Internet w komórce – jak zmniejszyć transfer.

Na urlopie byłem – z premedytacją – odcięty od sieci. Kontemplacja szumu wiatru i fal to Dobra Rzecz, ale co za dużo, to i świnia nie zje, więc w pewnym momencie zapragnąłem sprawdzić, co się na świecie dzieje. Tradycyjne gazety, które były pod ręką, to niezupełnie było to, o co mi chodziło, więc postanowiłem nadrobić trochę zaległości, oraz dopracować sposób korzystania z internetu w komórce.

Wszystko będę opisywał na podstawie nienajnowszego, ale IMO nadal funkcjonalnego (kategoria „po pierwsze ma dzwonić”, nie „all in one” ) telefonu komórkowego Nokia 3110c (o, równe 2 lata temu już opisywałem, jak ten czas leci…) – rozmiar ekranu to tylko 128×160 pikseli, 1,8 cala oraz Opery mini w wersji 5 z włączonym mobile view (nic lepszego do przeglądania stron na komórce póki co nie znalazłem i nie zanosi się, żeby w najbliższym czasie coś miało dorównać Operze mini). Co prawda, jak pisałem, niby mój telefon nie wspiera oficjalnie wersji 5, ale jak pisałem, działa (także wersja stabilna), i to działa dobrze. Na bardziej współczesnych telefonach z większym wyświetlaczem może się to nieco różnić i choć raczej nie drastycznie, to wypada zaznaczyć te warunki.

Do przeglądania stron WWW przez komórkę przy niewielkim zużyciu transferu Opera mini 5.0 świetnie się nadaje dzięki kompresującemu proxy – strona najpierw trafia na serwery opery, tam jest dostosowywana, kompresowana i dopiero wysyłana na telefon, dzięki czemu zużywa znacznie mniej transferu.

Domyślne ustawienia Opery mini są dobre, ale przy większej ilości przeglądanych stron kilobajty nieubłaganie lecą. Czy można jeszcze jakoś zmniejszyć zużycie transferu? Wydaje mi się, że tak. Grafika zużywa stosunkowo dużo transferu, a czy jest tak naprawdę potrzebna? Szczególnie taka w niskiej jakości i na małym ekranie, gdzie TBH niespecjalnie cokolwiek widać? W sytuacji, gdy koncentrujemy się na informacji zawartej w tekście? Jasne, co innego, gdy ktoś robi zakupy w internecie, czy przegląda np. takie blogi, na jakich zdjęcia są istotne (ale get real, wariant z obrazkami w niskiej jakości, na małym ekranie też wtedy nie bardzo wchodzi w takim wypadku w grę). No to można wyłączyć ładowanie obrazków w ogóle…

Pewnie mi było łatwiej, bo lubię typowo tekstowe narzędzia, ale IMO nawet użytkownik, który na co dzień używa grafiki w aplikacjach na komputerze niespecjalnie odczuje w komforcie użytkowania brak grafik na telefonie (zakładam, że przywykł do wyglądu stron w komórce w ogóle – „lekko” się to jednak różni, przynajmniej z włączonym mobile view i na tak małym ekranie), bo Opera ładnie zaznacza, gdzie była grafika na stronie (z uwzględnieniem jej rozmiaru) i pokaże podpis (o ile webmajster ustawił). Przyznam, że całkiem zacnie to wygląda, więc chociaż nie robiłem dokładnych pomiarów zmniejszenia pasma („na oko” – warto), to uważam, że i tak warto spróbować wyłączyć także ładowanie grafiki w Operze mini, nawet, jeśli komuś niespecjalnie zależy na zmniejszeniu transferu danych.

Jedyny tak naprawdę zauważony minus to brak wyświetlania captchy na blogach, ale kto pisze komentarze z klawiatury innej niż pełnowymiarowe qwerty?

Opera mini 5 beta 2.

Jakiś czas temu pisałem o becie Opery mini 5 i nie byłem zachwycony. Niedawno ukazała się kolejna beta. Zachęcony przez groszka postanowiłem dać jej szansę.

Oficjalnie mój telefon (Nokia 3110c) nadal nie jest wspierany, ale daje się zainstalować betę przez wejście na m.opera.com/next – warte odnotowania, bo przy innych sposobach strona usilnie stara się wiedzieć lepiej, co chcę dostać i bety w wersji drugiej pobrać nie pozwala.

Nadal widać, że program robiony jest z myślą o większych ekranach, ale są też pozytywy. Po pierwsze, działa stabilniej od poprzedniej wersji – nie wysypała się ani razu, chociaż faktem jest, że nie używałem zakładek. Po drugie, mój ukochany mobile view jednak istnieje (chyba, że dodali teraz). Co prawda, jak większość opcji, ukryty jest w jakiś dziwny sposób (ogólnie w porównaniu z czwórką spaprane menu jest; mogłem nie znaleźć poprzenio), zmienione jest też przewijanie klawiszami (to, co kiedyś było jedną linią, teraz oznacza page down), ale idzie się przyzwyczaić.

Nie mam wrażenia, że jest szybciej, niż w wersji 4, ale szybkość jest OK. W mobile view strony wyświetla poprawnie, nie zauważyłem problemów ze stabilnością. Krótko mówiąc, działa na tyle dobrze, że jest obecnie moją podstawową przeglądarką. Choć czwórki na wszelki wypadek nie kasuję.

Zabezpieczenia moBILET – drugi rzut okiem.

Dawno temu pisałem o zabezpieczeniach w moBILECIE. Zainspirowany mailem, którego dziś dostałem (tak, są ludzie, którzy dają radę rozszyfrować toto, zaczynam wierzyć w ludzkość), postanowiłem sprawdzić, co się zmieniło od tamtego czasu.

Zmieniło się naprawdę wiele. Większość informacji zawartych w tamtym wpisie jest nieaktualna, ale działa sposób z przenoszeniem do innego miejsca (na kartę SD) w celu dostania się do plików .jar, .jad oraz .rms. Nie ma już prostego sposobu na pobranie pliku .jar, za to szybka kombinacja ze ścieżką do pliku .jad w Nokia-Update w połączeniu z zawartością MIDlet-Jar-URL pozwala pobrać coś, co plikiem .jar nie jest, ale wygląda jak archiwum zip ze źródłem. Nie jestem javowcem, ale każdym razie masa plików .class oraz .png z grafikami z programu. Plus jakieś nieczytelne pliki .conf. Brak plików z czytelnym źródłem.

Tamten plik .rms zawierał mało danych, w tym jest ich znaczenie więcej. W tym jakaś historia płatności oraz coś, co wygląda na historię skasowanych biletów (plus jakieś zakodowane dane – być może sumy kontrolne biletów). Prawdopodobnie wynika to z faktu, że tamten był świeżo po instalacji, a ten trochę używany jest – jutro zainstaluję od nowa. Hasło nadal jest przechowywane otwartym tekstem, choć mniej rzuca się w oczy (raczej za sprawą ilości innych danych).

W każdym razie człowiek, który wysłał maila i zainspirował do przyjrzenia się bliżej moBILETowi dostanie jutro odpowiedź i to, o co prosił…