Debata w sprawie ACTA.

Obejrzałem końcówkę (no, z dwie godziny) #debataacta i mam nieodparte wrażenie, że była ona po to, żeby rząd mógł powiedzieć „tyle czasu rozmawialiśmy, tylu różnych mądrych ludzi wysłuchaliśmy, poznaliśmy wasze opinie, więc zaufajcie nam, wiemy co robimy”. A nie zmieni się nic, w szczególności polityka rządu.

Uważam tak dlatego, że premier cały czas wypowiadał się w stylu, że albo zupełna samowolka w sieci, albo totalna kontrola. I wyglądało, że zupełnie nie chwyta, czym jest wolny dostęp i jakie są nowe metody/modele płatności.

Znamienne było to, że samo oglądanie debaty na stronie wymagało albo niewolnego Silverlight (pytanie, czy nawet po instalacji by działało na Linuksie – w linuksowym DRM nie ma i większość VoD itp. nie działa i tak), albo niewolnego Flash. Oddaję sprawiedliwość, że ktoś wygrzebał linka do wersji działającej z VLC/mplayer, pytanie czy znalazł ją na stronie, czy wygrzebał w kodzie/zrzucie ruchu.

Nie zauważyłem, żeby ktokolwiek (przynajmniej w tej części debaty) poruszył temat DRM w kontekście jego wpływu na (nie)wygodę korzystania i ograniczanie wolności/prywatności (a przecież wydawca na podstawie zakupionych pozycji łatwo może określić choćby poglądy polityczne czy religijne, tym bardziej, że w przypadku wersji elektronicznej z DRM wersja „na prezent” nie bardzo wchodzi w grę). Nie widziałem też podkreślenia różnicy, że DRM często oznacza prawo do jednorazowego (lub czasowego) korzystania z utworu (zwł. filmu), podczas gdy płyta, przy podobnej cenie, pozwala oglądać go wielokrotnie.

Zupełnie pominięty został temat wynagrodzeń i upierdliwości obecnego systemu prawnego. Spotkałem się już w necie z opiniami, że przycisk Flattr na blogu czy inne „postaw piwo” to zbiórka publiczna, na którą trzeba mieć zezwolenie. I – zapewne – państwo stoi na stanowisku, że po otrzymaniu przelewu na 3 zł należy rozliczyć go darowiznę. Może dla odmiany ktoś by urealnił te przepisy i np. zwolnił z konieczności rozliczania dochody poniżej pewnej kwoty miesięcznie/rocznie? Po prostu realny koszt obsługi jest większy, niż przychód.

Bo mam wrażenie, że nikt nie dostrzega, że o wygodę, czy też łatwość obsługi sprawa się w znacznej mierze rozbija – ludzie chcą zapłacić za film, chcą zapłacić podatek (w obu przypadkach rozsądne kwoty), ale chcą to zrobić jak najłatwiej i w wygodnym dla nich środowisku.

Kingdom Rush – fajna gra typu tower defense.

Urwanie głowy urwaniem głowy, ale trochę czasu na relaks człowiek musi znaleźć. Zawsze lubiłem gry typu tower defense, a ostatnio natknąłem się w czytniku RSS na ten wpis. Autor zachwala Plants vs. Zombies, których trailer widziałem i mi się podobał (na pełną wersję jakoś się nie zdecydowałem, IIRC kwestia ceny), a następnie tytułowe Kingdom Rush, więc postanowiłem dać grze szansę.

Kingdom Rush - screenshot

Screenshot z gry, źródło: http://www.kingdomrush.com/media.php

Wersja darmowa zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie – dopracowana grafika, dźwięk, i co – ważne gra nie ma kosmicznych wymagań i wygląda na napisaną dość porządnie – bez problemu daje się grać na moim starym sprzęcie, czego o niektórych produkcjach flashowych powiedzieć nie mogę (ba, nawet zwykłe bannery we flash potrafią przymulić kompa). Ciekawe etapy, rozbudowany system jednostek, dobry balans, przy tym – co ważne – TIMTOWTDI – można wygrać stosując zupełnie różne taktyki. No i demo jest bardzo rozbudowane, spokojnie można je uznać za pełną grę.

Dodatkowo, jakby się ktoś wciągnął, to poza samą grą (campaign), są dodatkowe tryby (heroic challenge oraz iron challenge) oraz osiągnięcia (część prosta i oczywista, część zdecydowanie trudna). No i oczywiście system upgrade’ów czyli rozwoju jednostek. Więcej o ficzerach. W każdym razie mnóstwo przedniej zabawy.

Niedługo później, głównie z uwagi na możliwość save’ów online (bez nich, z uwagi na czyszczenie super cookies każdy restart przeglądarki powodował utratę save’ów), kupiłem pełną wersję, czyli dostęp do dodatkowych etapów i broni. Zdecydowanie polecam przejście etapów w wersji darmowej przed zakupem – wersja pełna oznacza więcej zasobów na początku etapu, co trochę psuje balans (robi się za łatwo[1]). W dodatkowych etapach i trybach gry nie ma to IMO znaczenia, ale w wersji zwykłej – owszem, ma, będzie IMO zbyt łatwo.

Znalazłem póki co jedną wadę – nie wiem czego to kwestia, ale czasami zdarza się grze zawiesić na twardo – muszę zamknąć okno w przeglądarce, killnąć flash playera i uruchomić ponownie. Na szczęście dzieje się to stosunkowo rzadko. Tak czy inaczej – zdecydowanie warto zerknąć na tę grę, jeśli ktoś ma ochotę na tego typu rozrywkę.

Zagrać online można tutaj, uprzedzam, że choć po każdym etapie można zapisać i przerwać grę, to jest niezłym pożeraczem czasu. I – jak dla mnie – niezłym relaksem.

[1] Na szczęście po kliknięciu w „premium content” można to dostosować, tj. wyłączyć bonusy. Trochę późno na to zauważyłem.

3 rzeczy w Debianie, których nie aktualizujesz.

Jeśli korzystasz z systemu Debian, to zapewne przywykłeś do wygodnej sytuacji, że aktualizacje zwykle przychodzą w repozytorium security. Jest to wygodne, bo proste apt-get update; apt-get upgrade teoretycznie zapewnia aktualne wersje wszystkich pakietów w systemie, z aktualizacjami bezpieczeństwa. Prawda?

Niestety, nie do końca. Po pierwsze, sama instalacja aktualnych wersji pakietów nie zawsze oznacza, że automatycznie zaczynają być one używane. Pomijając kernel, którego faktyczna aktualizacja wiąże się z rebootem, także inne programy niekoniecznie zaczynają być używane automatycznie w aktualnej wersji po ich instalacji. W określeniu programów do restartu przydatne bywa polecenie checkrestart z pakietu debian-goodies, o którym pisałem w ściągawce z przydatnymi poleceniami dla Linuksa. Ogólnie: próbuje ono podać procesy, których restart jest wymagany ze względu np. na aktualizację bibliotek.

Ale i to nie wszystko. Jest kilka innych rzeczy, które nie aktualizują się, mimo zainstalowanych paczek, które spowodowały ich obecność w systemie:

  1. Flash od Adobe. Popularny na desktopach, spaczkowany – w specyficzny sposób – w Debianie w pakiecie flashplugin-nonfree, przy okazji podobno popularny wektor ataku. Aktualność swojej wersji Flasha można sprawdzić na stronie Flash Player check. Jakoś wolę ten sposób od strony Adobe. Aby zaktualizować wersję w systemie należy wydać polecenie:
    update-flashplugin-nonfree --install --verbose

    Oczywiście po powyższym trzeba zrestartować przeglądarki, żeby zmiana była efektywna.

  2. Java od Sun. Ze względu na zmianę polityki, niedawno Java od Sun przestała być aktualizowana, również w zakresie aktualizacji bezpieczeństwa w Debianie i Ubuntu. Jeśli nadal korzystasz z niej w systemie, jest spora szansa, że masz starą wersję, o której aktualizację musisz zadbać samodzielnie. Można też zmienić wersję na którąś z wolnych alternatyw.
  3. Mikrokod procesora. Jeśli posiadasz procesor Intela, to dostępne są aktualizacje mikrokodu od producenta. Co prawda bez tego też będzie działać, ale może udało się poprawić coś, co zwiększy wydajność? Sama instalacja pakietu microcode.ctlnie wystarczy, by zawsze mieć aktualną wersję zainstalowaną i wykorzystywaną w systemie. Aktualizację obecnego w systemie mikrokodu można wywołać ręcznie poprzez polecenie:
    update-intel-microcode

    Potem można przeładować mikrokod przy pomocy:

    /etc/init.d/microcode.ctl restart

    Począwszy od wersji Wheezy niestety jest to nieco bardziej skomplikowane i aktualizację mikrokodu w Debianie opisałem w osobnym wpisie.

Powyższe aktualne dla Debiana (głównie na desktopie, stąd nic o bazach wirusów, filtrach antyspamowych itp.), zapewne także dla pochodnych typu Ubuntu. Chyba, że tam jest to lepiej rozwiązane?

UPDATE: Przeładować owszem, można, ale jeśli dokonywana jest aktualizacja, to przeładowanie jest automatyczne.

UPDATE: Wzmianka o nowym sposobie aktualizacji mikrokodu we Wheezy.