Maseczki

Parę tygodni temu minister zdrowia nakazał stosowanie maseczek. Tu powinna być gwiazdka i dywagacje na temat czy minister zdrowia może, czy to obowiązujące prawnie itd. Przyznaję, że na stronach rządowych nie znalazłem informacji dotyczących aktu prawnego, coś było ogłoszone na konferencji prasowej, jest wpisane na stronie z aktualnymi zasadami i… tyle. Także portale nie linkują do tekstów źródłowych. Dla porządku jednak jakieś źródło. Ale nie o trybie wprowadzania ograniczeń czy spójności informacji i łatwości znalezienia informacji na stronach rządowych będzie tym razem. Chcę się skupić na technicznych aspektach.

Na początku pandemii był boom na przyłbice, różne DIY dostarczano medykom, wszyscy ich pożądali. Teraz okazuje się, że „już nie chronią”. Cudzysłów mój i złośliwy, bo oczywiście faktycznie nic się nie zmieniło. Przyłbice nadal dają jakieś zabezpieczenie, w określonych okolicznościach. Podobnie jest z innymi niż maseczki środkami ochrony. Chusty, szaliki itp. – były zalecane, nagle „już nie chronią”. O co chodzi?

Przede wszystkim, większość środków ochrony chroni głównie otoczenie przed noszącym, nie noszącego przed otoczeniem. Dopiero szczelna maseczka ze stosownym filtrem albo maska przeciwgazowa będzie chronić noszącego. O ile będzie szczelna i poprawnie założona. I będzie utrudniać oddychanie, choć oczywiście da się biegać w masce przeciwgazowej. Tu stosowny dowcip ze strony dla rozluźnienia atmosfery.

– Tato! Tato! Pokaż jak biegają słoniki.
– Daj spokój synku, wystarczy.
– Tato… Ale ja baaardzo proszę. Buuuu…
– No dobrze synku. Pluton! Maski włóż! I jeszcze jedno okrążenie!

W kwietniu zeszłego rok, gdy ludzie na potęgę szyli DIY maseczki, kupiłem chusty. Zwykłe bandamy za 3,5 zł. Sztuk 12, żeby dostawa z Allegro była za darmo. Czemu? Tanie, wygodne, wielorazowe, zapewniają jakąś ochronę. Wystarczy złożyć w trójkąt, zawiązać z tyłu i gotowe. Szybciej zakłada się tylko maseczkę z gumkami na uszy. Do tej pory korzystałem niemal wyłącznie z chust. Owszem, zdarzyło mi się parę razy korzystać z różnych maseczek. Zarówno jednorazowych, jak i wielorazowych. Ale używałem ich tylko chwilowo i w specyficznych okolicznościach, więc nie zwracałem uwagi na ich wady i zalety.

Zalet chust nad maseczkami jest wiele. Są tanie i wielorazowe. Można je schować gdziekolwiek. Awaryjna chusta w kieszeni, w schowku w samochodzie, w plecaku? Korzystam namiętnie. Zawiązaną chustę – w przeciwieństwie do wiązanej maseczki – łatwo opuścić, a następnie z powrotem założyć. W przeciwieństwie do maseczki na gumkach nie ciągnie za uszy.

Bardziej techniczne zalety bandamy w stosunku do maseczek? Można je rozłożyć do prania czy suszenia. Dwie warstwy materiału schną dłużej niż jedna – czysta fizyka. Długo nie rozumiałem o co chodzi narzekaniem na parowanie okularów przy korzystaniu z maseczek. Okularów nadal nie noszę, ale już rozumiem. Otóż maseczka ma luz/mniejszy docisk w okolicy nosa, czyli górnej. W momencie wydechu powietrze kieruje się głównie tam, gdzie napotyka najmniejszy opór. Czyli do góry. Gdy noszę maseczkę „na gumki” to przy intensywniejszym wydechu czuję powiew na rzęsach. Zjawisko, które nie występuje w chuście W przypadku chusty główny docisk jest u góry, na dole jest luz, więc okulary nie powinny tak bardzo parować.

Jest też pewne wytłumaczenie maseczek noszonych na brodzie czy – może nawet bardziej – odsłoniętych nosów. Komfortowa, czyli nie ciągnąca za uszy maseczka gdy wchłonie wilgoć robi się ciężka i potrafi się zsunąć. Zawilgocona chusta generalnie nadal tkwi tam, gdzie była pierwotnie.

Czy to znaczy, że chusty są gorsze? Może tak, może nie. Nie sądzę, by były wiarygodne badania na ten temat. Na oko nie widzę różnicy w skuteczności między bawełnianą maseczką a chustą. Tak, chusta ma na dole względny luz, ale chroni przed wydostawaniem się kropelek przy mówieniu czy oddychaniu. Z drugiej strony czuję, jak przy intensywniejszym wydechu maseczka się odchyla i powietrze wylatuje na boki… wszędzie. Głównie do góry. W przypadku chusty intensywność wydechu nie miała praktycznie znaczenia. No i chusta sięga znacznie dalej, niż maseczka. Zarówno na boki, jak i w dół. A od góry ma lepszy docisk. Nie zdziwiłbym się, gdyby chusty okazały się wręcz lepsze…

No ale to tylko takie gdybanie i marudzenie. Rząd wie lepiej, więc nosimy maseczki. Po cichu liczę, że się ogarną i najdalej na majówkę wrócą stare zasady.

Wirtualna promocja w x-kom.pl

Wirtualny
2. stworzony w ludzkim umyśle, ale teoretycznie możliwy (źródło: sjp.pl)

Zdarzyło mi się kupić w x-kom.pl telefon Samsung objęty promocją. Nie dla mnie, ale to nieistotne. W każdym razie wyszło, że ma wszystkie potrzebne funkcje, cenowo był OK, został kupiony. Już po zakupie mignęło mi, że x-kom.pl ma promocję przy zakupie telefonów Samsung. Konkretnie oddają część pieniędzy od 50 do nawet 500 zł, w zależności od modelu. Nie miało to żadnego znaczenia dla decyzji o zakupie, promocję zauważyłem już po nim. No ale jak dają, to można wziąć, szczególnie, że udział sprowadzał się do kilku kliknięć. O ile kupiony model spełnia warunki, w co wątpiłem, bo raczej dolna półka.

O dziwo, wybrany model spełniał warunki promocji. Na najniższą kwotę, ale zawsze. Zarejestrowałem więc zakup, podałem na stronie dane, gdzie ma trafić przelew i czekałem. Po pewnym czasie dostałem. Nie pieniądze, a maila:

uprzejmie informujemy, iż zgodnie z regulaminem w przypadku zakupów dokonywanych w salonie, z wykorzystaniem płatności gotówkowej, lub za pomocą karty bankowej, koniecznie jest poproszenie sprzedawcy o wystawienie faktury VAT, abyśmy mogli przesłać fakturę korygującą.  W tym przypadku, aby otrzymać zwrot konieczne jest udanie się do salonu z oryginałem paragonu w celu wystawienia faktury VAT, jeśli na paragonie nie znajduję się numer NIP.

To faktycznie o mnie, bo zamówiłem z odbiorem w salonie i płaciłem kartą. Oczywiście nie brałem faktury VAT, bo kupuję jako osoba fizyczna. Znaczy x-kom piesze, że z promocji nici. Chyba, że pójdę jeszcze raz do salonu (pandemia! ograniczanie kontaktów!) specjalnie po tę fakturę. To, że zakup był z zalogowanego konta nie ma znaczenia. Ani nie umożliwia na pobrania faktury VAT. Można pobrać jedynie fakturę pro forma.

No dobra, czemu w ogóle odbierałem towar i płaciłem w salonie? Normalnie zapłaciłbym od razu i zamówił do paczkomatu. Powody były dwa. Po pierwsze, i tak planowałem być w centrum handlowym, gdzie jest salon. Drugi powód jest ciekawszy, bowiem żeby zapłacić online przelewem w x-kom.pl trzeba… dopłacić. Poważnie. Bez dopłaty zakup online można zrobić kartą płatniczą albo osobnym, manualnym przelewem z banku. Luksus szybkiego przelewu jest dodatkowo płatny. Tak, to nie jest stara notka zabłąkana w RSS, mamy rok 2021. Nadal istnieją sklepy, które chcą dodatkowych pieniędzy za przywilej przekazania im pieniędzy przy pomocy płatności online.

Sprawdziłem regulamin, faktycznie tak jak było napisane w mailu jest wymóg pobrania faktury VAT w niektórych okolicznościach, tak jak napisano w mailu. Ponieważ promocja wymagała wystąpienia o zwrot w określonym czasie, pozwoliłem sobie zapytać się, od którego momentu liczony jest czas. Czy od złożenia zamówienia online, czy odbioru w salonie. Chodziło o tę drugą datę, więc nie zrobiło się zupełnie śmiesznie. Miałem bowiem szansę popędzić do salonu po fakturę VAT i zgłosić się do promocji w terminie.

Nie zrobiłem tego. Co innego wpaść tam przy okazji, a co innego specjalnie jechać, szczególnie podczas pandemii. Last but not least: salon w którym odbierałem sprzęt był w innym mieście, w którym akurat w tym czasie byłem.

Czyli z mojego punktu widzenia promocja Samsunga w x-kom.pl była wirtualna. I jak nie mam pretensji, bo wszystko było zapisane w regulaminie i nie wpływała ona na decyzję o zakupie, tak niesmak pozostał. Mam wrażenie, że PRowo lepiej by było, gdyby tej promocji nie było w ogóle. Przynajmniej w moim przypadku. Za to nauczyłem się, że w x-kom zawsze należy brać fakturę VAT.

Bieganie 2020 – podsumowanie

Jak wyglądała aktywność fizyczna, czyli jazda na rowerze i bieganie w 2020? Pora na podsumowanie mojego biegania w smutnym 2020, jeszcze smutniejszym grudniu. Smutna prywata, więc pominę. Ale ten wpis może być jedynym grudniowym. Pojawia się, bo szkic leżał od dawna, jako kontynuacja zeszłorocznych statystyk.

Bieganie

Zacząłem dość ambitnie, bo biegałem już na początku roku. Odrobiłem przerwę zimową, zaczęły się postępy i… pojawiła się pandemia i koronawirus. Może nie było silnych przesłanek do zaprzestania biegania, ale jakoś tak mi się załączyło niewychodzenie z domu, że i nie biegałem. Wyszedłem z założenia, że ostatecznie te dwa tygodnie, góra miesiąc można się poświęcić, prawda?[1] Ostatni bieg przed pandemią miałem pierwszego marca.

Jak wyglądała pandemia i walka z nią wszyscy wiemy, miałem o tym notkę. Wróciłem więc do biegania. Początek był straszny. Izolacja to nie tylko przerwa od biegania, to tygodnie siedzenia w domu, praktycznie bez ruchu. Oczywiście robiłem jakieś statyczne ćwiczenia, ale to nędzna namiastka. Ogólnie skończyło się tak, że znacznie gorsza forma, niż po przerwie zimowej. W pierwszych biegach musiałem skrócić dystans do 4 km. Pierwszy z nich był 9 maja. Z tego co pamiętam w chuście. Skończyłem zziajany i wykończony, i nie chusta była temu winna…

Potem było lepiej. Nie tylko szybko wróciłem do zeszłorocznej formy i dystansu 5 km, ale poczułem niedosyt. Zacząłem zwiększać dystans. Najpierw było to dodatkowe 100-200 metrów, potem lekko zmodyfikowałem trasę (chciałem kończyć w innym miejscu) i zrobiło się dodatkowe 600-700 metrów. Z perspektywą na dalsze wydłużenie.

Na wydłużenie nie trzeba było długo czekać. Skoro może być równe 6 km, to czemu nie? Tak więc sierpień to już biegi po 6 km, zamiast zeszłorocznych 5 km. I tak zostało – obecnie mój standardowy dystans to 6 km.

Trochę z tej okazji, a troche z okazji września kupiłem – wspomniane tu – buty do biegania z lepszą, nieco bardziej terenową podeszwą. Początek dramatyczny, bo mnie obtarły. Mój błąd, wziąłem krótkie skarpetki, zsunęły się, a but „niezmiękczony”. Ale to jednorazowy wypadek i bardzo mi się podobają.

Statystyka: 39 biegów, 20,75h w ruchu, 215 km. Lekki regres, ale jak mówiłem to słaby rok był, co na bieganie też się przełożyło. Ostatni bieg na początku listopada.

Rower

O ile bieganie w 2020 nie ucierpiało, to jazda na rowerze ucierpiała bardzo. Rower służył mi głównie za środek transportu do pracy. Z racji pandemii pracowałem głównie z domu. Ilość odwiedzin w biurze można policzyć na palcach jednej ręki. I raczej byłem autem, bo i przegonić je trzeba od czasu do czasu, i czasem jakieś drobiazgi zabierałem z biura. Czyli na rowerze nie jeździłem.

Potem nieco się to zmieniło, bo najmłodsza córka poszła do przedszkola. Blisko domu, ale Nextbike był za darmo i fajnie skracał czas dojazdu do przedszkola. Powrót już odbywał się pieszo. Z kronikarskiego obowiązku: 6,75h w ruchu, 30 przejazdów, 71 km.

[1] Och, jakże to naiwne myślenie było, patrząc z perspektywy.