Shutter, czyli Linux i screenshoty

Przyznaję, że jeśli chodzi o zrzuty ekranu pod Linuksem, to nie znałem do tej pory dobrego narzędzia. Znaczy jest scrot[1], który jest prosty, bardzo mały, lekki i wywoływany z CLI, i którego użycie w wersji podstawowej, czyli cd /tmp && scrot -d 8 było proste do zapamiętania, ale… jak lubię CLI, tak w przypadku grafiki to zdecydowanie nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Tym bardziej, że zwykle robię zrzuty przeglądarki, więc trzeba było dodatkowo przyciąć, wymazać, wykadrować… Czyli w ruch szedł GIMP.

Zrzuty ekranu robię na tyle rzadko, że nigdy nie szukałem dokładniej programu do screenshotów i przypuszczałem, że po prostu takiego nie ma. Okazuje się, że się myliłem. Kumpel z pracy pokazał mi genialny program o nazwie shutter[2]. Nie jest lekki (łącznie z zależnościami pobrał kilkadziesiąt MB danych), ale za to jest w pełni graficzny, minimalizuje się do traya, pozwala na robienie screenshotów zarówno całego pulpitu, tylko wybranego okna programu jak i wcześniej zaznaczonego obszaru (odpada konieczność kadrowania).

Po wykonaniu zrzutu ekranu, można go zapisać na dysku (wspierane wszystkie popularne formaty grafiki), wysłać na jeden z wielu dostępnych serwisów do publikowania obrazków, zapisać na zdalnym hoście przy pomocy FTP lub wysłać do innego programu do dalszej obróbki. Jeśli zajdzie potrzeba, bo sporo funkcji jest wbudowanych np. w postaci pluginów. Jest też wsparcie dla sesji screenshotów podobno z automatycznym numerowaniem, ale nie używam, więc nie testowałem.

W zasadzie, gdyby działało wszystko, co jest opisane na stronie, to nie potrzebowałbym nie potrzebuję niczego innego do robienia i obróbki screenshotów. 🙂 , niestety, w mojej wersji (0.88.3, Debian Wheezy) nie widzę narzędzia do cenzurowania/ukrywania danych, a czasami z tego korzystam. Możliwe, że pojawiło się dopiero w nowszej wersji Tak czy inaczej Polecam zapoznanie się z programem shutter każdemu, kto potrzebuje robić screenshoty pod Linuksem – zdecydowanie interesujący i dopracowany kawałek softu.

UPDATE: Aby działała edycja screenshotów (w tym cenzurowanie), konieczne jest jeszcze doinstalowanie biblioteki Perla: apt-get install libgoo-canvas-perl.

[1] Instalacja przez apt-get install scrot.

[2] Instalacja (Debian) to oczywiście apt-get install shutter.

Konsekwencje prawa nieuniknionych konsekwencji

Ponieważ rysiek nie daje możliwości komentowania u siebie (a szkoda), będzie krótki wpis. Ryśkowe prawo nieuniknionych konsekwencji mówi o tym, że:

Jeśli coś jest technicznie możliwe,
jest praktycznie nieuniknione.

Zupełnie się z tym zgadzam. Osobiście wyznaję dość podobną zasadę, którą można streścić

Każde zdarzenie o niezerowym prawdopodobieństwie zaistnienia prędzej czy później nastąpi.

Trochę fatalistyczne, fakt (szczególnie w kontekście kolizji ciał w przestrzeni kosmicznej o niepomijalnej masie), ale sprowadzając do komputerów i bezpieczeństwa: każda baza zostanie wykradziona, każde dane prywatne ujawnione, każde hasło zostanie złamane. Prędzej lub później.

W kontekście Diaspory, która jest przytoczona przez ryśka jako remedium na problemy dotyczące ochrony prywatności m.in. na Facebooku

Zwyczajnie nie da się wprowadzić reklam lub sprzedać danych prywatnych wszystkich użytkowników tej sieci jednocześnie. jest to technicznie niemożliwe.

oznacza to, że da się zdobyć dane wszystkich użytkowników tej sieci. Jak? Wystarczy błąd w aplikacji. Jak trafnie zauważa Wiktor:

One wszystkie ze sobą gadają i mają ten sam, możliwy do sprawdzenia kod.

Wystarczy klasyczny 0 day, i jeśli tylko komuś będzie zależało na tych prywatnych danych, to zdobędzie je. Oczywiście nie wszystkie, bo albo jakiś serwer będzie offline, albo będzie nietypowo skonfigurowany, albo zwyczajnie admin zdąży go załatać. Albo nie zdąży zaktualizować do podatnej wersji.

Fakt, że oprogramowanie jest open source nie eliminuje prawdopodobieństwa wystąpienia błędu. Wystarczy wspomnieć błąd z OpenSSL w Debianie. Zresztą, chyba wszyscy pamiętamy o tegorocznym Heartbleed

Należałoby więc raczej mówić jedynie o zmniejszaniu prawdopodobieństwa zaistnienia zdarzenia, nie jego eliminacji. W tej chwili raczej nikt się na dane użytkowników Diaspory nie połasi, ale nie dlatego, że nie może, tylko dlatego, że się po prostu nie opłaca. Użytkowników Diaspory jest zwyczajnie za mało.

Skazani na zagładę czyli handel po polsku

Przeczytałem niedawno o woltomierzu w samochodzie. Idea mi się spodobała, bo auto raczej stoi, niż jeździ, co kończy się – szczególnie w okresie niskich temperatur – problemami z rozruchem, albo wręcz ładowaniem prostownikiem. Winny oczywiście jest akumulator i powinienem kupić nowy, ale… Jak nie jeździ, tylko stoi, to cudów nie ma, nowoczesna technika typu radio, zegar, immobiliser, centralny zamek coś tam ciągną. Inwestować nie chcę. Last but not least – obecny akumulator nie jest zły i jak jest ciepło to może stać miesiącami. A że kierowca czasem nie odpali auta przez dwa tygodnie albo i lepiej, zamiast przejechać się raz na tydzień do kościołamarketu, to jakby nie akumulatora wina.

Jak pisałem, idea mi się spodobała. Szczególnie, że w komentarzach doczytałem, że są wersje wtykane w gniazdo zapalniczki. Cud miód i orzeszki. Postanowiłem poszukać w znanym portalu na A (w którym nie mam konta). Było. Najtaniej za całe 15 zł z dostawą, czyli jakoś czteropak browca. Ponieważ portal na A dorobił się możliwości kupowania bez konta, postanowiłem kupić, tym bardziej, że nawet opcje dostarczenia akceptowalne (znaczy nie tylko kurier za 12 zł). Klik, klik, załatwione. I nagle mnie tknęło. Dostawa w ciągu 45 dni. Towar wysyłany z zagranicy.

Znaczy, chcecie mi powiedzieć, że tak naprawdę kupuję od Chińczyków? I nic z tego nie mam? Bo parę zł bym przepłacił, byle tylko towar był od ręki (i gwarancja w Polsce). A że Chińczycy potrafią w dwa tygodnie dosłać, to już wiem. I w praktyce brak gwarancji pewnie przeżyję.

Wszedłem więc na aliexpress.com i szukam. Na początku miałem lekki problem ze słowem kluczowym, ale znalazłem. Oczywiście w wariancie free shipping to Poland. Za ile? Ano za okolice 2,5 dolara od sztuki. Czyli dokładnie połowę taniej. Czas dostawy podobny, gwarancja zwrotu pieniędzy przy niedostarczeniu w 60 dni. Uważam, że rodzimi byznesmeni są normalnie skazani na zagładę. Tym bardziej, że moje dotychczasowe doświadczenia są takie, że tylko szukają okazji, żeby jakoś przyciąć/oszukać, a Chińczycy naprawdę się starają (tak, wiem, pewnie też trafię na problemy prędzej czy później).

W każdym razie IMO 100% 50% marży (patrz komentarz dot. wyliczania marży) i nie dawanie nic w zamian ociera się o oszustwo. Bo te parę zł za dostarczenie towaru w ciągu 2-4 dni chętnie bym zapłacił, ale jak nawet nie chce im się trzymać paru sztuk na magazynie to… za co właściwie biorą pieniądze? Za polski opis aukcji (ROTFLMAO)?

Ostatecznie kupiłem u Chińczyków (różnych) dwie sztuki. Może choć jedna dotrze szybciej i będzie działała? A drugą komuś oddam. Obaj sprzedawcy wysłali towar w ciągu 24h od wykonania płatności… I widzę karty sieciowe typu pchełki na USB z podobną różnicą cen w stosunku do kraju…

UPDATE: Paczki dotarły. Awizo dotyczące pierwszej miałem w skrzynce już 18.12.2014, czyli 9 dni od zamówienia i płatności i 8 dni od wysyłki z Chin! Gorzej, ale porównywalnie z zamówieniami z kraju, które w analogicznych warunkach idą 3-4 dni. Dziś przetestowałem sprzęt – działa, nawet jakby z sensem pokazuje (ale tyle, że wsadziłem i zaświeciło na różnych położeniach stacyjki). Drugie awizo dotarło dziś (08.01.2015), czyli po blisko miesiącu.