Temat pojawił się przy dwóch okazjach. Jedna to nadrabianie pourlopowych zaległości RSSowych podczas których dotarłem i przeczytałem wpis KosciaKa o bańce i RSS, druga to podesłanie przez redhanda linku do powiązanego z tematem linka.
KosciaK IMO trochę miesza dwie zupełnie różne sprawy:
- zamykanie się/bycie zamykanym w bańce
- zmiana profilu/poziomu źródeł RSS (a także naszych zainteresowań/oczekiwań) i ich wysychanie.
Akurat samo wysychanie źródeł RSS jest najmniej problematyczne, bo po prostu dorzuca się nowe ciekawe RSSy w miejsce starych, które są już tylko pustym linkiem w czytniku RSS. Czytamy nadal na miarę swoich możliwości przerobowch, a wpływ na generowanie lub nie treści mamy praktycznie żaden. Możemy podziękować autorowi, dodać komentarz, ale nie sprawimy, że ktoś, kto nie ma czasu/weny na generowanie treści nagle zacznie znowu pisać. Takie życie.
Gorsza jest zmiana profilu/poziomu kanału RSS, szczególnie jeśli jest to spadek jakości – dane nadal płyną, próbuje się je przetworzyć, ale coraz więcej jest szumu, coraz mniej sygnału. Czyli to, przed czym chroniliśmy się w bańce zaczyna się do niej wdzierać.
Zupełnie inną rzeczą jest zamykanie się w bańce. Czy to dobrowolne, czy nie. Nie mając bańki (czyli filtrów, po prostu) mamy spojrzenie szersze, ale więcej jest szumu (treści nieinteresujących, słabych). Biorąc pod uwagę zasób, jakim jest czas przeznaczony na czytanie, możemy przetworzyć stałą ilość informacji. W wersji bez filtrów – część czasu stracimy na szum. W wersji z filtrami – szumu będzie znacznie mniej, ale stracimy możliwość odbioru części źródeł sygnału. Wszystkiego przeczytać i przyswoić nie sposób, tak samo jak nie można znać wszystkich ludzi.
Nie jestem nawet do końca przekonany, czy to, co ma dać DuckDuckGo ma sens. Wypróbuję (już zacząłem), ale IMHO serwis jest podobny do Dogpile, którego próbowałem jakiś czas temu używać zamiast Google, a który łączy wyniki Google, Yagoo i Bing. Jasne, fajnie byłoby mieć możliwość w dowolnym momencie tymczasowego przerwania bańki, ale większość czasu taki „uczący się” search engine działa na naszą korzyść – podsuwa to, co chcemy znaleźć. I dokładnie tak to działa: wyżej są lepsze (dla nas) wyniki. Korzystając z Dogpile czy teraz krótko z DuckDuckGo widzę, że to czego faktycznie szukam nie jest w top 5, tylko np. w top 10. W ogromnej większości przypadków po prostu strata czasu na ominięcie nieciekawych wyników.