Ponieważ tłumaczenia są jedną z form pomocy wolnemu oprogramowaniu (i okolicom), dostępną nawet ludziom średnio się znającym na samym programowaniu, to jakiś czas temu zacząłem udzielać się przy tłumaczeniach. Nie ukrywam – sporo czytam, trochę piszę, a część tłumaczeń przyprawiała o zgrzytanie zębów. Nie żebym był zadowolony z własnych, ale…
Początkowo był to PDDP rozkręcony IIRC przez Fenia. Niewiele pamietam, poza tym, że było i coś tam się otarłem. Potem zdryfowałem bardzie w kierunku meta i ideologii, czyli tekstów na gnu.org. Zaczęliśmy sporą grupą, ale szybko wykruszyło się do paru osób. Niedługo później zapał zgasł, zostało nas paru niedobitków. I jakoś tak się ciągnęło, aż zupełnie umarło – ostatnia wymiana maili z rok temu, ostatni commit pewnie z dwa lata temu…
W międzyczasie jakieś luźne, nieregularne i anonimowe tłumaczenia w ramach Debian Description Translation Project, bo dotarło do mnie, że jak ktoś nie zna języka angielskiego, to z Linuksem słabo sobie poradzi, więc tłumaczenie wszystkiego nie ma sensu. Za to opisów pakietów – jak najbardziej.
Tłumaczenie było całkiem przyjemnym doświadczeniem. Zalet jest sporo: uważna lektura tekstów źródłowych, większa ilość czytanych artykułów, kontakt z językiem i jego szlifowanie. Poza tym, ma się trochę do czynienia z systemami kontroli wersji, narzędziami, formatami i procedurami ułatwiającymi tłumaczenia, co przydaje się później przy różnych okazjach, od programowania, przez adminkę i projektowanie rozwiązań IT.
Jest to też okazja do zaobserwowania pewnych archaizmów i formalizmów w praktyce. Na przykład tłumacze GNU używają jako systemu kontroli wersji CVS. Nie żeby nie wystarczał, ale jednak Git jest wygodniejszy i lepszy. NIH? Przyzwyczajenie?
Z kolei inni nie korzystają z plików PO/POT (poedit FTW!), tylko stosują własne formaty/rozwiązania i tłumaczą na żywca HTML. Cóż, można i tak (nie żebym lubił, ale da się).
Wpis wyniknął z tego, że znalazłem (w końcu!) fajny opis pewnego zagadnienia związanego z Perlem, zobaczyłem, że stronę można tłumaczyć, a nie ma wersji polskiej… Spodobał mi się samouczek Perla i uznałem, że przyda się ludziom i… zacząłem tłumaczyć. Repo jest na GitHubie, można forkować i podsyłać pull requesty. AKA zachęcam.
Tak, mam świadomość, że strona nie jest zupełnie niekomercyjna. Jakoś mi to nie przeszkadza. Dość zwarta, nieźle napisana, tłumaczyć zamierzam tylko część dostępną dla wszystkich. Planów żadnych nie ma, raczej – jak zapowiedziałem autorowi – best effort. Niemniej, z różnych względów tempo ostatnio siadło, więc wpis ma być motywatorem. Nie żebym liczył, że zadziała, za dobrze się znam.
Inne: odkryłem GitHub na nowo, w sumie bardzo social network, tylko w troszkę innej kulturze. Odkryłem też na nowo/systematyzuję Perla. Zupełnie niezwiązane: zauważyłem, że próbuję za dużo srok za ogon łapać. To się nie może udać, ale ponieważ to tylko hobby, a nie praca, to nic się nie stanie, jak ten czy inny projekt zahibernuje na jakiś czas, czy wręcz totalnie zdechnie.