W temacie Pussy Riot.

Stary, ale adekwatny w tej sytuacji dowcip mi się przypomniał:

Telewizja radziecka kręci film o dobroci Stalina. Jedno z ujęć; Do Stalina podchodzi małe dziecko i mówi:
– Wujku, daj cukierka.
– Won ty s…..u! – Krzyczy Stalin
W tym momencie kamera kieruje obiektyw na planszę z napisem: A mógł zabić!

Oczywiście są też różne petycje, które można podpisać. Znajoma kieruje do tej petycji Free Pussy Riot, więc ufam, że wie co robi. Dla paranoików (like me): nie trzeba podawać kodu pocztowego ani telefonu. Ze słabych stron tej petycji: nie wysyłają linka emailem do potwierdzenia – wiarygodność -3 jak dla mnie.

Źródło dowcipu: http://www.stalin.website.pl/dowcipy-s.html

Darmowe i legalne filmy, muzyka, książki na torrentach.

Pewnie nie wszyscy wiedzą, ale całkiem sporo filmów i książek jest dostępnych zupełnie legalnie i za darmo na stronach archive.org. Oczywiście nie są to najnowsze produkcje, ale zupełnie regularne filmy. Czasem warto obejrzeć, jak wyglądał (czy też: był prezentowany) świat kilkadziesiąt lat temu.

W przypadku książek jest o tyle lepiej, że nie starzeją się tak szybko, a wybór audiobooków czytanych przez ludzi jest naprawdę duży (choćby Fundacja Asimova). Oczywiście dominuje angielski, więc raczej dla znających ten język lub uczących się. Nawiasem, oglądanie filmów czy czytanie książek to świetny sposób nauki/ćwiczenia języków obcych.

Wpisu by nie było, gdyby nie ostatnia zmiana wprowadzona przez archive.org – od tej pory większość materiałów jest dostępna w formie torrentów (hm, czemu nie magnet link?). W tej chwili dostępnych jest ponad milion torrentów. O tyle ważne z punktu widzenia wolności w sieci, że to chyba pierwszy przypadek użycia protokołu p2p (tu: torrent) do dystrybucji legalnych treści artystycznych na taką skalę. No dobrze, były jeszcze serwisy związane z wolną kulturą, ale tu mamy do czynienia ze zwykłą dystrybucją. W końcu p2p zaczyna być wykorzystywane do tego, do czego powinno i do czego się idealnie nadaje na szerszą skalę, a nie tylko do dystrybucji obrazów płyt Linuska i utworów wolnej kultury.

Oczywiście całość nie jest perfekcyjna – torrenty zawierają wszystkie wersje pliku (w przypadku Fundacji – VBR mp3, ogg, mp3 64kbps), więc pobierzemy i na dysku zajmą znacznie więcej, niż pobrane tradycyjnie. Niemniej: seed!

Piratują RMS.

Richard Matthew Stallman, czyli twórca Projektu GNU i orędownik wolnego oprogramowania, ma – o czym wielu miłośników wolnego oprogramowania wydaje się nie wiedzieć – nieco odmienne podejście do licencji dotyczących dzieł, które wyrażają czyjeś opinie, osąd i poglądy, czyli służą innemu celowi, niż prace dotyczące praktycznych zastosowań, takie jak oprogramowanie czy dokumentacja. W związku z tym, daje on prawo tylko do kopiowania i rozpowszechniania w postaci niezmienionej, dosłownej. Jednym z elementów tego jest publikowanie artykułów na licencji CC BY-ND, która wprost zabrania m.in. tłumaczenia. Więcej na ten temat można poczytać na stronie FSF dotyczącej licencji Licenses for Works of Opinion and Judgment.

Tymczasem świadomość polskich zwolenników wolnego oprogramowania jest w tym względzie niewielka. Przynajmniej dwa razy spotkałem się z „nielegalnymi” publikacjami tekstów RMS. Pierwsza to artykuł na jakilinux.org o jednolitym patencie. Druga, to wpis na nibyblog.pl dotyczący niewolnych gier (skopiowany również na osnews.pl) (dead link). We wszystkich trzech przypadkach złamanie licencji polega nie tylko na stworzeniu utworu zależnego w postaci tłumaczenia. Za każdym razem została też zmieniona licencja na znacznie mniej restrykcyjną CC BY.

Technicznie możemy mówić o piractwie utworów RMS. Żeby było śmieszniej, w tej chwili już sam fakt publikacji tłumaczenia, nawet w dobrej wierze, czyni z publikującego pirata. Przynajmniej przy dosłownym odczytaniu licencji. Dla jasności, sprawę uważam bardziej za śmieszną i to z wielu powodów – poczynając od tego, że RMS używa niemal najbardziej restrykcyjnej licencji Creative Commons, przez niewiedzę orędowników wolnego oprogramowania w temacie licencji, po fakt piractwa materiałów ze strony organizacji, która walczy o dostęp do kodu źródłowego i prawo do swobodnej jego modyfikacji. Zresztą wygląda, że sam RMS nie jest przeciwny takim tłumaczeniom, więc prawdopodobnie mamy do czynienia z niezbyt szczęśliwie wybraną licencją. Moim zdaniem, publikacje tłumaczeń powinny być dozwolone z zastrzeżeniem oznaczenia, że tłumaczenie jest nieoficjalne. Wdałem się w lekką dyskusję z ludźmi z FSF, zobaczymy, czy coś z tego wyniknie…

Natomiast warto mieć świadomość, że licencja Creative Commons, czyli popularny znaczek CC, nie oznacza automatycznie, że z utworem wolno robić wszystko. W szczególności warto mieć świadomość, licencji CC jest więcej, niż jedna, oraz, że w przypadku publikacji oryginalnego utworu, nigdy nie wolno jej zmieniać na inną licencję CC (czy to bardziej, czy mniej restrykcyjną) bez wyraźnej zgody autora. W przypadku utworów zależnych – o ile oryginał nie jest na licencji SA, to możliwe są zmiany licencji. No i ostatecznie warto pamiętać, że tłumaczenie w świetle licencji CC to utwór zależny.