Przejście z jesieni w lato było dość gwałtowne w tym roku. Co prawda wiosna, i to ciepła przyszła już dawno, ale niedawno zrobiło się zimno, pochmurno i w ogóle nieciekawie. Ale od paru dni w Poznaniu zrobiło się lato pełną gębą, z temperaturami rzędu 30 C. Sporo i mocno odczuwalne, z uwagi na gwałtowność zmiany.
Zmiany temperatury o dziwo dotknęły też mojego NAS opartego o Raspberry Pi. Piszę o dziwo, bo w sumie stoi blisko grzejnika i myślałem, że głównie zimą będzie tam gorąco. O ile 40 C na dysku (samo rpi mnie mało interesuje, dopóki się nie wiesza itp.) zostało przekroczone już dawno, to do tej pory utrzymywało się 41-42 C. No chyba, że pojemnik został czymś przykryty, co się zdarzyło raz czy dwa, ale można uznać za nieistotne odstępstwo od normy. Natomiast odkąd zaczęły się upały, dysk zgłaszał cały czas temperatury 44-45 C. Nawet i 46 się zdarzyło, a tak przecież nie mogło zostać. Tym bardziej, że bliźniak leżący luzem (OK, inna lokalizacja) ma w tej chwili 35 C, a 46 to jego życiowy rekord.
Postanowiłem machnąć ręką na uptime (nie, nie zbieram i generalnie nie zwracam uwagi, ale nie lubię wyłączać sprzętu) i dorobić otwory. Z poprzednich sześciu otworów wylotowych u góry obudowy (po 3 sztuki na dwóch ściankach) zrobiło się… 20 (po 5 na każdej ściance). Dodatkowo dorobiłem po 3 sztuki otworów wlotowych w dolnej części ścianek. Mam wrażenie, że filcowe nóżki są jednak trochę za niskie. Zobaczę, czy to coś pomoże… Jeśli nie, to będzie trzeba pomyśleć o jakimś separatorze pomiędzy rpi a kieszenią z dyskiem i może o podwyższeniu nóżek. W sumie w odwrotnej kolejności, bo wpływ podwyższenia nóżek łatwo przetestować prowizorycznie podkładając choćby dwa ołówki. 😉
Przy okazji, skoro już było wyłączenie z prądu, skorzystałem z watomierza i sprawdziłem, ile prądu bierze Raspberry Pi. No, w zasadzie cały zestaw, bo samego rpi nie mierzyłem. Więc hub USB + rpi + dysk 2,5″ biorą u mnie przy normalnym działaniu 5,2W. Przy obciążeniu CPU (prosty Perl) wzrasta to do 5,9W. Najbardziej obciążające jest kopiowanie na dysku USB z partycją NTFS – typowo 7,3W, maksymalnie 8W.
A ja nadal będę się upierał (bo już o tym pisałem), żeby zastosować wentylator (nawet mały 40mm) puszczony na niższym napięciu. Nie musiałbyś wówczas robić tylu dodatkowych dziur, które w upale nic nie zmienią, bo powietrze cały czas stoi. Wystarczyłby jeden otwór wejściowy, jeden wyjściowy i „wiatrak” za 5zł, albo nawet jakiś z demontażu. Przy odrobinie chęci można na pająka zrobić układ bazujący na LM który by włączał wentylator tylko po wzroście temperatury, groszowa sprawa – kilka elementów, lutownica i 10 minut roboty.
Co do „watomierza” sprawa jest bardziej skomplikowana. O ile są oczywiście modele mierzące już od mniej niż 5W, to te urządzenia, niezależnie od marki, służą tylko do ogólnej orientacji w poborze prądu i wyświetlanym wartościom nie można bezgranicznie ufać. W sieci są wahania częstotliwości oraz napięcia, poza tym pobór prądu zmienia się w funkcji czasu, a bardziej temperatury, i dotyczy to wszystkich zasilaczy i odbiorników, a najlepiej ukazuje nam to Twoja przykładowa żarówka – to zły wybór na punkt odniesienia, bo w zależności od temperatury żarnika pobór prądu też jest różny. Też mam „watomierz” w domu, ale używam go bardziej do stwierdzania co jest prądowym smokiem lub co zyskuję zamieniając źródła światła np. na LEDowe. Wszystkie watomierze mają też pewien rozrzut wyników, 1% lub więcej, więc tym małym wskazaniom ciężko jest mi zaufać.