Zastanawiam się ostatnio nad skutkami pandemii i mam wrażenie, że długofalowo najbardziej pamiętną lub też istotną rzeczą nie będzie liczba ofiar, postęp medycyny, tylko… praca zdalna, a w zasadzie zmiana podejścia do niej. Już na początku pandemii żartowano, że dopiero teraz widać, ile spotkań mogło być zastąpionych mailem.
Praca zdalna nie była oczywiście nowością, szczególnie w IT. To co się jednak zmieniło to jej powszechność. Na skutek lockdownu wszystkie firmy dostosowały infrastrukturę i narzędzia. Jak ktoś nie miał VPN dla pracowników w firmie, oferującego dostęp do zasobów firmowych, to szybko go uruchamiał. Jak ktoś miał zdalny dostęp, ale za słaby, by obsłużyć wszystkich pracowników – rozbudowywał infrastrukturę.
Dostosowano także kulturę pracy. Ludzie szybko nauczyli się korzystać z narzędzi do pracy zdalnej, a także pewnego savoir vivre. Nie generuj szumu zbędnego szumu – jeśli masz głośno w domu, to wyciszaj mikrofon, gdy nie mówisz. Zadbaj o przyzwoite tło do rozmowy, jeśli nie masz możliwości w realu, to użyj wirtualnego tła. Miło, jeśli na spotkaniu
mamy włączone kamery, o ile warunki techniczne pozwalają, bo nie gada się do ściany. Proste. Spotkania co prawda nie zniknęły, ale zmieniły się w videokonferencje. Zresztą, już przed pandemią spotkania międzyfirmowe często tak wyglądały. Teraz po prostu jest to naturalne. Zaleta jest taka, że wszyscy mają przyzwoity sprzęt audio.
Duża w tym zasługa rozwoju aplikacji. Usprawnienia, optymalizacje i zabezpieczenia pojawiały się jak grzyby po deszczu. W każdym razie nawet jeśli aplikacje początkowo miały jakieś zgrzyty, to najdalej po paru miesiącach zostały one poprawione. Mam też wrażenie, że w przypadku spotkań miedzyfirmowych łatwiej o wybór sensownej platformy. Większość z nich ma teraz wersje webowe.
Efekt jest taki, że obecnie praktycznie wszyscy w szeroko pojętym IT są gotowi do pracy zdalnej. Zresztą nie tylko w IT. Jest infrastruktura, są procedury, jest kultura pracy, są przygotowani pracownicy. Część firm już się określiła jak będzie wyglądać praca w przyszłości. Część, jak Google, dostosowuje się do nowych warunków, zmieniając zasady wynagrodzeń. Inni zauważają pewne niekorzystne zjawiska przypisywane pracy zdalnej. Osobiście uważam, że raczej wynikają one z ogólnej izolacji, a nie tylko izolacji między pracownikami.
Z pozytywów – praca zdalna spowodowała, że zniknęła masa większych i mniejszych problemów. Zniknęły ryzyka ze zdarzeniami losowymi w trakcie dojazdu, które mogły powodować spóźnienia. Nie ma problemu, że w danym pomieszczeniu jeden pracownik marznie, a drugi w tym samym czasie się poci. Problem ze skupieniem lub przerywaniem pracy można łatwo wyeliminować, w przeciwieństwie do pracy na miejscu w biurze. Jak nigdy widać, że praca to czynność, nie miejsce[1].
W każdym razie z punktu widzenia pracowników nagle okazało się, że można mieszkać na łonie natury, a zarabiać jak w Warszawie. O ile ograniczymy się do Polski, co wcale nie jest oczywiste. W dodatku pracując efektywniej lub bardziej komfortowo. Zresztą nawet ci, którzy mieszkają w miastach odkryli, że zamiast tłuc się dwa razy dziennie godzinę komunikacją miejską w tłoku albo stać w korkach, można ten czas spędzić przyjemniej. Wykonując dokładnie tę samą pracę, za dokładnie te same pieniądze. Czyli z 8h płatnej pracy plus 2h niepłatnego dojazdu zostało 8h płatnej pracy. Taka podwyżka 20%, patrząc na efektywną stawkę godzinową[2].
Z punktu widzenia pracodawcy okazuje się, że dostępni są pracownicy z całego kraju. Albo i świata, jeśli w firmie „urzędowy” jest angielski. Nie trzeba ograniczać się do miasta, w którym jest siedziba firmy. Okazuje się też, że niektóre firmy, wbrew oczekiwaniom pracowników, nie chcą korzystać z zalet pracy zdalnej i zapowiadają powrót do biur, co może stwarzać na rynku okazję do łatwiejszego pozyskania pracowników. Tym bardziej, że część pracowników może już de facto mieszkać gdzie indziej, niż na początku pandemii.
Zastanawiam się, jak i kiedy się to wszystko skończy. Pytania to, czy przy zdalnej pracy stawki powinny być w danej firmie zależne czy też niezależne od miejsca (kraju!) zamieszkania są otwarte. Jest potencjał na wprowadzenie pojęcia dyskryminacji płacowej ze względu na miejsce zamieszkania. Bo dlaczego niby pracownik mieszkający gdzieś na wiosce miałby za tę samą pracę otrzymywać niższe wynagrodzenie, niż ten, który mieszka w centrum dużego miasta? Z drugiej strony, czemu np. mieszkania w dużych miastach miałyby być droższe? Albo – patrząc w drugą stronę – poza dużymi miastami tańsze? Oczywiście nie wszyscy mogą pracować zdalnie, ale nadal w niektórych rejonach udział tych, którzy mogą, jest znaczny.
Tak czy inaczej, zmiany są nieuniknione, a walka z nimi przypomina zawracanie kijem Wisły. Portale pośrednictwa pracy zaczęły oferować lokalizację „zdalna”.
[1] Zastanawiałem się, gdzie to usłyszałem. Co prawda nie udało mi się ustalić, ale pozwolę sobie podlinkować pierwszy wynik wyszukania po tej frazie, bo ładnie opisuje zalety pracy zdalnej i warto przeczytać ten krótki wpis.
[2] Zakładając, że wszystkie godziny pracy są równej wartości, rodzaj wykonywanej pracy nie ma znaczenia i biorąc pod uwagę tylko czas. W praktyce, ze względu na koszt krańcowy czasu pracy, monotonię/nudę przejazdu i dodatkowe koszty zysk pracownika jest w praktyce większy.
W moim przypadku idealnie działa wersja hybrydowa. Jeden dzień w tygodniu w biurze, cztery z domu. Przy czym wybór tego jednego dnia w biurze należy do mnie, nie do firmy.
O, a jakie widzisz zalety tego jednego dnia w biurze? Bo w ww. formie, gdzie każdy sam wybiera termin, nadal nie ma gwarancji, że da się odbyć spotkanie live, takie z gestykulacją i rysowaniem na prawdziwej tablicy. Za to przeprowadzka na drugi koniec kraju raczej jest przy takiej formie wykluczona.
1. Punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia. Jeżeli masz warunki pracy w domu „jak w biurze” i bardzo męczące dojazdy to może jest tak jak piszesz.
2. Jednak już się o tym pisze w sieci, a nawet Microsoft coś tam ma wdrożyć w Teams odnośnie „virtual commute”. Dojazd do pracy to pewna granica pracy i życia domowego, a tego czasami w pracy zdalnej brak.
Pisałem o pewnym aspekcie tego ostatnio u siebie – tzn. wewnętrzne udowadnianie sobie, że się jest w pracy. Siedząc w biurze miałem czystszą głowę bo po prostu w pracy „byłem”, a warunki miałem i tak dobre i było cicho – nie miałem co narzekać.
Także jest może oszczędność czasu na dojazd, ale z drugiej strony ta podróż często pozwalała na oczyszczenie głowy i odłożenie pracy na półkę. Część ludzi narzeka (albo nie narzeka, a zachowuje się dziwnie – szczególnie jak ktoś nie ma rodziny i siedzi sam). Lub pracuje przez cały dzień – bo jeden zaczyna o 8, drugi o 10, a ty odbierasz telefony od tych dwóch 8-18 etc.
4. Z drugiej strony niby jak piszesz „każdy może pracować zdalnie”, ale najlepiej jak już jest wdrożony i wszystko wie. Zespół lokalny lepiej się integruje wg mnie. Nowi w zespole mają ciężko – nawet jak niby każdy chce im pomóc. Zdalnie trudno się zakumplować, poznać na kawie, skojarzyć.
5. A ci co mieszkają „na łonie natury” tj. pod miastem (u mnie – stołecznym!) wciąż mają problemy z Internetem. I to takie nierozwiązywalne, więc się słyszy ciągle, że „coś przerywa”, „a wyłączę kamerkę” etc. Więc każdy kontakt to mimo wszystko skupianie się na aspektach technicznych, lub odganianie innych przychodzących kontaktów. Na żywo po prostu się spotykałeś.
I niby rzeczywiście praca od ponad roku zdalnie się odbywa, nie ma to widocznych negatywnych skutków na efekt pracy, ale to nie jest chyba tak różowo jak piszesz.
A firmy jak to firmy już tam sobie liczą bilans zysków i strat. Wydaje mi się, że to może być jednak najbardziej opłacalne dla firmy w dłuższej perspektywie. Bo jedna patologia (długie dojazdy, małe biura) zamienia się w drugą (skoro już nie ma dojazdów i jest wygodnie jak w domu to nie narzekaj).
Nie wiem jak to jest u was, ale stanowiska są chyba takie:
1) Najpopularniejsze – nikt, nie zyskał i nikt nie stracił, nie ma rozmowy.
2) Firma daje jednorazowe dofinansowanie na urządzenie pracy zdalnej – biurko, monitory etc. które kupuje pracownik na koszt firmy.
3) Firma dopłaca co miesiąc wyrównując materiały eksploatacyjne etc. – słyszałem o dopłatach kilkadziesiąt złotych miesięcznie.
Podsumowując jednak, nie to, że narzekam. Bardziej jestem zdania, że prawda jest po środku jak zawsze.
Ad. 1 Oczywiście. Mam nadzieję, że wpis nie brzmi jak „praca zdalna pasuje każdemu”, w założeniu miał być o możliwościach. Znam ludzi (z IT), którzy nie mają w domu warunków do pracy zdalnej i z radością przenieśli się do biura. Przy czym znowu – po części wynika to z lockdownu. Gdyby nie on, dzieci byłyby w szkole i warunki byłyby lepsze. Może nadal nie u wszystkich, ale u większości.
Ad 2. Separacja praca/dom jest zapewne do rozwiązania (o ile w ogóle jest możliwa, bo zdania są podzielone w tej kwestii, niezależnie od zdalności pracy), kwestia narzędzi technicznych właśnie, paru tricków mentalnych i… konsekwencji/asertywności. Skoro można było wyjść z pracy fizycznie i wyłączyć telefon, to czemu nie wirtualnie? Odnośnie tricków to IMO wystarczą proste rytuały. Ćwiczenia fizyczne, wyjście po zakupy, prysznic, spacer. Last but not least: zamiana komputera służbowego na prywatny.
Ad 4. Spotkałem się z tą opinią i kompletnie nie mam doświadczeń. Nie byłem w takiej sytuacji, tj. nowy w firmie. To co zauważyłem to brak czasu przeznaczonego na integrację w ogóle w trakcie pandemii. Firmy miały piłkarzyki czy kącik gier i te aktywności zniknęły. Grać w gry online w czasie pracy jakby nie wypada.
Ale dla równowagi, w stosunku do pracy w wielu lokalizacjach lub hybrydowej odpada „gorsze” uczestnictwo w spotkaniach ludziom, którzy akurat są zdalnie. Jeśli wszyscy są online, to jest równo i lepsze dostosowanie poziomu.
Ad 5. To bardzo zależy od przypadku. Kumpel nie ma gazu i kanalizacji, zasięg GSM taki, że operator ma znaczenie i trzeba tak naprawdę wyjść przed dom, żeby komfortowo porozmawiać, ale internet pierwsza klasa – światłowód i wypasione transfery. Ze względu na inwestycje i dotacje, często łatwiej o światłowód za miastem, niż w mieście. U mnie w centrum na przykład kablówka jest tylko nieco lepsza od GSM, a widoków na światłowód brak.
Zresztą, jak ktoś ma problemy z łączem, to i praca hybrydowa nie jest rozwiązaniem… W sumie myślę o osobnym wpisie nt. wad pracy hybrydowej.
Wprawdzie obecna praca nie dopuszcza u mnie w żaden sposób pracy zdalnej, ale lata, lata temu miałem okazję „korzystać z tego”. Nigdy nie uważałem tego za dobre rozwiązanie. Natomiast z perspektywy czasu, gdyby teraz przyszło mi w tamtej pracy, na tamtym stanowisku, pracować zdalnie – byłbym szczęśliwym człowiekiem.
Do czego piję – wszystko zależy od tego, o czym wspomniał „m.” – punkt widzenia zależny od punktu siedzenia.
Cóż, trawa zawsze jest bardziej zielona po drugiej stronie wzgórza. To jak już schodzimy na osobiste doświadczenia, to ja wcześniej nie pracowałem zdalnie. Co więcej, nie tylko nie chciałem, ale nawet sobie nie bardzo to wyobrażałem. A okazuje się, że da się i jest to wygodne.
Przy czym znowu – mam wrażenie, że duża w tym zasługa postępu technicznego w zakresie tzw. teleprezencji. Kiedyś był mail, instant messanger, jak trzeba było zupełnie na żywo, to telefon, ewentualnie Skype. Czyli mało live (co czasem ma też zalety, ale to inny temat), raczej komunikacja 1:1 i ze średnią jakością. Obecnie większość narzędzi jest zaprojektowana dla uczestników, jakość jest o niebo lepsza, funkcjonalności więcej. Wszyscy umieją i mają wyposażenie. Narzędzia są gotowe, systemy i infrastruktura są gotowe, ludzie są gotowi.
I dla jasności, nie uważam, że zawsze się da czy że każdemu to pasuje. Ale mamy przesunięcie z „domyślnie się nie da, czasami się da” na „domyślnie się da, czasami się nie da”.