IPv6 w 2016 – zmiany w tunelach

Pierwszego kwietnia SixXS wysłał do swoich użytkowników maila, w którym poinformował, że

We are now fully stopping accepting signups and tunnel & subnet requests.

Czyli że ograniczają świadczenie usług do istniejących klientów i usług. Decyzja jest motywowana brakiem czasu oraz tym, że część ISP uważa, że darmowe tunele IPv6 są dla nich alibi do nie wdrażania IPv6 swoim klientom końcowym.

Unfortunately it seems a large number of ISPs think that our service is
a free pass for them to not deploy IPv6, as they direct their (paying)
customers who want IPv6 to our service.

Trudno się z tym nie zgodzić. Wdrożenia IPv6 są rzadkością, także – czy może raczej: zwłaszcza – w Polsce (tu ciekawa prezentacja z Orange z komentarza do innego wpisu, dzięki za podrzucenie).

Piszę o tym z dwóch powodów. Po pierwsze, gogoNET ogłosił, że się zamykają:

After 5 years we are closing down gogoNET on April 23, 2016.  Freenet6 will continue to work for some time but we can’t guarantee for how long.

Po drugie, umknęła mi dość istotna akcja pt. zadzwoń do ISP po IPv6. Jest też uruchomiona wiki, gdzie można wpisywać co udało się osiągnąć w sprawie IPv6.

Nie jestem do końca przekonany, czy rewolucję należałoby faktycznie zaczynać od ISP, ale faktem jest polscy dostawcy treści nadal nie dystrybuują treści po IPv6 (brak rekordów AAAA, źródło ww. prezentacja), a IPv6 w większości przypadków jest poruszane jedynie od święta, na spotkaniach branżowych typu PLNOG.

Warto w tym momencie przypomnieć (nieco zbyt ambitne IMO) stanowisko prezesa UKE, zakładające, że końcowi użytkownicy otrzymają publiczne adresy IPv6 od stycznia 2012 (stacjonarni, mobilni rok później). Tymczasem otwarte pozostaje pytanie kiedy nadejdzie era IPv6?

To co, „zadzwonimy” do ISP? Wpisujcie na wiki i w komentarzach, co usłyszeliście. A cudzysłów, bo może być zgłoszenie emailem czy zapytanie w social media. Kto wie, czy to ostatnie nie jest najlepsze…

Let’s encrypt i lighttpd – HOWTO

Czym jest Let’s Encrypt wie już chyba każdy, kogo interesują certyfikaty SSL. Wypada jednak jakieś wprowadzenie napisać, więc: to prosty sposób na odnawialne automatycznie, rozpoznawane przez przeglądarki, bezpłatne certyfikaty SSL dla każdego. Projekt jest w fazie public beta, więc przystąpić może każdy. Stoją za nim duzi (przykładowi, bardziej znani sponsorzy: Mozilla, EFF, Cisco, OVH, Google Chrome, Facebook), więc raczej coś z tego będzie. Jest krokiem w kierunku zwiększania bezpieczeństwa w sieci pod hasłem wszystko po HTTPS. Które to rozwiązanie ma wady, ale o tym już było.

Let's Encrypt logo

Źródło: https://letsencrypt.org/trademarks/

Ponieważ właśnie dostałem maila od Let’s Encrypt, że wygenerowany przez nich, darmowy certyfikat SSL dla mojej domeny wygasa, postanowiłem skorzystać z największego dobrodziejstwa, czyli zautomatyzować całość. Prosty skrypt, który zadziała dla lighttpd i jednej domeny:

#!/bin/bash LECMD="/opt/bin/letsencrypt/letsencrypt-auto"DOMAIN="mojadomena.com"WEBROOT="/var/www/mojadomena.com/html/"EMAIL="adres@email"$LECMD --renew-by-default -a webroot --webroot-path $WEBROOT --server https://acme-v01.api.letsencrypt.org/directory --email $EMAIL --text --agree-tos -d $DOMAIN authcat /etc/letsencrypt/live/$DOMAIN/privkey.pem /etc/letsencrypt/live/$DOMAIN/cert.pem > /etc/letsencrypt/live/$DOMAIN/ssl.pemservice lighttpd restart

Zakładam oczywiście, że skrypt letsencrypt jest pobrany z gita. Dodatkowo masz dostęp do roota, lighttpd jest skonfigurowane i ma podpięty certyfikat SSL. Plus, że w konfiguracji lighttpd jest linia w stylu:

ssl.pemfile = "/etc/letsencrypt/live/mojadomena.com/ssl.pem"

To co wyżej to sama esencja, brakuje choćby kontroli błędów/statusu wykonania poleceń. Ale wywołane z ręki działa i pewnie dodam do crona wykonywanie raz w miesiącu (wzmocnione przez && w ramach „kontroli błędów”). Opisuję, by mi nie zginęło. Poza tym, widziałem albo skrypty automatyzujące, albo opisy uruchomienia letsencrypt z lighttpd. Liczę więc, że zebrane do kupy się komuś przyda.

UPDATE Wpis się lekko zdezaktualizował o czym więcej w tym wpisie. A krótko: jest gotowiec od EFF o nazwie Certbot do automatycznego zarządzania darmowymi certyfikatami SSL Let’s Encrypt. Z opisami użycia dla różnych serwerów.

Kraizm

Mapa świata

Źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:BlankMap-World6.svg

Wyobraźmy sobie, że ktoś w cywilizowanym świecie otwiera sklep/oferuje usługę i zabrania korzystania z niego ludziom o określonym kolorze skóry. Na przykład salon fryzjerski albo kino, z napisem Murzynów nie obsługujemy. Albo wyznającym określoną religię. Ewentualnie określonej narodowości. Albo w drugą stronę – sklep/usługa tylko dla białych. Albo Nur für Deutsche… Myślicie, że by przeszło? Ja myślę, że zdecydowanie nie.

To może coś mniej oczywistego. Sklep internetowy (albo usługa…) o podobnych ograniczeniach korzystania. Co prawda trochę trudniej weryfikować, ale zawsze można próbować posiłkować się danymi z social media, czyli wymagać logowania przez Facebooka, a jeśli płeć albo kolor skóry właściciela na zdjęciach się nie spodoba, to odmawiamy dostępu do usług. Ewentualnie można wymagać zdjęcia dowodu tożsamości i próbować określić na tej podstawie. Technicznie wykonalne, z rozsądną pewnością. Myślicie, że to by przeszło? Nie jestem już taki pewny, jak w poprzednim przypadku, ale nadal mam wrażenie, że nie.

Natomiast w sieci każdego dnia spotykamy się z dokładnie taką segregacją ludzi na podstawie domniemania kraju, w którym aktualnie przebywają. Chodzi oczywiście o ograniczanie dostępu do kultury/rozrywki (muzyka, film) przy pomocy DRM, czy to za sprawą regionów DVD, czy innych, podobnych technik. Wystarczy wejść na YouTube – część utworów jest w danym kraju niedostępna (Google, don’t be evil…).

Generalnie o ile nie uznajemy segregowania na podstawie płci, rasy, koloru skóry, religii czy narodowości za właściwe, to już segregacja na podstawie (domniemania) kraju przebywania jest raczej akceptowana. Przynajmniej w sieci. Nawet, jeśli nie wynika ona wprost z przepisów obowiązujących w danym kraju. Swoją drogą, prawa sankcjonujące dyskryminację ze względu na religię/narodowość/kolor skóry/płeć też istniały, więc to żaden argument.

Zastanawiałem się, czy już ktoś użył tego określenia, ale szukając po countrism znajduję tylko countrist, o zbliżonym znaczeniu, ale jednak w trochę innym kontekście. Do rozważań na ten temat bezpośrednio skłoniła mnie sytuacja z Netflix, który co prawda otworzył się na różne rynki, ale jednocześnie dołączył do firm wykorzystujących DRM i zapowiedział blokadę proxy/VPN w celu uzyskania dostępu do treści, ale problem jest oczywiście szerszy.