Liczy się kasa

Od pewnego czasu w sklepach typu Lidl, Biedronka czy ostatnio Netto jest parcie na kasy samoobsługowe. W Lidlu do tego stopnia, że kierowani są tam wszyscy klienci, także ci z zakupami wymagającym potwierdzenia czy chcący zapłacić gotówką. Nie wiem jak to rozwiązują, aż chyba kiedyś wybiorę się specjalnie po to, aby to sprawdzić.

Powody są oczywiste – nie trzeba płacić kasjer(k)om, ich pracę przy kasie samoobsługowej wykona klient. Dodatkowo zmniejsza się narzut na logistykę związaną z obsługą fizycznych pieniędzy. Oczywiście koszt kasy samoobsługowej jakiś jest, ale tradycyjną też trzeba kupić. I wcale nie jestem przekonany, czy ta samoobsługowa jest droższa. Odpada choćby taśma transportowa. No a potem to już czysty zysk – nie trzeba zatrudniać obsługi i w dodatku przewidywać obciążenia na kasach w dany dzień/godzinę, co trywialne zapewne nie jest. Znaczy wystarczy jedna osoba do wszystkich kas, albo wręcz obsługa tradycyjnej kasy zajmie się kasami samoobsługowymi z doskoku.

Jak to wygląda z punktu widzenia klienta? Ano średnio. Już pal licho tę pracę wykonywaną za obsługę kasy, bo narzutu tyle, żeby zeskanować kody. Problemy zaczynają się, gdy ma się więcej produktów. Miejsca na odkładanie produktów w kasach samoobsługowych są zwyczajnie małe. I nie mówię o zakupach pakowanych do samochodu. One bywają za małe nawet do tego, co zabieram do plecaka i toreb.

Jednak nie tylko przy dużych zakupach jest problem. Ile razy zdarzało mi się robić drobne drobne zakupy na śniadanie, typu pieczywo i coś do niego? Wiecie, takie zakupy, gdy nawet nie bierze się koszyka. Ano wiele. No i sytuacja, jedna kasa z obsługą, stoją 2-3 osoby, więc myślę skasuję w samoobsługowej, będzie szybciej. A figę! Co prawda bułek mam kilka, wybieram prawidłowe, podaję ilość i… zonk. Nie zgadza się waga produktu, poczekaj, zaraz podejdzie asystent. Owszem, podejdzie. Tylko kiedy? Zwłaszcza, gdy asystentem jest osoba kasująca jednocześnie na zwykłej kasie…

Wszystkiemu winne są oczywiście nienormatywne produkty i niska tolerancja rozbieżności. Różnica wagi ponad 10% na bułkach nie jest rzadkością. A ostatnio w Biedronce mieli za duże ogórki. Dwa razy kupowałem i dwa razy po włożeniu do skasowanych od razu była blokada i wzywanie asystenta.

Rozwiązanie? Nie wiem, czy istnieje. Teoretycznie można zrobić rozpoznawanie obrazu przez AI i wyeliminować część przypadków. Na przykład ten z ogórkiem. Ale z pieczywem już będzie ciężko. W nieprzezroczystym, półpapierowym opakowaniu, albo nawet w przezroczystej reklamówce i kilku sztukach zwyczajnie trudno będzie o widoczność. Przy czym obecne rozwiązanie też jakby nie działa, bo w jakichś 8 przypadkach na 10 asystent nawet nie zerka na to, co odłożyłem, tylko odbija się na kasie i zatwierdza wyjątek.

14 odpowiedzi na “Liczy się kasa”

  1. Praktyki sklepów coraz bardziej sprawiają że staram się wszystko kupować poza nimi – po prostu wizyta w sklepie staje się coraz bardziej irytującym (czasem wręcz toksycznym) doświadczeniem.

  2. Wzorcowo było to rozwiązane kiedyś w Tesco – do 6-8 kas samoobsługowych było 2-3 pracowników i gdzieś mi się obiło o uszy, że przydział pracowników na samoobsługowe było pewnym rodzajem nobilitacji – nie trzeba było siedzieć godzinami, a praca polegała jedynie na asystowaniu. Obecnie trochę podobnie wygląda to w Leclerku: u mnie na 8-10 kas jest dwóch pracowników i problemy rozwiązywane są dość szybko. Pomysł z linią kas samoobsługowych bez stałej obsługi pracownika to w Polsce chyba wymysł Biedronki i działa to tragicznie, trzeba czekać na pracownika z normalnej kasy albo z zaplecza.
    Sam wolę kasować się w kasach samoobsługowych, ale w takim wydaniu, jak to wygląda w Biedronce skutecznie to tego zniechęcają.

    1. Potwierdzam, nie widziałem tego w innych sklepach, niż Biedronka. Z drugiej strony ciężko będzie im mnie zniechęcić – w mojej okolicy Biedronek jest z 3 razy więcej, niż sklepów innych sieci.
      Najgorsze dla mnie jest to, że zwykle ten problem występuje, gdy jest względnie pusto przy kasach – czynna tylko jedna tradycyjna, puste samoobsługowe.

  3. >W Lidlu do tego stopnia, że kierowani są tam wszyscy klienci, także ci z zakupami wymagającym potwierdzenia czy chcący zapłacić gotówką. Nie wiem jak to rozwiązują, aż chyba kiedyś wybiorę się specjalnie po to, aby to sprawdzić.

    To jest bardzo proste. Pieniążki wydają z kasetki jednej z kas ;).

    Generalnie „samośki” robią z klientów kasjerów i wcale nie pomagają w pomniejszeniu zakresu obowiązków kasjerów – ba! Redukują kolejne miejsca, bo są niepotrzebni. Przez co (szczególnie biedronka) boryka się z brakiem ludzi, bo są niepotrzebni. I skoro 5 osób daje rade zrobić rzeczy za 10 – po co kolejnych zatrudniać.

    1. Spodziewam się właśnie takiego rozwiązania. Tylko nie rozumiem tego parcia. A bywa spore. Równie dobrze osoba naganiająco-wydająca mogłaby usiąść na chwilę na kasie, prawda?

      Jeśli chodzi o wpływ na pracowników to celowo ledwo musnąłem. Nie mam doświadczenia, nie mam info z pierwszej ręki. Zapewne jest jak piszesz. Ale chciałem skupić się na perspektywie klienta.

  4. Jako konsument staram się unikać sklepów z kasami samoobsługowymi. Jeżeli mam do wyboru trzy minuty stania w kolejce do kasy zwykłej, albo pójście od razu do samoobsługowej – wybiorę to pierwsze, nie tylko dlatego, że przy samoobsługowej istnieje niezerowe prawdopodobieństwo, że coś zamigota i będę musiał długo czekać na asystę obsługi. To zabrzmi górnolotnie, ale przecież kupując przy kasie samoobsługowej zwiększamy nierówności w społeczeństwie. Pomagamy właścicielowi maksymalizować zyski, co odbywa się kosztem naszym (bo sami musimy skanować) i pracowników (bo redukcja etatów). No, zarabiają też technicy i informatycy, którzy budują te kasy i piszą do nich oprogramowanie, ale oni, jak wiadomo, zarabiają już dość. 🙂

    Waga jako zabezpieczenie przed kradzieżą zawsze wydawała mi się irracjonalna. Przecież jeżeli ktoś będzie chciał ukraść ogórasa, to spróbuje schować go za pazuchą. Potrzebne są wyrywkowe kontrole i jakiś pracownik, który cały czas ma na kupujących oko.

    Rozpoznawanie obrazu przez AI na potrzeby kas samoobsługowych – fajny pomysł, zakładaj startup.

    1. Tak, o zyskach właściciela jest trochę i w drugim akapicie, i w tytule. Co do nierówności społecznych – jak pisałem w komentarzu obok, nie znam środowiska. Ale z tego co gdzieś czytałem, praca na kasie to niekoniecznie jest spoko praca. Przynajmniej w Polsce. A wszędzie jest nisko płatna i nierozwijająca, więc wydaje mi się, że raczej nie tyle chodzi o nierówności społeczne, co o redukcję bezrobocia.

      Zauważ też, że 3 min to raczej jedna osoba z większymi zakupami. Jak rano widzę 2-3 takie w kolejce, a sam wyskoczyłem po pieczywo i coś do niego, dodatkowo spieszę się zrobić śniadanie i lecę do pracy to wg mnie nie jest to dobry moment na walkę z nierównościami społecznymi. Znaczy wpływ będzie pomijalny, a mój koszt wysoki.

      Jeśli chodzi o wagę, to wg mnie jest całkiem spoko zabezpieczeniem. Chowanie za pazuchę rzuca się w oczy i pewnie jest monitorowane i wykrywane inaczej, poza tym, ile tam można wynieść (tak, wiem, zawodowcy sporo)? Natomiast waga zabezpiecza przed – celowym lub nie – skasowaniem powiedzmy 1 opakowania kawy, a przełożeniem 2. To jest coś, co może zrobić każdy, bez żadnych umiejętności. W dodatku względnie bezpiecznie, nawet przy wykryciu na wyrywkowej kontroli – „kasowałem wszystko, pewnie kasa źle nabiła, nie wiem, nie znam się, oczywiście zapłacę”. Co więcej, to że się nie znam i że przy większych zakupach nie jestem w stanie skontrolować wszystkiego to akurat prawda. Proste ważenie zapobiega temu.

      Przy okazji zapobiega też pomyleniu towaru (np. bułki A zamiast bułki B), czy zaniżeniu ilości bułek (także missclick na klawiaturze przy wyborze ilości). Tylko nie wiem czy tolerancja jest taka sama dla towarów o znanej gramaturze (np. opakowanie kawy) i tych mniej standardowych, typu bułki, czy ogórek. A może po prostu widełki są za małe. Ogórki były naprawdę wyjątkowej wielkości wtedy…

      Startup – nie widzę sensu. Trochę poza moim obszarem kompetencji. Na pewno już to przymierzali, albo zrobią i tak swoje. Last but not least: rozpoznawanie to jedno i względnie proste, a rozpoznawanie towaru w niezupełnie przezroczystej foliówce to inna bajka.

    2. Coś takiego ma Kaufland. Ostatnio jak korzystałem z ich kasy samo obsługowej i „pilota” do nabijania na kasę już na etapie wkładania do koszyka (na hali), to po zamknięciu rachunku na kasie samoobsługowej wezwało mi obsługę do weryfikacji moich zakupów.
      Przy czym to jej „pilot” chyba kazał jej strzelić w 2-4 losowo wybrane/wskazane produktu by zweryfikować czy się zgadza z moją deklaracja z hali.

  5. W Irlandii trend do stawiania kas samoobsługowych pojawił się już dość dawno – większość dużych sieciówek ma to już w standardzie. W lokalnym Tesco jest 8 kas samoobsługowych z jednym asystentem, który się na ogół nudzi. A kasy „żywe” stoją w większości nieobsadzone, na ogół tylko w jednej, góra dwóch jest kasjer, reszta świeci pustkami.

    W SuperValu jest inaczej: trzy kasy „żywe” i dwie automatyczne, ale w „żywych” zawsze ktoś jest. No ale to dużo mniejszy sklepik.

    W Dunnes sześć automatów i chyba ze dwadzieścia „ludzkich”, obsadzonych na oko w połowie (z wyjątkiem akcji typu święta, wtedy wiadomo, 100%).

    W Lidlu i w Aldim automatów w ogóle nie ma, tylko żywi ludzie na kasach.

    Jeśli chodzi o sklepy budowlane (i tym podobne) to na przykład w Woodies automatów całkiem brak, ale już w B&Q są cztery kasy automatyczne z jednym asystentem – i tylko dwie żywe.

    W IKEA pół na pół, choć ostatnio byłem tam dobrze ponad rok temu więc może się pozmieniało.

    1. To w Polsce trochę inaczej jest. Lidl chyba był jednym z pierwszych marketów, który wprowadził kasy samoobsługowe. Mają je chyba we wszystkich sklepach, aktywnie naganiają tam klientów. W niektórych sklepach nawet po dwie grupy po 8-10 kas. Przy małych kilku tradycyjnych, obsadzone 1-2.

      Biedronka – zwykle kilka stanowisk samoobsługowych + kilka tradycyjnych, z czego obsadzone 1-2.

      Ikea – większość tradycyjnych, ale samoobsługowe się pojawiły.

      Castorama – bardzo dużo tradycyjnych, nieobsadzonych raczej. Jakieś stanowiska samoobsługowe są.

      Całkiem niedawno wprowadzili samoobsługowe w Netto, gdzie bywam. Bodajże 3 sztuki, upchnięte w małym, niewygodnym przejściu. Często są puste, mimo kolejki do kas tradycyjnych (chyba 3 albo 4, obsadzone 1-2). Może dlatego, że to nowość. A może kwestia przyzwyczajenia klientów.

    2. Właśnie się zastanawiałem czy w PL na budowlance jest samo obsługa. Aż sobie przypomniałem iż właśnie w Castoramie (odpowiednim marki B&Q) są kasy samoobsługowe. W Krakowie na Sławka to chyba zamiast 3 kas zwykłych zrobili 2 sekcje (po 4-6 stanowiska) z jednym nadzorcą.

      W krakowskiej IKEA też zamienili na oko 4 kasy na 2 sekcje po 6-8 stanowiska do samo kasowania. Przy czym o ile ilość kas jest chyba dalej większa niż ilość stanowisko do samoobsługi, to ilość działających jest chyba zwykle 1:1.

  6. Na pewno jeśli mam porównać kasy samo obsługowe pomiędzy Lidlem a Biedronką, to jednak wolę te z Lidla. Pozwalają m.in. na miksowanie pieczywa i potem ważyć zbiorczo całe opakowanie z pieczywek. Biedronka, każe ważyć każdy rodzaj pieczywa osobno.

    Lepiej ogarnia zgrzewki (jeśli kasujemy z opakowania zbiorczego) i nie każe ich wyciągać z koszyka.

  7. Unikam kas samoobsługowych z powodów wymienionych przez Borysa, ale do tego mam jeszcze jeden: zczytywanie kodu kreskowego, aby mnie bramka puściła. Nie, dziękuję, nie potrzebuję czuć się jak potencjalny złodziej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *