Dziwna to majówka i dziwny urlop. Jedno i drugie poszatkowane i pracowite. Pierwszą i najważniejszą rzeczą do załatwienia była – jak zwykle spóźniona – zmiana opon na letnie. Spojrzałem na felgi od zimówek i stwierdziłem, że warto je odświeżyć, bo trochę ruda zaczyna wychodzić. A skoro zakładam letnie, to najpierw letnie. Poszedłem na łatwiznę – spray czarny matowy, wyklejenie boku opony taśmą malarską, przetarcie drucianą szczotką i papierem ściernym. Jest powiedzenie, że gdy masz młotek, wszystko wygląda jak gwóźdź. Zmieniłbym na gdy masz spray, wszystko wygląda jak wymagające malowania. Faktem jest, że sprayem maluje się bardzo fajnie – łatwo i szybko. Niestety, przygotowanie felg zajmuje dłuższą chwilę. I oczywiście na jedną stronę z kół letnich zabrakło mi spray, a jak pojechałem dokupić w niedzielę, to okazało się, że sklep już zamknięty, więc w sumie zeszło znacznie dłużej, niż planowałem, więc odświeżone zostały tylko letnie. Zimówki i zapas muszą dłuższą chwilę poczekać.
Potem musiałem wrócić – tym razem pociągiem – do Poznania. Jedna sprawa do załatwienia, ale głównym powodem było złożenie PITa. Również tradycyjnie w ostatni dzień. Powody składania na papierze są różne – coś mi świta, że pod Linuksem nie szło to łatwo, trzeba mieć jakieś dodatkowe dane z poprzednich lat, a jakieś dziwne dodatki ostatnio jeszcze musiałem rozliczać. Głównie jednak chodzi o to, że papierowe mam przećwiczone, a nie chce mi się kombinować w ostatni dzień z nowym sposobem.
Oczywiście mogłem wysłać PIT pocztą, ale była jeszcze sprawa na miejscu, a stwierdziłem, że w pociągu sobie poczytam. Faktyczni, nadrobiłem lekturę i mam nadzieję, że wciągnę się z powrotem do czytania książek bo – wstyd się przyznać – to pierwsza przeczytana „moja” książka w tym roku. Nieco zasługa tego, że łapię się za cegły, niektóre nie podpasowują, a nie lubię brać się za kolejną książkę mając nieprzeczytaną inną.
Załatwiwszy temat opon, stwierdziłem, że zrobię lepszą składankę z muzą do auta. Do tej pory używałem uszkodzonej karty pochodzącej z Raspberry Pi (całkiem dobrze sobie radziła, ale w sumie nic dziwnego, to tylko odczyt, a uszkodzony jest IIRC konkretny fragment). Niestety, okazało się, że nowe utwory nie wejdą. Nie wiem czy to zaleta mtp[1], czy łapały się w uszkodzony obszar. Może kiedyś pobawię się w diagnostykę (ciekawe czy radio poradzi sobie z dwiema partycjami?), teraz po prostu pojechałem do sklepu i kupiłem nową. Oraz żarówkę do świateł pozycyjnych, w końcu. TBH wymieniłbym już dawno oryginalne W5W na stosowne LEDy, ale podobnoż się czepiają na przeglądach. Nie wiem czemu, w końcu i tak to praktycznie nie świeci, więc wolałbym, żeby przynajmniej prądu nie brało, przy zbliżonej jasności.
Tak naprawdę kupiłem dwie karty. Druga wylądowała w Raspberry Pi robiącym za router GSM. Tu słowo o stabilności Linuksa i rozwiązań chałupniczych (rpi + modem USB + hub USB), bo miałem niedawno okazję na ten temat rozmawiać. Albo raczej jeden uptime:
08:32:00 up 287 days, 18:42, 1 user, load average: 0.06, 0.08, 0.08
Głównym zasłużonym jest tu… prąd, bo router działa bez UPSa…
Kartę wymieniłem, bo chciałem zrobić upgrade Raspbiana – lada moment Debian Jessie przestanie być wspierany, a używany Raspbian właśnie na nim bazował. Poszedłem na łatwiznę i po prostu wrzuciłem najnowszy image, bazujący na Stretch, dograłem brakujące pakiety i wrzuciłem kluczowe pliki z konfiguracją. Jestem nieco zaniepokojony, że taka rzeźba na szybko zaczyna mi wychodzić. Chyba muszę to na Githuba wrzucić. I może jakieś ansible do kompletu? W sumie rozjechała się tylko jedna rzecz – wyciąganie IP z interfejsu w jednym skrypcie. I tylko dlatego, że ifconfig zmienił format, więc automatyzacja i tak nic by tu nie pomogła…
Poza tym, sporo działki. Trochę pomogłem rodzicom na działce, trochę odpocząłem. Generalnie raczej pracowicie, choć i tak wielu rzeczy nie udało się zrobić, jak np. porządków z przekierowaniem ruchu ze starego bloga. Ale to może jeszcze w weekend ogarnę.
[1] Korzystałem z telefonu, bo okazało się, że nie bardzo mam czytnik kart micro SD – muszę kupić jakiś tani badziew i niech leży na takie okazje, bo wyciąganie modemu USB to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej.
To mnie zaskoczyłeś z tym rozliczaniem papierowego PIT. Chyba od pierwszego roku kiedy było to możliwe rozliczałem elektronicznie i chyba zawsze pod Linuksem. Wcześniej pod Wine programy wspomagające. A elektronicznie od początku chyba było działające oprogramowanie w Adobe Air. Trzeba było tylko mieć Adobe Readera aby wypełniać formularze w PDF (bo systemowy reader nie dawał rady). Gdy nie masz żadnych niestandardowych sytuacji to od dwóch lat można automatycznie składać zeznanie via PFR (pre-filled tax return) – to formularz webowy na stronie MF.
@m Jakoś nigdy nie rozliczyłem PITa elektronicznie. Na początku im nie ufałem, potem nie chciało mi się walczyć z uruchomieniem pod Linuksem (o ile w ogóle była możliwość), potem rutyna i lenistwo.
Za to od zawsze korzystam ze wspomagacza do wypełniania deklaracji uruchamianego przez Wine (huh, widze, że minimum 11 lat korzystam: https://rozie.jogger.pl/2008/03/29/1-podatku-za-rok-2007-ostatni-dzwonek/ ). I byłbym wysyłał z niego (jeśli potrafi), a przynajmniej drukował, ale chyba jest jakaś faza ze zmianą OPP na 1% podatku, a mam komu dawać, niestety.
Sprawdziłem i faktycznie ze składaniem deklaracji spod Linuksa jest rzeźba, chociaż jest docker z gotowcem: http://rys.io/pl/150 Nie zmienia to faktu, że do wynalazków ze stajni Adobe mnie nie ciągnie. I owszem, często mam mniej lub bardziej niestandardowe sytuacje. Nie wiem co ten ich wynalazek potrafi, papier działa… 😉
Co do czytnika kart microsd, to ja stosunkowo często korzystałem z adaptera do SD a potem do czytnika np. w laptopie lub takiego na USB. Miałem czytnik microsd od sandiska ale był bardzo wybredny jeżeli chodzi o poprawne włożenie karty.
Więc niedawno zainwestowałem w czytnik kart USB 3.0 na microsd i pełne SD od Ugreena. Niedawno dotarł i pierwsze testy zdał bardzo dobrze.
Nie miałem laptopa z czytnikiem. Jeśli chodzi o przejściówki na SD to mam ich masę ale… po pierwsze nie w tej lokalizacji, po drugie bez czytnika niewiele dają. Zrobiłem obejście pt. kupno czytników microSD do rozłożenia w każdej lokalizacji.
OTOH smutne jest, że nie da się(?) zrobić z telefonu czytnika, żeby system widział kartę jako /dev/sdX