Niedawno usłyszałem pytanie o setup dla abcc, które zawierało ciekawy element – jedno z dostępnych połączeń było przez USB[1]. Zaintrygowało mnie to, bo tak się złożyło, że zupełnie nie znałem tematu. Zawsze udostępniałem internet z Androida wykorzystując WiFi i tworząc access point. Nie byłem pewien jak takie połączenie w ogóle jest widoczne pod Linuksem.
Poczytałem, sprawdziłem i sprawa jest prosta. Aby udostępnić internet z telefonu z Androidem należy najpierw podłączyć kabel USB. Dopiero wtedy aktywna staje się opcja USB tethering. Po jej aktywacji na telefonie, w systemie powinno pojawić się urządzenie usb0. Traktujemy jak zwykłą przewodową kartę sieciową.
Takie proste, a nigdy nie korzystałem. Czy warto udostępniać połączenie z Androida po USB, zamiast po WiFi? Jedna zaleta jest oczywista – podczas udostępniania połączenia telefon zużywa więcej prądu. Podłączenie kablem do komputera zapewnia od razu ładowanie. Z kolei oczywista wada to mniejsza swoboda ruchów – kabel jest zawsze jakimś ograniczeniem.
Pora sprawdzić wydajność. Szybki zgrubny test, po prostu fast.com, w dodatku pojedynczy pomiar dla każdej konfiguracji.
Operator nr 1
42 Mbps download 10 Mbps upload, latency 32 ms unloaded, 462 ms loaded na WiFi 2,4 GHz
42 Mbps download 15 Mbps upload latency 30 ms unloaded, 420 ms loaded na USB
Operator nr 2 (IPv6)
78 Mbps download 11 Mbps upload, latency 30 ms unloaded 321 ms loaded na WiFi 5 GHz
71 Mbps download 14 Mbps upload, latency 28 ms unloaded 446 ms loaded na USB
Wielkich różnic jak widać nie ma. Wariancie optymistycznym, czyli nieobciążonym łączu na kablu zyskamy nieco na opóźnieniach sieciowych. Lepsze powinien też być upload. Czyli domyślnie warto podłączyć kabel USB. Nie są to jednak wielkie różnice, więc jeśli nie gramy w gry online albo nie zależy nam na prędkości uploadu, wygląda, że może decydować wygoda.
UPDATE I jeszcze dla porównania wyniki z mojej kablówki, nominalnie 60/10:
62 Mbps download 7 Mbps upload, latency 6 ms unloaded 50 ms loaded na WiFi 5 GHz
Oczywiście inny serwer, pomiar dzień później itd. Ale i tak widać, jak bardzo LTE dogoniło, albo wręcz przegoniło kablówkę opartą o miedź. Światłowód zapowiadany był dwa lata temu, ale nadal nic nie wskazuje, by miał się pojawić.
[1] Sprawa w toku, może zasłuży na osobny wpis jak skończę.
Czyli wąskim gardłem jest rura publiczna, co można było przewidzieć. Dopóki transfer z/do sieci operatora nie będzie szybszy od lokalnego, wyniki będą podobne z kabelkiem czy bez.
U mnie w domu jest na odwrót. Rura w świat jest grubsza od rur lokalnych (z wyjątkiem jednego kompa, który jest podpięty skrętką bezpośrednio do rutera). Ma to tę zaletę, że sobie nawzajem nie przeszkadzają…
Za to zasięgu komórki w domu prawie nie mam. Jak potrzebuję pogadać, muszę wychodzić na zewnątrz.
Tak, ale to akurat wiedziałem, że raczej wyjście na świat będzie ograniczeniem. I tak jestem zaskoczony pozytywnie wynikami LTE.
Bardziej chodziło mi o przetestowanie czy i jak kabel wpłynie na transfer i opóźnienia. Te drugie wiadomo, powinny spaść. Choć niezbadane są zamysły twórców sprzętu i oprogramowania. W sumie może to mocno zależeć od sprzętu.
Jeśli chodzi o przeszkadzanie to limitowanie pasma i QoS na routerze powinny załatwić sprawę.
Jeśli chodzi o zasięg, to niby istnieją urządzenia do zwiększania zasięgu komórek wewnątrz pomieszczeń, ale nie zgłębiałem tematu, więc ani o osiągach, ani o legalności tego typu rozwiązań się nie wypowiem. Zresztą taki nieco ograniczony zasięg wcale nie musi być złą sprawą…
Ale to nie jest „nieco ograniczny zasięg” tylko „czarna dziura”. Żeby było zabawniej, zarówno sąsiad po lewej jak też po prawej zawsze ma jedną-dwie kreski zasięgu. Trafiła nam się chałupa w dziurze. A czasem po prostu trzeba gdzieś zadzwonić i wtedy człowiek łazi po deszczu jak głupi.
Co to wzmacniaczy sygnału, to owszem, fajny pomysł z techniczego punktu widzenia, ale ich używanie jest w szarej strefie od strony przepisów. Po pierwsze operatorzy nie lubią jak im klienci wrzucają dodatkowe „maszty” w infrastrukturę, a po drugie przepisy limitują moc takich zabawek i te przepisy lubią się zmieniać od czasu do czasu – może się więc zdarzyć, że urządzenie legalne dziś będzie nielegalne jutro. Oczywiście nie ma jakichś inspektorów, którzy odwiedzają prywatne mieszkania w poszukiwaniu takich zabawek, ale ja tam nie lubię być w szarej strefie. Pomijam całkiem fakt, że takie boostery nie są w stanie wyjść ponad 3G (4G i wyżej wymaga dodatkowego zalogowania się do sieci), ale to akurat nie problem, bo do połączeń głosem 3G to i tak aż nadto.
Niektórzy operatorzy oferują też dzwonienie po wifi – niestety w Irlandii jest ich bardzo mało (jeden, o ile mi wiadomo, w dodatku słynie on z najgorszej możliwej obsługi klienta).
Skoro jest aż tak źle, to czy próbowałeś formalnie zgłaszać operatorowi? Trochę obowiązków też zapewne mają (dostęp do numeru alarmowego choćby), a to może być dla nich drobny tuning po stronie infrastruktury…