Zapowiedź świata post-copyright – refleksje.

Niedawno przeczytałem mini-wpis u Zala nt. tego utworu. Wiele spostrzeżeń jest cennych i trafnych, ale autor nie uchronił się niestety przed błędami i uproszczeniami.

Niestety, argumenty o open source są mocno naciągane i spłycone. Samo stwierdzenie, że zostało ono wymyślone przez Richarda Stallmana jest uproszczeniem i naciąganiem. Dalej, to, że mamy dostęp do źródła nie znaczy, że możemy zmodyfikować program i dalej go rozpowszechniać (w szczególności: pod tą samą nazwą, patrz produkty Mozilli).

Tak samo teza, że większość autorów piszących kod open source robi to za darmo nie do końca się zgadza z rzeczywistością. Łatwo sprawdzić, jakie firmy płacą za (powstanie) open source. Albo, dokładniej, błędny jest argyment, że większość kodu open source powstaje za free (bo 100 autorów dodających po 2 linie vs. 1 piszący 1000 linii to jednak inna sprawa – ten drugi to raczej poprawiacz, niż autor/developer).

Tezę, że większość kodu open source powstaje za darmo, łatwo obalić na przykładzie kodu jądra Linuksa (publikują ładne raporty) – mamy zarówno wkład poszczególnych developerów, jak i firm. Okazuje się, że pozycje none i unknown (czyli przyjmimy, że nie firma), to raptem mniej niż 20% kodu, czyli ilość podobna do łącznego wkładu samych tylko Red Hat i IBM.

Poza tym, stawianie open source jako równoważnika dla literatury jest słabe z tego powodu, że w przypadku oprogramowania autorzy (czy też: poprawiacze, zależnie kogo będziemy mieli na myśli), rozwijają coś, z czego później sami korzystają, czyli wykonują pracę także dla siebie. Autor powieści raczej nie będzie jej potem czytał dla przyjemności. 😉

Zresztą muzycy także raczej nie słuchają swoich nagrań dla przyjemności (tak z doświadczenia). Raczej po to, żeby zobaczyć jak to wyszło i co można poprawić. Nie przeczę, granie (koncerty, próby) sprawia frajdę, ale zysku z utrwalenia muzyk nie ma żadnego. Więcej, jeśli przyjmiemy, że źródłem zysku dla muzyka są koncerty, to utrwalanie (zwł. z dobrą jakością) niekoniecznie będzie dla niego zyskowne. Oczywiście z jednej strony zwiększa popularność zespołu (do tego nie potrzeba rewelacyjnej jakości), ale z drugiej strony pozwala cieszyć się muzyką nie chodząc na koncerty.

I bardzo długo aktualny będzie – w przypadku muzyki – argument: oni się szkolili wiele lat, żeby zarabiać, ale im nie wyszło, więc teraz grają za free. Czy podobny. Nie wnikam w tym momencie, czy jest on faktycznie słuszny (pewnie nie – i ja i wielu znajomych gra i grało wyłącznie for fun, nierzadko dopłacając mniej lub bardziej świadomie do tej zabawy wcale niemałe pieniądze), ale w dyskusjach pewnie się pojawi.

Ogólnie – artykuł ideowo ciekawy, ale nie do końca przystający do rzeczywistości. Nie ikonizowałbym tylu błędów. 😉

PowerDNS a 5 maja 2010.

Jak wiadomo, 5 maja tego roku szykuje się mała rewolucja związana ze zmianą funkcjonowania root serwerów DNS (wprowadzenie DNSSEC), która dla części użytkowników może się skończyć brakiem dostępu do Internetu.

Jeśli chodzi o użytkowników PowerDNS, to autorzy zapewniają, że zmiana nie ma wpływu na funkcjonowanie serwerów, a zmiana na wersję wspierającą DNSSEC nie jest konieczna do zachowania działania w dotychczasowej formie.

Wrażenia z P.I.W.O.

Po raz kolejny wybrałem się na P.I.W.O i po raz kolejny jestem zadowolony. Co prawda żaden z wykładów, na których byłem, nie dostał ode mnie maksymalnej oceny w ankiecie, ale było dobrze.

Wykład o budowaniu społeczności ciekawy, zwł. w kontekście tworzącego się zespołu tłumaczy GNU.org. Sporo cennych uwag, postaram się wykorzystać w praktyce, tylko muszę przetrawić.

Wykład o FWiOO (czym jest, czym się zajmuje) poprawny, zabrakło mi informacji jak można wesprzeć FWiOO inaczej, niż finansowo.

Zen z Allegro opowiedział, czemu uważa, że duzi w Polsce nie dają nic do FLOSS, choć sami z niego biorą i – na przykładzie Allegro – co można z tym zrobić, zwł. zmienić (tak, zapowiedziane jest udostępnienie kodu jednego z narzędzi, które powstaje w Allegro).

Gra w życie i gry w życiu – dobre spostrzeżenie o tym, że ludzie lubią klikać dalej, oraz co z tym mogą zrobić autorzy serwisów internetowych, dla dobra swojego serwisu (nie, wcale nie chodzi o grę w serwisie). Trafne, ciekawe.

Geckowa masakra JavaScriptem – trochę za krótko, jak dla mnie (rozumiem niezamieszczenie przykładów, ale może warto byłoby pokazać samą infekcję), ale sprowadza się do tego, że przeglądarki internetowe (tu: oparte o Gecko) nie są bezpieczne, a instalując dowolne rozszerzenie dajesz jego autorowi (albo raczej: stronie na której jest umieszczone, phishing kwitnie…) pełny dostęp do swojej przeglądarki. Dużo straszenia, dużo paranoi, ciekawe, choć trochę oczywiste.

SELinux – trochę kolejny raz MAC vs. DAC z którychś Pingwinariów, trochę zabrakło pokazania w praktyce, co daje takie „uszczelnienie” ejabberd, ale ciekawe. Nadal SELinux wygląda na trudny, z dużą barierą wejścia.

Na deser spotkanie w pubie, niestety Patyczak nie wystąpił tym razem. 🙁

Frekwencja OK, sporo przyjezdnych. Dobrym pomysłem był lunch. Trochę wadą – warsztaty na koniec, przed pubem. Ci co nie szli na warsztaty musieli czekać (nie że jakiś dramat i nie zorganizowało się czegoś, ale być może lepiej byłoby zrobić te warsztaty w okolicy przerwy na lunch). Zdecydowanie nie żałuję skrócenia urlopu i przyjechania na P.I.W.O.