Obok różnych izmów czyli rasizmu, seksizmu czy nacjonalizmu występuje jeszcze jeden izm, o którym pewnie mało kto myśli, a który jest bardzo powszechny. Nazywam go roboczo włosizm. O co chodzi? Oczywiście o dyskryminację z powodu włosów.
Jakie mogą być powody? Włosy nieodpowiedniej długości, brak włosów, fryzura (sposób ułożenia), kolor… Poniekąd z wyboru (irokez, dready, długie, krótkie), poniekąd wrodzone (brak, kolor).
Nie istnieje? Nie jest powszechny? Ten rudy… Ten łysy… itd. Częste? Raczej. I oczywiście przypisywanie cech na podstawie włosów. Rudy? Wredny! Łysy/bardzo krótkie? Bezmózg! Irokez/dready? Brudas! Uprzedzenia i uogólnienia. Zero tolerancji dla odmienności lub cudzego wyboru.
Bardzo głupie i bardzo powszechne, moim zdaniem. Zastanawia mnie tylko, czemu do włosów przywiązywana jest większa uwaga, niż np. do ubrania. Przekonanie – nie do końca słuszne, że ubranie łatwiej zmienić? Fryzurę czy kolor zmienić można obecnie bardzo łatwo… Utożsamianie włosów z cechą wrodzoną? Miałoby uzasadnienie w przypadku koloru (teraz już niekoniecznie) czy braku włosów, ale nie w przypadku fryzury.
I właśnie dlatego ufarbowałam się na rudo. Blondynka farbowana na ciemno to sztuczna inteligencja, a na rudo – sztuczna wredota.