Konto z premią BGŻ.

Karta kredytowa

Źródło: karta kredytowa.

Jakiś czas temu mBank wprowadził opłatę za kartę, co sprawiło, że zacząłem szukać alternatyw. Mieli też parę innych wtop od tamtego czasu i w zasadzie gdyby nie świetne płatności online, to dawno bym się z nimi zupełnie pożegnał.

Pierwszą alternatywą na darmowe konto z darmową kartą[1], którą znalazłem było konto dbNET, które założyłem rok temu i z którego – jako konta do karty – jestem zadowolony. Zawsze jednak chciałem mieć więcej, niż jedną kartę – i można mieć grosze na niej, więc mniejszy problem, jak zginie, i zawsze można nią zapłacić w przypadku awarii systemu w jednym banku.

Teraz, po tym jak w czasie Euro 2012 byłem bombardowany reklamą z wiewiórkami, przypomniałem sobie o tym, że BGŻ miał w ofercie konto z premią, które rozważałem jako drugą alternatywę dla mBanku. W zasadzie wtedy było to konto z podwyżką, czyli inny produkt ale różnica jest kosmetyczna i minimalna.

Nie jest to dokładnie wariant polegający na niepłaceniu i braku dodatkowych warunków, bo miesięczna opłata za kartę wynosi 8 zł (obniżana do 5 zł przy płatnościach kartą za min. 300 zł), ale przynajmniej po spełnieniu wymagań (czytaj zrobieniu questa) można nie tylko nie stracić, ale wręcz zarobić parę zł.

Konkretnie: prowadzenie zero zł, wypłaty z wszystkich bankomatów w Polsce za darmo, przelewy przez internet za darmo, opłata za kartę 8 zł miesięcznie (5 zł w przypadku płatności kartą za min. 300 zł). Od najwyższej wpłaty, która wpływa na konto (nie musi to być wynagrodzenie/emerytura/renta – źródło: pracownik banku) otrzymujemy 1 zł za każde wpłacone 100 zł, ale nie więcej niż 50 zł, o ile dokonamy 3 płatności kartą. Czyli szykuje się matematyka i konieczność pamiętania ile razy płaciliśmy i ile w sumie wydaliśmy, czyli quest, którego pierwotnie chciałem uniknąć: minimum 3 płatności za minimum 300 zł, aby otrzymać premię (do 50 zł) i zapłacić 5 zł za kartę. Przy wpływie 2000 zł i nazwijmy to aktywnym korzystaniu zarobimy na czysto 15 zł, przy wpływie 5000 zł – 45 zł. No to mnie przekabacili tymi paroma zł…

Dokładna recenzja konta z premią jest tutaj, ale parę subiektywnych odczuć opiszę sam. Konto założyłem w oddziale, bo i tak miałem parę pytań dodatkowych (są wersje zdalne). W oddziale raczej kolejki i nie chciałbym musieć korzystać do wypłat (nieodparte skojarzenie z kolejkami na poczcie), na szczęście nie była to kolejka do stanowisk z zakładaniem kont. Zakładanie i aktywacja karty bardzo proste, nie trzeba dzwonić i męczyć się z IVR. Logowanie do systemu przez internet takie dla ludzi – można samemu określić login i hasło (są pewne ograniczenia). Pewnie potencjalnie niezbyt bezpieczne, ale za to wygodne. Lepiej, niż w mBanku (narzucony login) i w DB (narzucony login i numeryczne hasło). Kartę przysłali szybko i dają do wyboru różne opcje aktywacji (wybrałem przysłanie karty i aktywację SMS). Zobaczymy jak to wszystko działa w praktyce (przewidywane aktualizacje wpisu).

Taka jeszcze uwaga ogólna – 3 banki jednocześnie to chyba maksimum, które jestem w stanie tolerować. Chętnie bym tę liczbę zredukował do dwóch, ale przelewy online mBanku wydają się póki co niezastąpione. Zobaczymy jeszcze jak to w BGŻ wygląda w praktyce…

[1] Nie ma darmowych obiadów, chodzi o wariant maksymalnie zbliżony do darmowego, bo pełne zero zł, bez żadnych warunków dodatkowych typu ilość transakcji, kwota transakcji czy określone wpływy za prowadzenie i kartę ciężko znaleźć.

UPDATE: Karta MasterCard, którą dają dają do konta z premią to wersja tradycyjna, nie zbliżeniowa. Dla mnie – i pewnie dla większej grupy paranoików – zaleta, bo coraz trudniej takie coś dostać, w niektórych bankach wręcz nie są dostępne.

UPDATE: Wyświetlanie historii operacji na koncie jest skopane – nie wiem czemu, ale jest głupie ograniczenie czasu objawiające się komunikatem Zakres nie może przekraczać 31 dni.

Lampiony – dzień później.

Wczoraj w Poznaniu były puszczane lampiony. Wygląda to przepięknie, przynajmniej w trakcie puszczania, jak widać w powyższym linku. Niestety, what goes up, must come down. I już następnego dnia możemy podziwiać takie „piękne” obrazki w miejscu puszczania lampionów:

Śmieci - most Rocha.

Źródło: fot. własna.

Śmieci most Rocha.

Źródło: fot. własna.

Wygląda, że lampiony spadały w okolicach Malty, bo leżała ich tam cała masa, niektóre nawet w uczęszczanych miejscach, na środku stosunkowo ruchliwych ulic.

Lampion na ulicy.

Źródło: fot. własna.

Te wyżej to godziny poranne, okolice dziewiątej. Później było lepiej, ale nadal widoczne były pozostałości:

Lampiony - śmieci.

Źródło: fot. własna.

Ostatnie zdjęcie to znowu okolice Malty, tym razem lekko na uboczu, okolice godziny osiemnastej, za płotem widoczna posesja prywatna. Dawno takiego syfu nie widziałem na mieście (OK, przyznaję, że w trakcie rozgrywanych podczas Euro 2012 spotkań nie było mnie w mieście).

Ciekawostka – wygląda, że rozrzut spadania lampionów był dość niewielki. Tym łatwiej było wysłać ekipę sprzątającą…

Urlop.

Tradycyjnie urlop spędzony offline, przynajmniej jeśli chodzi o komputer. No, nie licząc jednego włączenia – zabranego awaryjnie, jakby coś w pracy wybuchło – laptopa, żeby zapłacić rachunki (tak to jest, jak się zapomni przed urlopem przelewy ustawić). I nie licząc klikania z komórki – bardziej tylko odczyt, ale nie do końca.

Pogoda generalnie dopisała. Tak naprawdę zimno było tylko pierwszego dnia i głównie za sprawą zimnego wiatru, potem już całkiem znośnie. Deszcz oczywiście też był, ale całkiem miło jest popatrzeć sobie na porządną ulewę. Szczególnie, jeśli jest ona wieczorem, siedzi się z suchego domku, a w dzień znowu świeci słońce.

Dopisały zwierzęta. Na środku ścieżki w lesie spotkaliśmy małego węża – prawdopodobnie żmiję. Długość ok. 10-15 cm, wyraźnie zarysowana głowa, brązowy. Na grzbiecie chyba cieniutka kreska (ale nie zygzak), z dwoma czy trzema odejściami na bok. Mam zdjęcie i film, ale pewnie nic nie będzie widać, bo z telefonu.

Poza tym były tradycyjnie biedronki, stonki, trzmiele, z daleka szerszenie (tych to mogłoby nie być, a chyba jakaś plaga w tym roku, bo w Szczecinie koło domu też widziałem), ślimaki. Z nowych zwierząt: winniczki, stonogi(?), chrabąszcze majowe (sztuk dwa, z czego jeden uratowany z dzioba wróbla) i najzupełniej żywy małż (chyba rogowiec bałtycki).

Skoro o ptakach mowa, to w Dziwnowie mewa planowała zamach przy użyciu łba ryby. Szczęśliwie spudłowała o kilka metrów, ale huk łba spadającego na piasek był przyzwoity.

Jeszcze wcześniej, po drodze nad morze, wypad na imprezę do domku w lesie. Tak sobie myślę, że nie byłoby złą opcją mieszkać na stałe gdzieś za miastem. Tylko dojazd do miasta do pracy, szkoły itp. to masakra, z wielu względów. Ech…