Zdjęcie
Do afer ze zbożem w tle mamy szczęście. Poprzednio była wykopowa afera zbożowa, a teraz chodzi o wódkę Żytnią. Wszystko zaczęło się od widocznego poniżej zdjęcia zamieszczonego na profilu na Facebooku.
Źródło: wykop.pl
Chwilę potem rozpoczęła się nagonka na Polmos i agencję reklamową, która przygotowała materiał. Teksty o zbezczeszczeniu, zapowiedzi pozwów… klasyka.
Ale to już było
Moim zdaniem, nie pierwszy raz mamy taką sytuację. Pierwsze, z czym mi się zdjęcie i cała #żytniagate skojarzyła, to Psy Pasikowskiego, a konkretnie ten fragment (polecam przewinąć do 2:30):
Podobieństwa:
- W obu przypadkach mamy wykorzystanie utworu upamiętniającego śmierć konkretnej osoby, symbolu wydarzeń
- W obu przypadkach zbrodnia dokonana przez komunistyczny aparat państwowy
- W obu przypadkach jest „bezczeszczenie” poprzez humorystyczny kontekst z udziałem alkoholu
- W obu przypadkach od zdarzenia upłynął podobny okres (1970 – 1992 oraz 1982 – 2015)
Przypadek? Nie sądzę.
Przychylam się do teorii, że całość została zrobiona z premedytacją. Przemawiają za tym: użycie „bocznej” firmy reklamowej, wykorzystanie w formie niedopowiedzianej/artystycznej, szybkie odcięcie się Polmosu i przeprosiny. Last but not least: czas publikacji. Dwa tygodnie przed rocznicą. Generalnie IMO obliczone na wywołanie szumu, który podchwycą ludzie i będą pamiętać przez dłuższy czas (teraz w parę dni dotrze pierwsza fala do wszystkich, 31 sierpnia będzie odgrzanie tematu).
Jeśli wszystko to było tal przemyślane, to mamy do czynienia z prawdziwym majstersztykiem reklamy. Może niezbyt etycznym, na pewno cynicznym, ale zdecydowanie wartym docenienia.
Kto zrobił reklamę?
Najciekawsza sprawa w tym wszystkim to IMO fakt, że główną reklamę zrobili ludzie, nie agencja. Ci oburzeni, ci komentujący i powielający (tak, w tym ja teraz). Zasięg profilu Żytnia Extra na Facebooku to na dzień dzisiejszy raptem ok. 27 tys. ludzi. Przypuszczam, że w dniu zamieszczenia zbytnio się nie różnił. Faktyczny zasięg? Minimum o rząd wielkości większy. Może o dwa rzędy. Koszty? Zapewne pomijalne, szczególnie za tak długotrwałą obecność w wielu miejscach produktu, który nie może być w Polsce reklamowany. Tak, uważam, że zostaliśmy strollowani. A jak wiadomo, jedyny sposób na trolle, to nie dokarmiać.
Na koniec
Nie będę się bawił w streszczenia. Sprawa wydarzeń lubińskich jest mało znana, o czym świadczy choćby częste mylenie Lubina z Lublinem podczas omawiania zdjęcia. I lakoniczność wpisu w Wikipedii. O Janku Wiśniewskim jest znacznie więcej. Warto przeczytać i znać, zanim zaczniemy się śmiać.
Naprawdę trzeba się nudzić aby taką gównoburzę opisywać i komentować, lub nawet dać się ponieść emocjom.
Te wszystkie „afery” kojarzą mi się z utratą wiary katolickiej po obejrzeniu filmu „Kod da Vinci” lub czepianie się swego czasu reklamy pt. „Zimny Leszek”. Niepotrzebne nerwy, emocje, nadmuchiwanie sprawy i strata czasu.
Gównoburzę warto skomentować, rzucić swoje trzy grosze i wyłączyć nasłuch. Oczywiście nie linkować, chociaż w przypadku FB to jest niemożliwe
Co do filmu i reklamy ja tu widzę zasadniczą różnicę. Psy to mimo wszystko bardziej produkt artystyczny niż marketingowy, a cała scena została z premedytacją wkomponowana w film aby jeszcze mocniej zaakcentować nawiązania do polskiej historii To nadal fikcja literacka ale zdecydowanie osadzona w naszych realiach.
Czy warto? Dyskusyjne. Ale to mój wybór. Opisałem pewne aspekty, na które nie widziałem zwrócenia uwagi gdzie indziej.
Linkowanie? Nie ma znaczenia, w tym przypadku. Większość miejsc cytowała fotę i dokładała cegiełkę do publikacji (czy tam: rozprzestrzeniała mem). Z kolei nie bardzo jest sens tylko ją opisywać, bo jeden obraz wart tysiąca słów itd. A bez tego w sumie nie wiadomo dokładnie o co chodzi. Czyli – jak było u Dicka – jeszcze jedna chińska pułapka na palec.
Uważam, że demot to też bardziej artyzm (kategoria: satyra, błazenada), niż marketing. Wydaje mi się, że spełnia wymogi utworu (wg prawa autorskiego). Dopóki ludzie nie zaczęli się oburzać, wpływ marketingowy był przyzerowy. Dopiero karmienie tuczy trolla. Podobnie było z jakimś pajacem z SS na różowej czapce – gdyby nie szum i oburzenie w mediach, to nic by mu z tego nie przyszło. Choćby nawet chodził z gołą dupą i sobie tam SS wytatuował.
Cytując kumpla z FB Zastanawiałeś się jak dzięki temu za 20 lat Twoje dzieci odczytają to zdjęcie? Tam niosą umierającego człowieka, a okaże się, że może zemdlał w autobusie.
I moja odpowiedź Zastanawiałeś się, jak za 20 lat dzieci odczytają piosenkę i film Psy? I skąd poznają piosenkę? I co dopowiedzą sobie widząc niesionego schlanego człowieka i słysząc „Janek Wiśniewski padł”? IMO jest to praktycznie dokładnie to samo.
@rozie – I to jest dla mnie właśnie zajebiste potwierdzenie na to, że nie mając konta na FB i jemu podobnych nie tylko nic nie tracę, ale wręcz zyskuję. Dzięki :o)
@Monter Nie z FB się dowiedziałem, tylko z innych portali/blogów. Ponoć z profilu Żytniej Extra na FB szybko zniknęło (poza tym, trzeba go obserwować, by zobaczyć). Więc pudło. Nie tyle trzeba by nie mieć FB, co nie mieć netu w ogóle…
Miałem bardziej na myśli zajmowanie się takimi pierdołami niż od jakiego konkretnie konta FB się sprawa zaczęła. Cytaty powalające. Ja chyba jednak wolę chodzić po innym necie… ;-]
@Monter Najpierw piszesz o „nietraceniu przez brak konta na FB” a potem, po wyjaśnieniu, że nie z FB informacja, o „niezajmowaniu się pierdołami”. Przecież to nie ma żadnego związku i zwyczajnie kupy się nie trzyma.
Wygląda mi to na próbę racjonalizowania sobie nieposiadania X. Co gorsza opartą o pobieżną i wyrywkową (czyli stronniczą) wiedzę o X. FB to tylko narzędzie komunikacji, podobnie jak Internet. Zresztą, FB to jest Internet: rozie.blox.pl/2011/10/Facebook-takes-it-all.html
Rozmowa o FB z każdym fanatykiem tego miejsca przypomina mi nieproszone wizyty Świadków Jehowy – można najpierw grzecznie odmawiać a potem już nawet trzaskać drzwiami przed nosem, a oni i tak za jakiś czas przyjdą wcisnąć Ci swoją gazetkę. No offence :o) Zresztą fenomen FB nie przestaje mnie zadziwiać – ludzie, których znam i którzy prowadzą tam „aktywne życie”, marudzą i psioczą na to miejsce, a i tak nadal tam siedzą. Czyżby stare powiedzenie, że „jak nie wrzuciłeś fotek na FB z wakacji, to znaczy, że tak naprawdę nigdzie nie byłeś, a jak nawet byłeś, to się nie liczy” było wciąż aktualne? ;o)
Lubię i preferuję miejsca, strony i blogi w jakich można poczytać o sprawach technicznych, związanych z moimi zainteresowaniami, z jakich się czegoś dowiem, skorzystam na tym. Z głupich stron i blogów zajmujących się pierdołami nie dowiem się niczego wartościowego, a z FB dowiem się kto zmienił status związku, kiedy pierdnął, co jadł, co powiedział, gdzie był, co kliknął, kogo zablokował a kogo polubił – dla mnie osobiście to masa całkowicie zbędnej wiedzy, na jaką nie mam ochoty i to jest ten wspólny mianownik jakiego Ci zabrakło ;o) Od kontaktów to są telefony, spotkania towarzyskie na żywo, ostatecznie e-mail. Może się „zatrzymałem” gdzieś w tej całej modzie na sieci społecznościowe, ale to mój świadomy wybór, jaki mnie coraz bardziej cieszy. Zresztą prowadząc dom, mając rodzinę i pracując w systemie ciągłym nie mam na pierdoły ani ochoty, ani czasu. Fakt, gdybym był stale podłączony do sieci jakimś głaskadełkiem (czego świadomie nie chcę) pewnie z tym brakiem czasu byłoby inaczej – jednak patrz pkt.1. Nie potrzebuję mieć profilu z 300 znajomych, z którymi i tak nie ma kiedy porozmawiać. Obserwowanie co robią to żaden realny kontakt, IMHO.
FB to nie jest narzędzie komunikacji, to dla mnie tablica reklamowa i smycz. A ja reklam i kontrolowania mnie nie lubię. Prosiłem swego czasu znajomych o wymienienie kilku sensownych rzeczy do których FB się przydaje, w jakich jest wręcz niezastąpiony – w każdym przypadku (osoby prywatne, nie firmy) następował szeroki uśmiech i to tyle w temacie ;o) A może mam jakichś zwichrowanych znajomych? ;-P Za to częściej słyszę opowieści o jakichś dziwnych akcjach typu blokada kogoś, bo ten ktoś komuś coś i w ogóle – taka dziecinada trochę. Nie rozumiem też śledzenia profili jakichś firm – na co mi to? Jeśli np. korzystam z danego produktu firmy X to gdy wyjdzie nowy model pół Internetów o tym zatrąbi.
A te dywagacje co będzie za 20 lat to wybacz, ale trochę nie mają sensu. Nie wiemy co będzie za te 20 lat, można się jedynie domyślać, że zgodnie z obowiązującym trendem wszystko co dziś ma jakąś wartość za X lat będzie kompletnie niezrozumiałe, dziwaczne, rozmyte, pomieszane z błotem, niekompletne i zastąpione czymś „nowym” – to już się dzieje, patrz: „zwycięstwo Rosjan w Bitwie pod Grunwaldem” ;-P Bez urazy, po prostu nikt nie wie co będzie za rok czy dwa, a co dopiero za 20, więc dywagacje na ten temat to rozmowa o niczym. Pomijając już, że jako jednostki wpływ na to mamy raczej żaden – obieramy kierunek i nikt nie wie jak to się skończy.
Sorry za przydługi offtop i skupienie się na samym sobie ;o) Reasumując: ja wolę po prostu inny Internet. Tak, być może jestem uprzedzony. To nie jest zabronione, prawda? ;-]
Hm, nie wiem, nie spotkałem raczej „fanatyków” FB, a sam siebie zaliczyłbym raczej do sceptyków, jeśli chodzi o ten portal. Faktem jest, że społecznościówki ogólnie odgrywają coraz większą rolę w sieci. Facebook chyba aktualnie jest jedną z najpopularniejszych społecznościówek. I jak pisałem, uważam go trochę za Internet w miniaturze.
a z FB dowiem się kto zmienił status związku, kiedy pierdnął, co jadł, co powiedział, gdzie był, co kliknął, kogo zablokował a kogo polubił – to zdanie chyba najdobitniej świadczy o tym, jak bardzo nie masz pojęcia, co się na FB dzieje. „Strony” czy grupy techniczne jak najbardziej na FB są. Ba, są całe „społecznościówki” techniczne (Github; temat na osobny wpis ale coraz bardziej uważam Github za społecznościówkę).
Może się „zatrzymałem” gdzieś w tej całej modzie na sieci społecznościowe, ale to mój świadomy wybór, jaki mnie coraz bardziej cieszy.
Moja babcia zatrzymała się wręcz na radiu i TV. Też była z tego zadowolona. Tylko co z tego?
Nie potrzebuję mieć profilu z 300 znajomych, z którymi i tak nie ma kiedy porozmawiać. Obserwowanie co robią to żaden realny kontakt, IMHO.
Jak nie masz czasu napisać wiadomości na FB, to nie będziesz miał też czasu zadzwonić czy wysłać maila. OK, to może być luźniejszy kontakt, ale z większą ilością ludzi. Pewnie bez tej formy nie byłoby żadnego kontaktu. Co do definicji „realnego” kontaktu – sprawa osobista. Ale dzięki NK kiedyś zebraliśmy się po latach w realu z ludźmi z liceum na parę h na browara (to chyba „realny kontakt”?). W tym roku zagrałem z kumplami z kapeli koncert na WOŚP (wcześniej próba; to chyba „realny kontakt”?). Nie doszłoby do tego, gdyby nie FB. Itd., itp.
FB to nie jest narzędzie komunikacji, to dla mnie tablica reklamowa i smycz. A ja reklam i kontrolowania mnie nie lubię. Prosiłem swego czasu znajomych o wymienienie kilku sensownych rzeczy do których FB się przydaje, w jakich jest wręcz niezastąpiony
Myślę, że FB jest tym, jak go używasz. Podobnie jak Internet. Dla jednego będzie to tablica reklamowa i smycz, dla innego narzędzie komunikacji. Raczej nie będę polegał na zdaniu kogoś o przyzerowym doświadczeniu w temacie. Nawiasem, ci znajomi, których prosiłeś o wymienienie przydatnych rzeczy na FB to jednocześnie „fanatycy”, przyrównywani do Jechowych?
Reasumując: ja wolę po prostu inny Internet. Tak, być może jestem uprzedzony. To nie jest zabronione, prawda? ;-]
Chyba nikt Ci nie zabrania korzystać z tego innego Internetu i nie przymusza do FB? Na razie wygląda, że jak tylko usłyszysz słowo FB (albo „smartfon”), to odczuwasz nieodpartą potrzebę napisania, jak bardzo tego nie używasz i nie potrzebujesz.
Masz swój świat, a ja swój i to jest normalne. Ja nikogo do swojego nie przymuszam, nie przekonuję, opisałem tylko swój punkt widzenia. Jest chyba drobna różnica między pisaniem w stylu „uważam, że” a zwrotami typu „Ty taki, owaki!”. Z mojego (może zbyt obszernego, fakt) odpisania na poruszane przez Ciebie kwestie zrobiłeś sobie małą personalną wycieczkę. No cóż, może to kwestia umiejętności prowadzenia dyskusji. Jak już pisałem, wielbiciele FB i jemu podobnych zrobią wiele by obronić swój ulubiony serwis i sens siedzenia w nim. Podobnie jak ja, będąc w opozycji, tyle, że podałem sensowne powody „dlaczego nie” a w odpowiedzi nie widzę nawiązania do nich.
Ja osobiście nie potrzebuję włazić na techniczny profil np. GitHuba na FB skoro mogę bezpośrednio na GitHuba (jako przykład). Społeczność? Proszę Cię… Społeczność to żywi ludzie, a nie ich profile w sieci.
Twoja babcia być może nie ogarnia więcej ponad to, co używa. Bez urazy, zdarza się, też mam „wiekowych” Rodziców. Jednak jest spora różnica między nie ogarnianiem czegoś w ogóle a świadomą niechęcią do używania pewnych rozwiązań. Czy samo istnienie serwisów typu FB oznacza, że każdy musi mieć tam konto?
A skąd Ty wiesz jak dzielę swój czas? Osobiście wolę kontakty z tylko kilkoma osobami naraz niż profil z setką znajomych, przy tej samej dostępności czasu na dobę ma to o tyle znaczenie, iż z tą setką nigdy nie pogadam sensownie, a z kilkoma mogę mieć lepszy kontakt lub wręcz spotkać się na żywo (przypominam, że dla mnie net jest tylko dodatkiem do życia realnego, a nie odwrotnie) lub mieć po prostu taki kontakt, jak trzeba. Luźny kontakt to dla mnie żaden kontakt, to tylko wzajemne trzymanie się na liście znajomych i na tym koniec. Co kto lubi, ja osobiście nie zbieram kontaktów na ilość. Dla mnie brak prądu, danego serwisu w sieci czy Internetu w ogóle jest całkowicie akceptowalny, ciekawe jak z tym jest u innych?
Kolejnego akapitu nie skomentuję. Odwracasz kota ogonem i z niezrozumiałego dla mnie powodu wypowiadasz się o moich znajomych. Pogratulować tupetu. Mam znajomych różnych wyznań i po prostu mimo różnego stopnia „zagłębienia” w społecznościówki (0-100%) nikt nie sprawia wrażenia fanatyka, choć FB to już powoli jak religia. Znamienne jest to, że ci co mają już konta to zapraszają, a ja ani nikt nieobecny dotąd na FB jakoś nie prowadzimy krucjaty pt. „usuń swoje konto”. To coś jak fenomen tzw. Parad Równości – ludzie heteroseksualni jakimś dziwnym trafem nie odczuwają potrzeby robienia takich parad przez miasto ;o)
Bądź uprzejmy pohamować się w temacie „przyzerowych doświadczeń”, bo to nie licytacja. Ty mnie zgasisz wiedzą w jednej dziedzinie, ja Ciebie w innej – no i co z tego? Masz jakiś konkretny cel w artykułowaniu takich stwierdzeń?
Co do kwestii mojej prywatnej alergii na głaskadełka i kretyńskie serwisy społecznościowe (i przy okazji takie same ludzkie zachowania) – tak, mam ją, no i? Widzę na co dzień jak ludzie się „wyłączają” ze świata realnego dostając powiadomienie z FB, jak spotkania na żywo przerywane są wiecznym spoglądaniem czy coś aby nie przyszło (a jak już przyjdzie to aktualna rozmowa traci znaczenie i jest przerywana w pół zdania), jak ludzie uważają iż kontakty międzyludzkie da się sprowadzić do śledzenia czyichś profili w sieci… Nie akceptuję tego, bo to nie jest normalne. Po prostu. Potrzeby żadnej (a tym bardziej nieodpartej) do przekonywania kogokolwiek jak dotąd nie odczułem, odpisałem tylko na Twoje pytania/stwierdzenia. Być może niepotrzebnie, no cóż – jeśli nakarmiłem w ten sposób jakiegoś trolla, to mówi się trudno ;-D
Wracając do tematu – jak osobiście skorzystałeś na tej całej „aferze Żytniej”?
@monter:nie zarzucałbym jakiś złych intencji roziemu. Zgadzam się z nim,że facebook pozwala na przesunięcie krzywej 'kontaktowej’. o ile w świecie fizycznym ograniczają cię odległości, to transportowi udało się to zmienić i możesz utrzymywać kontakt z większą liczbą osób niż wcześniej. Następne były: telegram, telefon itp. aż pojawia się poczta elektroniczna,gg, no i Facebook. Pytanie czy to dalsze przesuwanie wymyslonej właśnie krzywej nie jest zahamowane jakąś wartością graniczną wynikającą z ograniczonego czasu i ograniczeń psychiki. No. i pytanie czy przeszkadzajki Facebookowe.nie powodują przesunięcia w drugą stronę w stosunku do tego co daje np. telefon. Osobiście pomijam tutaj kwestię kolekcjonowania znajomych itp.Jak To w którymś komentarzu już pisałem, cześć tego to czysty marketing. Chcą zarobić i firmy i zwykli ludzie dążący do lepszych posad i pensji.
@Monter Ja nikogo do swojego nie przymuszam, nie przekonuję, opisałem tylko swój punkt widzenia. No ale jakby bez związku z tematem i nie pierwszy raz o społecznościówkach i „głaskadełkach” piszesz. Stąd pisałem, że wygląda mi to na próbę racjonalizowania sobie nieposiadania X.
Ad. „personalna wycieczka”. Naprawdę trzeba się nudzić aby taką gównoburzę opisywać i komentować, lub nawet dać się ponieść emocjom. To jest personalna wycieczka. W sumie jak tak patrzę, to sądząc po generowanej przez Ciebie ilości komentarzy, nudzisz się.
Podobnie jak ja, będąc w opozycji, tyle, że podałem sensowne powody „dlaczego nie” a w odpowiedzi nie widzę nawiązania do nich.
No tak, ktoś napisał „smartfon” albo „Facebook”, to będąc w opozycji trzeba napisać „dlaczego nie” i spodziewać się nawiązania?
Sorry, ale nawiązania nie będzie z dwóch prostych powodów:
1. Totalnie mnie grzeje, czy używasz smartfona/FB, czy nie.
2. Gdybym nawiązał, to łapałbym się pod „fanatyków/wielbicieli” i ewangelizujących za używaniem, prawda? A jakoś mi nie zależy (patrz pkt. 1).
W ogóle czy istnieją argumenty/zdarzenia/przykłady, które mogą Cię przekonać, że FB/społecznościówki mają sens?
Ja osobiście nie potrzebuję włazić na techniczny profil np. GitHuba na FB skoro mogę bezpośrednio na GitHuba (jako przykład).
Zależy co jest na owym profilu. I tak, profile w społecznościówkach potrafią być czasem przystępniejszym dla nietechnicznych odpowiednikiem RSS (które dla odmiany są w zaniku).
Społeczność? Proszę Cię… Społeczność to żywi ludzie, a nie ich profile w sieci.
Pogadaj z Vaglą, który właśnie m.in. dzięki FB zebrał 1k podpisów (fizycznych!) do rejestracji komitetu wyborczego. Pewnie się pochwali, ile było głosów/kopert, bo zbierali.
Jednak jest spora różnica między nie ogarnianiem czegoś w ogóle a świadomą niechęcią do używania pewnych rozwiązań.
Oczywiście. Ale po Twoich wypowiedziach mam spore wątpliwości co do stopnia świadomości.
Luźny kontakt to dla mnie żaden kontakt, to tylko wzajemne trzymanie się na liście znajomych i na tym koniec.
A dla mnie nie.
Co kto lubi, ja osobiście nie zbieram kontaktów na ilość.
Też nie zbieram na ilość. So what? Uważasz, że jak ktoś ma FB, to od razu zbiera kontakty na ilość?
Dla mnie brak prądu, danego serwisu w sieci czy Internetu w ogóle jest całkowicie akceptowalny, ciekawe jak z tym jest u innych?
Pewnie różnie. Przy zajęciach opartych o sieć ciężko mówić o akceptowalności (przynajmniej mi). Oraz: uważam, że jedynie pusta deklaracja z Twojej strony, bo właśnie braki (względnie krótkie, bo parogodzinne) dostępu do netu, a co za tym idzie niedostępność „danego serwisu” (Twój blog) spowodowały Twoje działania polegające na przejściu na VPS (plus koszty). Więc z tym „całkowicie akceptowalny” to srogo przesadzasz.
Znamienne jest to, że ci co mają już konta to zapraszają, a ja ani nikt nieobecny dotąd na FB jakoś nie prowadzimy krucjaty pt. „usuń swoje konto”.
Znaczy wyobrażasz sobie sytuację, że zapraszać mieliby nie mający kont? 😀
Z nisko latającym kwantyfikatorem „nikt nieobecny” łatwo się można się zapewne rozprawić zaglądając w okolice GNU, RMS i Diaspory.
Bądź uprzejmy pohamować się w temacie „przyzerowych doświadczeń”, bo to nie licytacja. Ty mnie zgasisz wiedzą w jednej dziedzinie, ja Ciebie w innej – no i co z tego? Masz jakiś konkretny cel w artykułowaniu takich stwierdzeń?
Mogę przyhamować, jeśli przestaniesz wypowiadać się o rzeczach, o których masz mizerne pojęcie. Czy też raczej masz pojęcie pobieżne i fałszywe (tak wynika z Twoich wypowiedzi). Ogólnie – skoro zacząłeś już tematy seksualno-obyczajowe i parady – trąci mi to wypowiedziami księży nt. współżycia w rodzinie.
@Monter: Co do kwestii mojej prywatnej alergii na głaskadełka i kretyńskie serwisy społecznościowe (i przy okazji takie same ludzkie zachowania) – tak, mam ją, no i?
No i manifestujesz ją przy każdej okazji (nie wiem, czy świadomie). Że tak sparafrazuję zasłyszany dziś dowcip: twitter.com/SucharCodzienny/status/635677983320072192
Ateista, osoba nieposiadająca konta na FB i osoba nieposiadająca smartfona weszły do baru.
Skąd wiem?
To było pierwsze, co powiedzieli.
Wracając do tematu – jak osobiście skorzystałeś na tej całej „aferze Żytniej”?
Nie bardzo rozumiem pytanie, a dokładniej jego motywację. Nie opisuję tylko rzeczy, na których skorzystałem. Zdarza mi się opisywać (i mirrorować) rzeczy, które pewnie niektórzy woleliby wymazać z sieci.
Dwa nerwowe komentarze pod rząd, akcenty, podkreślenia – fiu fiu fiu…
Gdybym się nudził, wkleiłbym to samo zdjęcie u siebie, przy okazji naruszając prawo -> link i dywagował nad nim oraz tym co będzie za 20 lat ;o)
„Naprawdę trzeba się nudzić aby taką gównoburzę opisywać” dotyczyło ogół wszystkich robiących szum o niczym a nie zdanie adresowane tylko do Ciebie, ale skoro się z tym sam utożsamiłeś, to przynajmniej to jedno się wyjaśniło ;o)
Do reszty się nie odniosę, bo zapewne – parafrazując – pokonasz mnie doświadczeniem i ciekawymi porównaniami z xiędzem w tle. Albo zwyczajnie też mnie to „totalnie grzeje” po prostu ;-D
I choć kompletnie nie rozumiem Twojego nawiązania do mojego serwera – z VPSem to była krótka przygoda w ramach testu i ostatecznie wymiany maszyny w domu – ale nie muszę się z tego Tobie tłumaczyć, w dowodzie Cię przecież nie mam.
Zapodaj jeszcze jakiś suchar, nie musi być z Twittera ;-P
@Monter Dwa nerwowe komentarze pod rząd, akcenty, podkreślenia
Dwa, bo w jednym się nie mieściło (ograniczenie platformy), ale pewnie znowu wiesz lepiej, czemu dwa, czemu podkreślenia i że nerwowe.
przy okazji naruszając prawo
Naruszając prawo? W jaki dokładnie sposób? W czym jest lepsze cytowanie strony A od cytowania strony B? Autora przeróbki (osoby) nie mogę podać, bo nie jest znany. Publikujący jest widoczny w samym screenshocie. Czegoś brakuje?
dotyczyło ogół wszystkich
Wszystkich piszących o tym, więc jakby się zaliczam do „wszyscy”.
z VPSem to była krótka przygoda w ramach testu
Jak na osobę mającą w poważaniu działanie sieci i serwisu bardzo dramatycznie i z wielką dbałością o dokładne czasy przestoju (nie po raz pierwszy…) opisałeś: „Znów straciłem swoje zewnętrzne IP. Ni z gruszki, ni z pietruszki oraz bez resetu modemu i w zasadzie w ciągu dnia miało to miejsce 12 czerwca około godziny 14:00. Tym samym znów zniknąłem z sieci. Postanowiłem więc spróbować się gdzieś przenieść, choć mi to mocno nie w smak.”
Skoro tak opisujesz rzeczy, które Cię nie dotykają, to strach pomyśleć co będzie, jak się czymś przejmiesz… 😀
„co będzie, jak się czymś przejmiesz…”
Na pewno nie przejmę się Twoją firmą hostingową opartą o WordPress’a (LOL) – zrób chociaż aktualizację do nowszej wersji (minimum 4.2.4), żebyś nie musiał przypadkiem swojej bazy danych na pastebinie oglądać. Ja, laik i amator przejmuję się bezpieczeństwem swojego serwera i już dawno jestem po update, a zawodowiec woli w tym czasie afery w sieci analizować? ;-D To dopiero jest afera! ;-]
@Monter W szpalcie bocznej jest link do zasad: rozie.blox.pl/strony/zasady.html Po raz kolejny naruszasz punkt czwarty. O jakiej „mojej firmie hostingowej opartej o WordPress’a” piszesz, bo nie przypominam sobie, bym w życiu świadczył „hosting oparty o WordPressa”. Chyba nawet nie masz pojęcia, gdzie pracuję…
Ale przypomniałeś mi, że w grudniu 2014 też miałeś (mail) pretensje o jakieś swoje wyobrażenia, nie mające oparcia w rzeczywistości.
Ale się tu narobiło. Nikt nawet nie skomentował mojego modelu utrzymywania znajomości. Szkoda. Dokładając się do tej większej dyskusji: Szkoda też, że na tym blogu jest 2 komentatorów, w tym drugi to trol 😉
@rozie – sam złamałeś pkt.4, ale zdaje się broni Cię pkt.5 – sprytne.
Masz na myśli sprawę spamu wysłanego do mnie przez klienta Ogicom, firmy hostingowej mającej serwery w Beyond, ale jakiej mało atrakcyjna strona jest oparta o mocno nieaktualnego WordPress’a? Zgłosiłem się po prostu do osoby, która może temu zaradzić od środka, w odpowiedzi wysłałeś mnie na drzewo. Faktycznie, jak Klient płaci to trzeba go bronić i kazać innym akceptować spam oraz siedzieć cicho, ew. załatwiać tą sprawę naokoło, inaczej będzie się posądzonym o jakieś pretensje ;o)
@nbb – prawda jest taka, że kontaktów w sensownej formie, nie będących wspomnianym już tu przeze mnie „trzymaniem się tylko wzajemnie na listach kontaktów”, człowiek pracujący zawodowo większą część dnia i prowadzący samodzielnie dom bez pomocy babć, rodziców, opiekunek, itp. jest w stanie utrzymać tylko ograniczoną ilość. Sytuację zmienia w znacznym stopniu kwestia tego jak bardzo ktoś jest podłączony do sieci i czym (ale tego nie rozwijam, bo admin bloga będzie musiał dopisać nowy punkt zasad dotyczący wypowiadania się o srajfonach ;-P ) i czy w pracy korzysta się z sieci, ewentualnie można/nie można siedzieć bezkarnie pół dnia nie będąc zauważonym – praca pracy przecież nierówna, są takie gdzie nie tylko nie ma sieci, ale jest też zakaz używania telefonów GSM. Powyżej pewnej liczby kontaktów „połączenie” jest na tyle rzadkie, że ciężko mi osobiście mówić o czymś więcej niż posiadanie się na liście i wysłanie raz do roku życzeń urodzinowych lub świątecznych – taki kontakt to dla mnie żaden kontakt, podobnie jak spotkanie się raz na ileś-tam lat (mam tu oczywiście na myśli znajomych z przeszłości, ze świata realnego, a nie kontakty wirtualne), ale tu każdy ma co do tego własne zdanie. Jasne, że dziś jest łatwiej utrzymać kontakty niż kiedyś, gdy nie było tylu serwisów, kont, społecznościówek, tanich połączeń telefonicznych – ale jednocześnie doba ma tylko 24h a świat dziś działa jakby szybciej. O ograniczeniach psychiki powinni wypowiadać się psychologowie, na pewno mamy możliwość kontaktów z większą liczbą osób ale chyba ogólnie kontakty te są dziś dużo płytsze, bardziej zdawkowe. Przynajmniej tak mi się osobiście wydaje, ale jako troll nie mam przecież prawa głosu.
@Monter Czyli przyznajesz, że kłamałeś pisząc o „firmie hostingowej opartej o WP”?
Chodzi o ten spam, ale znowu kłamiesz. Po pierwsze, zacząłeś od oskarżeń, że ja udostępniłem komuś adres email i „żądania wyjaśnień”. Po drugie, nie zostałeś wysłany na drzewo, tylko na oficjalną ścieżkę (z linkiem do skutecznego opisu ścigania tego typu spamerów: niebezpiecznik.pl/post/znow-1000-pln-wywalczone-na-dom-dziecka-kolejna-ugoda-ze-spamerem/ ), bo tak się tego typu sprawy załatwia. W mojej rzeczywistości nie odwala się tego typu prywaty. I nie zawraca się ludziom głowy z powodu jednego maila w skrzynce – od tego jest SpamCop, albo opisana metoda.
Teraz możesz przeprosić za powyższe kłamstwa, albo się pożegnamy. Piszę najzupełniej poważnie i nie interesuje mnie, jak bardzo będziesz zasłaniał się brakiem czasu, byciem „amatorem laikiem”, nieogarnięciem tematu, swoimi przyzwyczajeniami i czym tam jeszcze. To nie jest miejsce dla kłamców i trolli.
Nie kłamałem, użyłem skrótu myślowego, przykro mi, że nie załapałeś. Będąc zawodowcem z branży IT wiesz, że WP to CMS co najwyżej na bloga lub koślawy sklepik, a nie aplikacja hostingowa – zapomniałeś o tym na moment, czy celowo udajesz?
Strona główna firmy hostingowej to jej wizytówka, która ma przestawiać firmę i zachęcać do wykupienia usług. Jest często oceniana pod względem błędów, działania, wyglądu, itp. Ta konkretna zwyczajnie straszy, a stara wersja WP jest podatna na SQL Injection.
Czyli przyznajesz, że skoro klient płaci a ja wiem kto opiekuje się jego kontem/serwerem, to nie należy spamerowi zwracać uwagi tą drogą, gdy wysyła na nieznane i nie podawane (wtedy) wszędzie konto mailowe, tylko trzeba iść na około? Ha-ha. Ubawiłem się. Jak ktoś się włamie na mój serwer i wyśle Ci spam na prywatny adres jaki mi podałeś, też Ci powiem „a weź zgłoś to do SpamCopa, to nie mój problem”. Nie chodziło o jeden mail, jeden to bym skasował i zapomniał.
Żegnaj się czym chcesz, możesz się nawet pokropić i posypać głowę popiołem. Ja przepraszać nie mam za co, chyba, że za złamanie zasady nr 5 pt.: „admin ma zawsze rację” ;o) Ja już się z Tobą dawno pożegnałem, inaczej bym nie pisał w tym tonie (i tak lżejszym, niż Twój obecny). I jak widać słusznie, skoro niby jest OK, a nagle wyciągasz jakieś sprawy sprzed 8 miesięcy, jak ktoś, komu skończyły się argumenty.
No to miłego blogowania o aferach :o) Chociaż jak to nie jest miejsce dla kłamców i trolli to sam też musisz uważać co piszesz ;-D
*PLONK*