Wpis jest bezpośrednią odpowiedzią na ten wpis i komentarze do niego. Nie polecam czytania wyrwanego z kontekstu.
Założenie, że np. ulice są neutralne wyznaniowo jest naciągane (o tym dalej), a proponowanie pentagramu (który nie jest symbolem religijnym, nawiasem) w kościele jako analogii do zamieszczania krzyży w miejscu „neutralnym wyznaniowo” to totalne nieporozumienie – kościół nie jest neutralny wyznaniowo w żadnym razie, z założenia.
Podobnie nie przemawia do mnie „pójście na ślub znajomych” – ślub (w kościele) to uroczystość religijna i w przypadku chrześcijaństwa – sakrament. Zasadniczo osoba niezwiązana z daną religią nie ma tam czego szukać – tak samo jak w przypadku chrztu czy bierzmowania. W przypadku wersji niereligijnej ślub odbywa się w USC.
Przyjąłbym oglądanie architektury czy badania naukowe jako wytłumaczenie, ale wtedy tak naprawdę wyznawcy danej religii robią grzeczność niewiernym, udostępniając miejsce kultu, więc chamstwem jest domaganie się dodatkowych praw dla swojej religii z tytułu grzecznościowego bycia wpuszczonym na teren prywatny. Jestem w stanie przyjąć uczestniczenie w uroczystości religijnej na zasadach grzecznościowych, tj. z poszanowaniem/chwilowym przyjęciem miejscowych zasad i zrzeczeniem się roszczeń wobec własnej religii.
Czemu ulice nie są neutralne wyznaniowo? Przydałby się jakiś antropolog kultury czy ktoś taki do wytłumaczenia, ale tak naprawdę IMO im bardziej cofniemy się w czasy przedmonoteistyczne, tym więcej oznak kultu (para)religijnego w niewydzielonych miejscach zobaczymy. Jakieś totemy, drzewa, kamienie, święte zagajniki itp. Potem zamieniły się w wolnostojące krzyże, kapliczki itp., ale nigdy nie było tak, że przestrzeń publiczna była neutralna wierzeniowo. Na danym terenie dominowały znaki religijne lokalnej społeczności. Coś jak obecnie napisy („Legia pany”, „HWDP”)/symbole (obecnie mniej popularne, kiedyś swastyka, pacyfka, A w kółeczku) na murach. Takie oznaczanie terenu, odpowiednik obsikiwania w wydaniu zwierząt.
Które to oznaczanie ma się dobrze i teraz, tylko w miastach nieco rzadziej mamy do czynienia z symbolami religijnymi, a częściej jest to manifestowanie przekonań społecznych i przynależności do subkultur. Wspomniane napisy dotyczące klubów sportowych, preferencji muzycznych, „zakaz pedałowania”, „miasto to nie firma”, „HWDP”, ghost bike’i (tak, rowerzystów uważam za szczególnie rozpasaną, nie szanującą obowiązujących zasad – poruszanie się po chodnikach w sytuacjach niedozwolonych – i naruszających prawa innych – pieszych – grupę) – to wszystko są symbole i oznaczenia terenu manifestacją przekonań.
Forsowanie zakazu umieszczania symboli religijnych w miejscach publicznych odbieram więc jako nie faktyczne dążenie do zapewnienia neutralności przestrzeni publicznej, a jako próbę podstępnego wykorzystania neutralnego prawa do osłabienia symboli dominującej grupy tak, aby własne symbole (często umieszczane w świetle prawa nielegalnie – patrz napisy na murach czy ghost bike’i) były bardziej widoczne. Takie dążenie do tego samego.
Jak pokazuje historia, możliwe są dwa (niewykluczające się) scenariusze – konfrontacja (nierzadko krwawa) oraz stopniowe przejęcie wierzeń i symboli. Na razie mamy do czynienia głównie z konfrontacją ustną.
Czy wiesz po co żyjesz?
Kościół Katolicki, Kościół wojujący przestał istnieć wraz ze śmiercią papieża Piusa XII, ostatniego katolickiego papieża, jednak walka z piekłem nie ustała i trwać będzie do końca świata.
Ap 12: 17 „I rozgniewał się Smok na Niewiastę, i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa, z tymi, co strzegą przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa.”
Imperium wcale się nie rozpadło.