z depozytu miałem na koncie.

Tak w ogóle to widzę, że w Aero2 mają nowe pakiety i może niepotrzebnie rezygnowałem. Bo teraz w Aero2 dają 10 GB za 10 zł bez limitu prędkości. Z kolei obecne a2mobile nadal daje za 12,9 zł 5 GB bez limitu prędkości, kolejne 5 GB z limitem 3 Mbps (modem 3G, więc nie robi to dramatycznej różnicy i spokojnie da się działać), kolejne 5 z limitem 1 Mbps (no tu jest wolno już), a potem 512 kbps. W praktyce pewnie zwykle mieściłbym się w 10 GB, a lepiej dopłacić 10 zł za kolejny pakiet przy tych rzadkich okazjach, kiedy potrzeba będzie więcej transferu. Hmm…

No ale skoro karta ewidentnie pada, to pora na wymianę. Czasu mało, więc zamawiać nie będę, szybka wizyta w sklepie, kupiłem jakiś dziwny wynalazek 32GB za 20 zł. Karta microSD z napisem full HD na opakowaniu. Przy okazji zauważyłem, że bardzo stary Raspbian się tam ostał – jeszcze oparty na bullseye. Zastanawiałem się przez chwilę, czy nie instalować nowego Raspbiana (oparty na bookworm), ale o ile backup obrazu karty miałem, o tyle plików nie. Oczywiście mogłem podmontować i zgrać pliki, ale stwierdziłem, że więcej będzie roboty z szukaniem ich wszystkich, niż z aktualizacją Raspbiana.

No i w sumie miałem rację – aktualizacja była bezproblemowa. Przy okazji wyłączyłem logi, wyłączyłem swap, zrobiłem lekki tuning pamięci, ustawiając minimalną możliwą dla karty graficznej (16 MB zamiast domyślnych 64 MB). No i zobaczymy, ile podziała teraz. Oczywiście mam świeży backup, znowu w postaci obrazu karty.

Przy okazji, trafiłem na ciekawy opis, jak zrobić w Raspberry Pi kartę w trybie read only przy pomocy overlayFS. Spróbowałem i… niestety nie działa, choć raspi-config twierdzi, że przełączył. Nie tylko u mnie, widziałem podobne opisy na forach – na 64bit niby działa, na 32bit – nie. A moje RPi to 1B, więc nie mogę 64bit użyć. Na dokładniejszy debug nie starczyło już czasu, może następnym razem się uda…

Aktualizacyjne wpadki

Aktualizować, czy nie aktualizować, oto jest (odwieczne) pytanie. Na systemie, gdzie działa blog wychodzę z założenia, że aktualizować. Nie jest to żaden krytyczny system, problemy z unattended-upgrades są rzadkie. Za to aktualizacje bezpieczeństwa są całkiem częste, więc po co pilnować tego i co chwila klepać apt update && apt upgrade, skoro może się zrobić samo?

Jednak wczoraj sprawdziłem maile i okazało się, że jest wiadomość, że blog leży. Od godziny szóstej z małymi groszami. Przemknęło mi przez myśl, że może jakiś błąd monitoringu, albo zablokowałem im IP (tzn. ktoś ich dopisał jako złośliwe IP, a korzystam z blokad). Jednak otwarcie bloga w przeglądarce potwierdziło. Backendu nie ma, błąd 502, zła brama.

„Równa” godzina podpowiadała, że to jednak coś automatycznego. No i faktycznie, spojrzałem w konfig nginx, powinien korzystać z php-fpm 8.3. A tymczasem takiej wersji w systemie nie ma. Choć była, bo konfiguracje zostały[1]. Za to jest php-fpm 8.4. Cóż, szybka poprawa konfiguracji nginx, by korzystał z nowej wersji, dostosowanie konfiguracji PHP, doinstalowanie brakujących pakietów (np. obsługa mysql) i… działa.

Trochę nie dawało mi spokoju co się dokładnie stało, więc jak tylko miałem chwilę, sprawdziłem logi unattended-upgrades. A tam:

2025-04-03 06:08:19,883 INFO Packages that will be upgraded: php-common php-fpm
2025-04-03 06:08:19,883 INFO Writing dpkg log to /var/log/unattended-upgrades/unattended-upgrades-dpkg.log
2025-04-03 06:08:54,101 INFO All upgrades installed
2025-04-03 06:09:11,494 INFO Packages that were successfully auto-removed: php8.3-cli php8.3-fpm php8.3-opcache php8.3-readline

Zagadki nie ma, żadnej, wszystko jest w zależnościach pakietu php-fpm:

Package: php-fpm
Depends: php8.4-fpm

Dodam jedynie, że problem wynika w tym przypadku z wykorzystania nieoficjalnego repozytorium, z nowszymi wersjami PHP packages.sury.org. W waniliowym Debianie wszystko by działało. Ale PHP byłoby w wersji 8.2. W sumie nie jest to jakaś wielka różnica – kiedyś była większa. Możliwe, że wrócę do waniliowego Debiana… Tym bardziej, że wkrótce wydanie kolejnej wersji stabilnej.

UPDATE: Po krótkim namyśle stwierdziłem, że nie ma na co czekać na nowe wydanie i wróciłem do waniliowego Debiana już teraz. Zresztą przy aktualizacji i tak jest zalecane usunięcie pakietów z 3rd party repozytoriów…

[1] Debian przy usuwaniu pakietu zwykle nie usuwa jego konfiguracji.