Showbusiness

Niedawno pojawiły się w internecie doniesienia o śmierci „Majora”. Przyznaję, że mam zaległości i osoby nie znałem. W pierwszej chwili po wpisach na Twitterze uznałem, że chodzi o jakiegoś żołnierza walczącego w wojnie w Ukrainie. Jednak nie, chodziło o gwiazdę streamów internetowych.

Szybko pojawiły się głosy, że wyzysk i żerowanie na uzależnieniu doprowadziły do śmierci. No cóż, można i tak na to spojrzeć. W końcu jak piszą na Twitterze, tego typu showbusiness polega na wybraniu „medialnej” czy też może „barwnej” albo „zabawnej” osoby przez „opiekuna”, który organizuje streamy i zbiera „donejty” na zbiórkach. Dzieląc się z gwiazdą zyskiem. Oczywiście ku uciesze gawiedzi trzeba podkręcić atmosferę, czyli spowodować, żeby gwiazda zachowywała się… w sposób zwiększający oglądalność. Jak to zrobić najprościej? Nie wiem, ale się domyślam.

Teraz jest oburzenie, że „jak oni mogli” i „kto to ogląda”. Nie oburzam się. Święty nie jestem. Śmierć „Majora” przypomniała mi bowiem o niedawnej śmieci Wiesława Wszywki. Jak „Majora” nie kojarzyłem, tak kilka nagrań Wiesława zdarzyło nam się ze znajomymi na imprezach obejrzeć. I przyznaję, że nieźle się bawiliśmy przy ich oglądaniu. Parę zwrotów weszło na stałe do naszego języka. Z tego co słyszę o filmach z „Majorem” może to nie to samo, ale już oglądając filmy z Wiesławem mówiłem, że to nie jest takie do końca etyczne i zahacza o żerowanie na chorobie[1].

Zmierzam jednak do czegoś innego. Mam wrażenie, że cały showbusiness przyzwala na nadmierną eksploatację jednostek. Dla pieniędzy (stąd business), z narażaniem zdrowia i życia, aby był show. Niedawno po show zmarł chiński influencer Sanqiange. Podobne? Wg mnie jak najbardziej, tylko nie rozciągnięte w czasie.

Idąc dalej: to nie jest nowe zjawisko. Np. gwiazdy muzyki także są eksploatowane przez showbusiness, co kończy się problemami psychicznymi i uzależnieniami. Gdybym miał podać najjaskrawsze przykłady ofiar showbusinessu to Sid Vicious i… Michael Jackson. Ale nie jest tak, że to tylko kiedyś i tylko za granicą. Niedawno w radio słuchałem wywiadu z Katarzyną Nosowską, która wspominała początki kariery, wyjazd do Warszawy i też łatwo nie było.

Gwiazda musi bowiem występować. To przecież daje większy zysk niż przestój i smętne newsy o tym, że artysta trafił na odwyk. Ale nawet taki news media potrafią spożytkować dla zysku. Więc olać zdrowie i zdrowie psychiczne, show must go on.

I tak, czasami eksploatacja jest bezpośrednia, czyli żerowanie wprost na uzależnieniu. Czasami pośrednia, typu: tworzenie czy występowanie wymaga wspomagania. Wspomaganie szkodzi artyście i w sumie powinien odpocząć, ale przecież może wziąć coś na podtrzymanie, nagrać jeszcze jedną płytę, zrobić jeszcze jedną trasę, zagrać jeszcze jeden koncert…

[1] Tu mieliśmy dłuższą rozmowę, że i pomagają mu, i leczenie alkoholizmu to nie jest prosta sprawa, zwłaszcza jeśli chory nie chce się leczyć. Zagadnienie odbiega od tematu wpisu, więc przypis bardziej dla zaznaczenia, że to nie jest czarno-biała sytuacja.

FireHOL – brak aktualizacji

Przy okazji wpisu o antyspamie na WordPress pisałem o wykorzystaniu list z doskonałego projektu FireHOL do blokowania ruchu. Działało świetnie, działać przestało. Przynajmniej częściowo. W repozytorium na Githubie widać bowiem, że ostatnia aktualizacja jest sprzed dwóch miesięcy.

Sprawdzając dokładniej trafimy na issue Github lists no longer being updated. Listy budowane są przy pomocy crona. 23 marca miała miejsce zmiana klucza SSH używanego przez Github. Tego samego dnia przestało się aktualizować repo FireHol. Przypadek?

I tak sobie radośnie aktualizacje leżą od blisko dwóch miesięcy. To może nie być po prostu dłuższy urlop…

W każdym razie, jeśli ktoś korzysta z powyższych list i zależy mu na aktualizacjach, to polecam przepiąć się na wersję bezpośrednio ze strony projektu. Dostępnej pod linkiem download local copy dla każdej z list. Te są aktualizowane.

I tak to się w tym IT/security kręci…

UPDATE: To nie jest tak, że powstał ten wpis i over. Założyłem kolejne issue, na wypadek gdyby autor przeoczył wcześniejsze. Napisałem też maila. Póki co cisza.