Jakiś czas temu pisałem o przesiadce na M1. Musiałem użyć hashcata i… przypomniało mi się, że nowe M1 ma poważną zaletę, w postaci szybkości. Żeby zobaczyć faktyczną różnicę, pozwoliłem sobie na nanobenchmark.
Jakieś dwanaście razy szybciej w przypadku MD5 w stosunku do poprzedniego laptopa. Albo połowa wydajności Tesla 4. Miło. Jako podręczna maszynka w zupełności wystarczające.
Wszystkie powyższe wyniki benchmarków robione dla M1 z 10 core CPU i hashcata w wersji v6.2.5-516-g372d3a127.
Ponarzekam na klawiatury od Apple. Nieco już o tym było we wpisie o ergonomii maków. Nie będę powtarzał tamtych argumentów, ale mam nowe doświadczenia. W moje ręce wpadła bowiem klawiatura od Apple. A nawet dwie.
Wszystko zaczęło się od spostrzeżenia, że zamiast spacji coraz częściej pojawia się kropka w tekście. Szybko wykluczyłem tę ewentualność. Potem przypomniałem sobie o ustawieniu, żeby dwie spacje robiły kropkę. Czy mogłem naciskać dwa razy spację, zamiast raz? To już trudniej wykluczyć, ale poobserwowałem i także wykluczyłem. Zauważyłem też, że zdarza się to także na innych klawiszach, choć rzadziej. Zmiana ustawień częstotliwości ponawiania klawiszy także nie pomogła. Problem się nasilał, postanowiłem więc skorzystać z magic keyboard w celu ostatecznego stwierdzenia padu sprzętu.
Magic keyboard – pierwsze wrażenie
Spodziewałem się czegoś ultra dopracowanego, tymczasem magiczna klawiatura okazała się być zwykłą klawiaturą na bluetooth. Ze wszystkimi wadami tego rozwiązania, zwłaszcza minimalnym, ale wyczuwalnym opóźnieniem. Można się przyzwyczaić, ale lekkie rozczarowanie pozostało. Parowanie z systemem jest trywialne. W systemie można odczytać poziom baterii, a sama bateria wystarcza na dość długo, nawet bez wyłączania klawiatury. Klawiatura ma tylko jeden element świecący (caps lock), nie ma niestety żadnego innego wskaźnika podłączenia do ładowania czy stanu baterii. Klawisze mają dość przyjemny, dłuższy skok.
Układ klawiatury
Klawiatura zewnętrzna Apple oferowana przez mojego pracodawcę to tylko model z układem UK, w dodatku z blokiem numerycznym. Jest to średnie rozwiązanie, bo blok numeryczny tylko przeszkadza, jeśli ktoś korzysta z myszy. Przesiadka z US na UK jest dramatem. Początkowo notorycznie zamiast enter naciskałem dodatkowo przed nim \. Po czasie przywykłem. Kolejna zmiana to przeniesienie ` z lewego górnego rogu w okolice z. Do tego nie przywyknę raczej.
Magic keyboard – wtopy fizyczne
O braku sygnalizacji stanu naładowania już pisałem, ale to można jeszcze obronić. Prawdziwym dramatem jest wydłużenie spacji o jeden klawisz w prawo. W większości laptopów spacja kończy się równo z literą m. Macbooki nie są pod tym względem wyjątkiem. Tymczasem w magic keyboard spacja kończy się równo z kolejnym klawiszem. Apple jest tu niekompatybilne z samym sobą! Jest to skrajnie nielogicznie i bardzo irytujące, choć o dziwo chyba przywykłem. Warto dodać, że dotyczy to tylko wersji z blokiem numerycznym, niezależnie od układu US czy UK.
Kolejna wtopa projektowa to gniazdo ładowania. Miejsca jest sporo, wiec spokojnie dałoby się użyć USB C i móc doładować klawiaturę po prostu kablem od zasilacza. Niemniej Apple nie skorzystało z tej możliwości i klawiatura ma wyłącznie gniazdo lighinging. Dowcipy o użytkownikach sprzętu Apple objuczonych przejściówkami i kabelkami wydają się być uzasadnione.
Nowe klawiatury w macbookach
Użycie zewnętrznej klawiatury potwierdziło, że problem leży w klawiaturze macbooka, nie operatorze. W związku z tym dołączam do grona twierdzących, że „płaskie” klawiatury w macbookach są wadliwe i padają.
Macbook trafił do serwisu w celu wymiany klawiatury, a ja otrzymałem jako komputer zastępczy MacBook Pro 13″ wersja 2020. Ma on fizyczny klawisz escape oraz poprawiony, dłuższy skok klawiszy. Fizyczny escape nie robi mi osobiście żadnej różnicy, natomiast klawiatura jest o niebo przyjemniejsza od poprzedniego płaskiego drewna. Ot, normalna klawiatura jak w wielu laptopach różnych producentów. Gdyby ktoś rozważał kupno maka, zdecydowanie warto zwrócić uwagę rodzaj klawiatury.
Wydaje mi się, że większość komentarzy pomija sedno. Pod pozorem walki z pedofilią mamy bowiem do czynienia z udostępnieniem, prywatnych dokumentów do analizy firmie trzeciej lub służbom. Bez wymaganej dotychczas zgody sądu. I nie ma tu znaczenia, czy ocena jest automatyczna, czy ręczna.
Ba, nawet false positives są odbierającym prywatność na rękę. Przypuszczam bowiem, że szybko pojawi się procedura pozwalająca na ocenę – czyli przejrzenie przez człowieka – zdjęcia uznanego za naruszenie. Oczywiście motywowana redukcją false positives. Albo może – dla pewności i uniknięcia ewentualnych false negatives – od razu większej ilości zdjęć danego użytkownika?
W każdym razie w mojej ocenie jest to typowe zagranie odbierające ludziom wolność i prywatność, z klasycznym uzasadnieniem. Dla przypomnienia: tego typu zmiany zawsze forsowane są zwykle albo pod hasłem walki z pedofilią, albo walki z terroryzmem.
Nie rozpatrywałbym też tego jako finalnej zmiany. To, czy teraz skanowane są tylko zdjęcia wysyłane do chmury, czy robi to tylko Apple nie ma znaczenia. Uważam, że chodzi o zmianę mentalności i zrobienie pewnego wyłomu. Z czasem rozwiązanie można przecież rozszerzyć na inne platform. Albo wręcz nakazać producentom wsparcie skanowania wszystkich zdjęć, niezależnie od faktu ich wysyłania gdziekolwiek.
Gdyby ktoś się zorientował, że tego typu rozwiązania można ominąć przez stosowanie, czy nie będzie to wspaniały pretekst do zakazu szyfrowania? W imię walki z pedofilią albo terroryzmem, oczywiście.