Co bym zmienił w Nextbike?

W pierwszą sobotę września znowu korzystałem z usług Nextbike’a w Poznaniu. Spieszyłem sie na dworzec, a akurat byłem w pobliżu jednej ze stacji Nextbike. Krótki namysł i jednoznacznie padło na rower. Po prostu oczekiwany czas dojazdu na dworzec wyglądał korzystniej, biorąc pod uwagę weekendową częstotliwość kursowania tramwajów. Dodatkowo mniejsze odchylenie – co prawda pesymistycznie rower mógł się rozkraczyć i wtedy na pewno bym nie zdążył, a z tramwaju niby mogę w takiej sytuacji wysiąść i pobiec, ale szansa wystąpienia awarii roweru jest mała, a poza tym w przypadku awarii tramwaju dobiec pewnie i tak bym nie zdążył, mimo braku zepsutego roweru do taszczenia.

W każdym razie, korzystając z okazji, a także dlatego, że nieuchronnie zbliża się koniec sezonu rowerowego (przynajmniej teoretycznie, w sumie dobry rower miejski daje radę z deszczem, pytanie czy radę też dadzą kierowcy z nieochlapywaniem rowerzysty) postanowiłem zebrać główne wady/zarzuty systemu wypożyczania rowerów.

Słaba komunikacja – brakuje mi możliwości włączenia komunikatów SMS z kodem do zabezpieczenia roweru przy jego wypożyczeniu. Proste: data, godzina, numer roweru, kod zabezpieczenia. Brakuje mi również potwierdzenia zwrotu roweru. Znowu: timestamp, numer roweru. Nic wyszukanego i da się to tanio zrobić. Ba, pewnie bym włączył taką opcję nawet jakbym miał zapłacić te parę groszy za SMS, a przecież przy hurtowych ilościach SMS można teraz naprawdę tanio wysyłać. Zresztą, można wysyłać maila, czyli „za darmo” (cudzysłów, bo wszytko kosztuje).

Długi czas wypożyczania/zwrotu roweru. Automaty do wypożyczania rowerów mają swoje wady. Klawisze są mało precyzyjne, cyferek do wklikania trochę jest, o pomyłkę nietrudno. Zdarzają się kolejki po 2-3 osoby przy automacie. Zwykle nie ma to znaczenia, ale w sytuacji jak wczoraj, robiło mi to różnicę. Marzy mi się możliwość wypożyczenia/zwrotu z telefonu. Nawet niekoniecznie musi być aplikacja, jak w Mobilet – uproszczona, lekka strona dla urządzeń mobilnych wystarczyłaby w zupełności.

Pewność działania systemu. Są błędy i mam wrażenie, że czasami system działa niedeterministycznie. Na 12 moich wypożyczeń, 4 to zwroty od razu (minuta-dwie), czyli coś poszło nie tak – błędny kod do zabezpieczenia, brak roweru, bo ktoś przede mną wziął itp. Raz nie zauważyłem, że do wybranego roweru jest przypięty inny (albo ktoś przypiął w międzyczasie, ale raczej w to wątpię). Myślę, że jest świadomość, bo po zwrocie zaczęło się pojawiać pytanie problem z wypożyczeniem? ale kto ma czas klikać? A jakoś na stronie nie pochwalili się, czy tam więcej pytań będzie, czy tylko tak/nie.

Niejasne komunikaty o błędach. W przypadku błędnych danych nie ma komunikatu, co poszło nie tak, tylko od razu ponawiane jest pytanie. Biorąc pod uwagę pewność działania automatów, a raczej jej brak – irytujące i utrudniające korzystanie.

Mała ilość stacji. Takie neverending story, bo zawsze będzie za mało, ale poważnie, w Poznaniu jest ich wyjątkowo mało, porównując z innymi miastami – tylko siedem. Przydało by się choćby coś w okolicy poznańskiej palmiarni, Malty (wiem, że tam wypożyczalnia Maltabike jest, ale ale albo niech się dogadają, albo ktoś musi zwinąć interes, albo dwie obok siebie niech będą, bo inaczej konsumenci cierpią…), nowego ZOO (jakby jeszcze załatwić możliwość jazdy po ZOO to w ogóle byłby wypas). Być może coś dla studentów jeszcze.

Cieszę się, że wymieniono zapięcia na bardziej elastyczne – jest znacznie wygodniej, w końcu można odłożyć zabezpieczenie do koszyka i nie ma większego ryzyka, że nagle wyskoczy, z tendencją do atakowania szprych.

No i żeby nie było, że tak narzekam tylko i narzekam – jednak korzystam i cieszę się, że wypożyczalnie rowerów w Poznaniu funkcjonują, czyli klasyczne chodzi o to, żeby minusy nie przysłoniły nam plusów. Co prawda korzystam głównie w czasie weekendów jako zamiennik komunikacji miejskiej, co pewnie nie jest szczytem marzeń twórców systemu, ale korzystam.

Parapolitycy o paraolimpiadzie.

Wszędzie o tym trąbili, ale tego chyba nikt nie napisał, więc: Janusz Korwin-Mikke najpierw narzeka, że nie pokazują go w telewizji, a potem rzuca tekstem

Jeśli chcemy, by ludzkość się rozwijała, w telewizji powinnismy ogladac ludzi zdrowych, pieknych, silnych, uczciwych, madrych – a nie zboczeńców, morderców, słabeuszy, nieudaczników, kiepskich, idiotów – i inwalidów, niestety.

Zadziwiający brak konsekwencji widzę. No bo idąc tym tropem: po co pokazywać starego, sepleniącego, niezbyt pięknego (no dobra, DGCC, ale ładniejszego/przystojniejszego faceta łatwo znaleźć) polityka z partii, która konsekwentnie, od lat, nie może przekroczyć progu wyborczego, w telewizji?

Swoją drogą, czego to ludzie nie zrobią, żeby w TV wystąpić… Ale trolling pierwsza klasa i udany, sądząc po oddźwięku (tak, skoro uważam to za trolling, to oznacza, że dałem się sprowokować).

Watomierz.

Watomierz GreenBlue GB202

Źródło: Nokaut.pl (dead link)

Pomysł sprawdzania, ile jakie urządzenie zużywa prądu chodził za mną od dłuższego czasu i trochę pokrywa się z konikiem urządzeń, które mają niski pobór prądu energię i działają na energię słoneczną. Parokrotnie przeglądałem watomierze na Allegro, ale nie zdecydowałem się na wybór i zakup – głównym problemem była dolna granica działania, która dla większości modeli wynosi 5W i niezbyt chętne chwalenie się nią przez sprzedających. Trochę sporo, bo planowałem mierzyć przecież różne urządzenia, zużywające niewielkie ilości energii.

Ostatnio zdecydowałem się na zakup i to nie na Allegro, tylko w sklepie. Wybrany model to GreenBlue GB202. Oczywiście z funkcji zależało mi wyłącznie na pokazywaniu zużycia energii z możliwie dużą dokładnością i możliwie od najniższej wartości. Wygląda, że mierzy z dokładnością do 0,1 W, czyli bardzo przyzwoicie, a najniższy wynik, który do tej pory udało mi się zmierzyć to 0,5 W, czyli działa już poniżej 1 W. Dokładnie o to chodziło. 🙂

Zabawka jest absolutnie fantastyczna i na razie dość chaotycznie mierzę, co się da, ale jest plan usystematyzowania pomiarów zużycia energii elektrycznej dla różnych sprzętów i zamieszczania tego w sieci, żeby ludzie chcący oszczędzać energię wiedzieli na co zwrócić uwagę. Już w tej chwili widzę, że zużycie energii przez różne sprzęty jest mocno nieoczywiste. Przykładowo, z ciekawostek: włączona w trybie standby drukarka, z zapaloną diodą, zużywa mniej prądu, niż wyłączona przyciskiem i pozornie martwa. Niebawem wrzucę instrukcję do tego watomierza i zacznę publikować dane o sprzętach. Stay tuned.

UPDATE: Z tymi zachwytami nad dokładnością to się pospieszyłem, bo opieram się wyłącznie na tym, co pokazuje miernik, a powinienem napisać raczej, że ma szansę być dokładny. Jak podpowiadają dobrzy ludzie przydałby się test, czy choćby urządzenie pobierające 100 W i urządzenie pobierające 2,5 W po podłączeniu jednocześnie będą pobierały 102,5 W. Na razie problem ze znanymi punktami odniesienia – nie mam zwykłych żarówek pod ręką. Czajnik elektryczny o mocy nominalnej 1800 W zużywa niby 1802 W i powoli spada o pojedyncze W.