Affair in Havana, czyli o jednej piosence.

Miałem podesłać S. mailem w nawiązaniu do rozmowy, ale może więcej osób będzie zainteresowanych…

Wersja podstawowa Affair in Havana, to oczywiście Ramones:

Klasyczne trzy akordy, darcie mordy. Ale ładne, na wesoło i ma „to coś” (niesamowity akcent w banana?). Nic dziwnego, że za utwór wzięli się różni ludzie, a chyba najbardziej znany cover to Red Hot Chili Peppers:

Całkowicie inny klimat – zdecydowanie nie na wesoło, zdecydowanie nie punkowe, jednocześnie bliskie oryginałowi. Rzadko się zdarza, żeby cover podbał mi się bardziej, niż oryginał, ale tak jest w tym przypadku. Polecam wsłuchanie się w bas…

Jakby ktoś miał z tym problem, to polecam ten cover z gołym basem. Nie jest idealny, ale mniej więcej widać/słychać, co się tam wyprawia. Bardzo ładnie rozwinięte, ciekawe czy ktoś próbował zagrać wersję punkową z podobnym basem (nie żeby oryginalna nie starczała ;-))?

Jeśli przy coverach i własnych dokonaniach jesteśmy, to zagadka (przynajmniej dla mnie), w imię czego ludzie wrzucają sieci coś takiego?

Rwane, kupa pomyłek (z przewagą kupy) no i… nierówno. Aż boli.

Dla odmiany IMO niezły cover to:

Gitara, wokal, bas przez jedną osobę. Szacun, chociaż nie jest idealnie.

Na koniec, jakby ktoś chciał się pobawić, to tabulatura basowa tego kawałka na podstronce z tabulatorami basowymi (tak, lubię czasem sobie popykać, choć totalnie z wprawy wyszedłem). Bardzo średnia (muszę moją w końcu zrobić), ale mniej więcej wiadomo OCB i jest punkt zaczepienia.

UPDATE: dzezz podesłał bardzo dobry link, pokazujący, że ostatniemu linkowi jednak ciut do wersji live w wykonaniu oryginalnym brakuje. 😉

Korzystając z chwili

Korzystając z chwili tego, że blip leży, więc krótkiej notki nie będzie, będzie notka długa.

Korzystając z chwili tego, że leci Happysad, napiszę, że bardzo mi blisko klimatem do tej kapeli, a terminu rock regresywny w stosunku do muzyki używałem już w 1999. Teraz to bez znaczenia. Nie gram. Niestety, nie gram. Te czasy już nie powtórzą się. Chyba, bo niczego nie można wykluczyć.

Korzystając z chwili namysłu nad sensem istnienia: zasadniczo żyję sobie z dnia na dzień. Zmiany. Radykalne zmiany są nieodłącznym elementem mojego życia. Lubię postrzegać je od zmiany do zmiany. Nie wiem czemu tak.

Korzystając z chwili napadu ekstrawertyzmu: nie lubię niczego udowadniać. Nikomu. Zresztą ciężko cokolwiek udowadniać, bo i tak prawda jest jak dupa – każdy ma własną.