Chcąc nie chcąc udało mi się zdobyć nową sprawność na wyjeździe – ratowanie zalanego telefonu. Okazało się, że nie wszystkie plecaki są wodoszczelne. Ten, który pożyczyłem wykazał się praktycznie zerową ochroną przed deszczem. W przeciwieństwie do firmowego „laptopowego” plecaka, który zaskakująco dobrze chroni przed deszczem i do którego przywykłem.
W każdym razie deszcz był spory i po otwarciu kieszonki z kluczami od auta i telefonem okazało się, że w środku jest bagno telefon jest totalnie zalany. I to zalany nie tak trochę, że wilgotny, tylko praktycznie pływa i kapie z niego. Co prawda wyglądał, że działa, ale już wyświetlał, że włączone są jakieś dziwne opcje zestaw słuchawkowy, którego przecież nie mam.
Co prawda moja Nokia 3110c ma już 3 lata (ależ ten czas leci…), czyli telefon jest stary i należało by go wymienić, ale w sumie działał i prawie wystarcza. W zasadzie do pełni szczęścia brakuje mi – najchętniej wbudowanego – GPS, bo ostatecznie nie kupiłem zewnętrznego i minimalnie większego ekranu do przeglądania Internetu.
Po paru dniach wygląda, że zalanie telefonu nie zaszkodziło mu, więc może komuś też się opis przyda (za efekty nie ręczę, mi pomogło):
- Wyłączenie telefonu i wyjęcie baterii (natychmiast po stwierdzeniu zalania).
- Wyjęcie wszystkiego, co daje się wyjąć (karta SIM, karta microSD, jakbym mógł, to bym trochę bardziej rozebrał go, ale nie miałem ani instrukcji, ani narzędzi).
- Osuszenie wszystkiego z osobna papierem toaletowym.
- Wydmuchanie wody ze szczelin, dalsze osuszanie papierem.
- 20-30 min suszenia w różnych pozycjach suszarką w takiej odległości, by się nie przegrzewał, ale żeby był wyraźnie ciepły.
- Jak przestaną być widoczne ślady wilgoci (ekran itp.), 2,5-3h leżakowania telefonu na słońcu i wietrze (pewnie niezalecane przez producenta).
Po tym włączyłem telefon i okazało się, że na tyle, na ile używałem, funkcjonuje normalnie. I w sumie mam ambiwalentne uczucia. Z jednej strony fajnie, że uratowany, z drugiej nie ma pretekstu do kupna czegoś z Androidem.
UPDATE: Mimo pesymistycznej prognozy z komentarza, telefon ma się dobrze. Głośnik, mikrofon, klawiatura – bez zarzutu po około pięciu miesiącach blisko roku.
Generalnie nie powinno sie suszyć gorącym powietrzem z uwagi na wyparowanie mikroelementów z płytki – do tego najlepiej sluży spręzone zimne powietrze. Oczywiście, po zalaniu telefon należy bezwzłocznie pozbawić z baterii i pod żadnym pozorem nie włączać.
OStatecznie można wrzucić do takiej wanny elektrolitycznej 😉 i go wykąpać.
Fajnie ze sie uratował telefon ale długo nie pozyje, bo zapewne głośnik wysiądzie, klawiatura odmówi współpracy. pozostaje kwestią czasu.
Nie no, nie przesadzajmy, to suszarka do włosów, nie dmuchawa do usuwania farb. Poza tym, środek się tak nie nagrzewał, a i obudowa tylko tyle, że lekki dyskomfort był od strumienia powietrza, jakby telefon ręką trzymać, ale sama obudowa spokojnie do dotknięcia. Jakby np. został w aucie na słońcu, to bardziej by oberwał temperaturą…
Zobaczymy ile pociągnie. Póki co bez problemu jest, a klawiatura czy głośnik (i ogólnie telefon) nie powinny być specjalnie wrażliwe. W końcu jak telefon zmarznie (np. zimą), to też się wilgoć kondensuje, także w środku. Jak się mokrymi łapami bierze czy do spoconego ucha przykłada, to wilgocią dostaje…
Pytanie, ile wody naprawdę dostał. Przy ekranie była, wydmuchać ze środka szło, bateria wilgotna, ale nie było to pełne, dłuższe zanurzenie, jednak. 😉