Skutki wycieku danych z Morele.net

Jakiś czas temu ze sklepu internetowego Morele.net wyciekły dane. W sieci zaroiło się od reakcji, dość skrajnych. Od psioczenia na słabe zabezpieczenia i „jak tak można było” i „pójdę z tym do sądu” po „nie stało się nic„.

Informacje o wycieku

Z serwisu Morele.net wyciekły maile, imiona, nazwiska, numery telefonów dla 2,2 mln kont. Oraz prawdopodobnie, dodatkowo, jak twierdzi włamywacz, a czemu zaprzeczyły Morele.net, numery PESEL oraz skany dowodów osobistych dla kilkudziesięciu tysięcy kont, a włamywacz ujawniał kolejne szczegóły na Wykopie (konto już usunięte).

Moim zdaniem prawda leży, jak to często bywa, gdzieś pośrodku. Na pewno wyciek jest ważny ze względu na skalę – 2,2 mln rekordów w skali Polski to bardzo dużo[1], w dowolnym aspekcie – czy to do wysyłki spamu, czy do ataków phishingowych przy pomocy SMSów, czy wreszcie jako baza haseł, zarówno do próby bezpośredniego wykorzystania ich w innych serwisach, jak i do analizy i budowy słowników w kolejnych atakach.

W informacjach o wycieku z Morele.net poruszony był aspekt niezłego hashowania haseł. Niestety te niezłe hashe w praktyce niewiele wnoszą – być może nie uda się złamać, w sensownym czasie i sensownym kosztem, najtrudniejszych haseł, ale najsłabsze ok. 20% można złamać na CPU na pojedynczym komputerze w ciągu pojedynczych godzin.

Jeśli informacja o wycieku skanów dowodów jest prawdziwa, to jest to dla ofiar spory problem – możliwości do nadużcia spore, PESEL w zasadzie niezmienialny, a wymiana dowodu kłopotliwa. Przypuszczam, że chodzi tu tylko o kupujących na raty.

Hasła

Pozostałe 2,2 mln niespecjalnie ma powody do zmartwień, jeśli tylko nie stosuje schematycznych haseł oraz ma osobne hasła do różnych serwisów. W tym miejscu gorąco polecam programy do przechowywania haseł w stylu Keepass.

Jeśli hasła są różne w różnych serwisach to nawet ich siła nie ma specjalnego znaczenia, o ile w serwisie są tylko dane z bazy, nie można zrobić zakupu itp. OK, atakujący dostanie się do konta w sklepie internetowym. Co zobaczy, czego jeszcze nie wie? Historię zakupów? Ironizuję, ale zakładam, że nie jest w stanie robić zamówień itp. bez dodatkowego potwierdzenia. Mógł za to usunąć konto, jednym kliknięciem, bez potwierdzania. Cóż, to strata głównie dla sklepu – jeśli ktoś potrzebuje to założy nowe konto…

Maile

Jeśli chodzi o maile, to jest spora szansa, że już wcześniej trafiły do baz spamerów i marketerów. Chyba, że ktoś stosuje oddzielne aliasy do serwisów, ale wtedy zupełnie nie ma problemu – wystarczy usunąć alias. Podobnie z numerami telefonów. A jeśli ktoś chce mieć święty spokój, to przypominam, że usługi GSM tanieją i numer telefonu płatny w formie prepaid można mieć już za 5 zł rocznie i używać go w różnych mniej istotnych miejscach. Oczywiście można to zrobić w nowocześniejszy sposób.

Konta w sklepach internetowych

Tu dochodzimy do sedna: czy do zakupu w każdym sklepie internetowym faktycznie potrzebne jest zakładanie konta? Niektóre sklepy wymuszają założenie konta, ale staram się takich unikać, a z paru zakupów zdarzyło mi się zrezygnować z tego powodu. Jeśli już zakładamy konto, to dobrze by było, żeby wymagane było podawanie jak najmniejszej ilości danych. Zupełnie dobrze by było, gdyby serwisy pozwalały na ustawienie po jakim czasie nieaktywności usunąć konto lub chociaż cyklicznie przypominać mailem o takiej możliwości.

[1] Kolejny duży polski wyciek, który kojarzę to ~700 tys. z Filmweb. Oczywiście polskie konta występują też na wyciekach światowych i będą to porównywalne ilości.

UPDATE: Wpis nieco przeleżał jako szkic i został ostatecznie opublikowany w formie nieco pociętej. Mimo tematu, który pozostał z wersji oryginalnej, celowo pominąłem m. in. spekulacje nt. skutków dla Morele.net i chciałbym, aby tak pozostało, również w komentarzach.

UPDATE2: Jak donosi Zaufana Trzecia Strona, baza sklepu Morele.net została ujawniona przez włamywaczy. Jakieś pięć miesięcy po ataku.

Migracja z Aero2 na a2mobile

The world’s changing. Music’s changing. Even internet is changing.

Tak to się jakoś pomału kręci z tymi zmianami i mam pomysł na notkę z obserwacjami na temat zmian szybkości komputerów i łącz, ale to innym razem. Internet u rodziców miał się dobrze (via modem GSM i Raspberry Pi robiące za router). Tylko coś pakiety Aero2 schodziły ciut szybciej, niż przewidywałem. Znaczy chyba raz zdarzyło się, by zeszły więcej niż dwa w miesiącu, ale dwa na miesiąc IIRC schodziły regularnie.

Do tego doszedł średni panel Aero2 (klikasz „dodaj do koszyka” i jak nie pamiętasz, że dodawanie trwa, to możesz dodać kolejny raz, nim pierwszy „zaskoczy”). No i zaliczyli wyciek danych klientów. A także – last but not least – pojawiły się inne oferty na rynku. W szczególności ciekawie wyglądała oferta a2mobile, gdzie za 10 zł na miesiąc mamy internet bez limitu transferu. Tj. innego niż prędkość łącza, a ta spada wraz ze zużyciem transferu, czyli klasyczny lejek. Do 5 GB transferu jest bez limitu prędkości, do 10 GB jest limit 3 Mbps (modem bez LTE, w praktyce właśnie w tych okolicach łącze działa),. Potem do 15 GB jest limit 1 Mbps, a potem 512 kbps. Zakładam, że powyżej 10 GB nie zostanie zużyte.

Głównym wyzwaniem okazało się… zdobycie startera a2mobile. Nie chciałem zamawiać kurierem, w FAQ pisali, że startery są do kupienia w sklepach Żabka. Właściwsze byłoby sformułowanie bywają, bo kupić udało mi się jakoś przy czwartym podejściu. Po czym musiałem zaliczyć wizytę na poczcie w celu rejestracji. Chyba więc lepiej wziąć tego kuriera, zakładam, że umie on potwierdzić dane kupującego.

Konfiguracja wvdial dla a2mobile jest w zasadzie analogiczna do tej od Aero2. Zmienia się jedynie APN oraz wypadają user i hasło, czyli finalnie sekcja w wvdial.conf wygląda tak:

[Dialer a2mobile]
Modem = /dev/ttyUSB0
Init1 = AT+CGDCONT=1,"IP","a2mobile.pl"
Phone = *99#
Stupid mode = yes
Username = "blank"
Password = "blank"
Dial Attempts = 0
Auto DNS = "off"

Wrzucam, bo podobne wpisy na blogu już były, a nie znalazłem gotowca w sieci dla a2mobile. Tak naprawdę wszystko jest do siebie podobne i łatwo zmienić konfigurację, jeśli ma się skonfigurowany APN na telefonie z Androidem… Kiedyś jeszcze była konfiguracja wvdial dla Orange.

Majówka

Dziwna to majówka i dziwny urlop. Jedno i drugie poszatkowane i pracowite. Pierwszą i najważniejszą rzeczą do załatwienia była – jak zwykle spóźniona – zmiana opon na letnie. Spojrzałem na felgi od zimówek i stwierdziłem, że warto je odświeżyć, bo trochę ruda zaczyna wychodzić. A skoro zakładam letnie, to najpierw letnie. Poszedłem na łatwiznę – spray czarny matowy, wyklejenie boku opony taśmą malarską, przetarcie drucianą szczotką i papierem ściernym. Jest powiedzenie, że gdy masz młotek, wszystko wygląda jak gwóźdź. Zmieniłbym na gdy masz spray, wszystko wygląda jak wymagające malowania. Faktem jest, że sprayem maluje się bardzo fajnie – łatwo i szybko. Niestety, przygotowanie felg zajmuje dłuższą chwilę. I oczywiście na jedną stronę z kół letnich zabrakło mi spray, a jak pojechałem dokupić w niedzielę, to okazało się, że sklep już zamknięty, więc w sumie zeszło znacznie dłużej, niż planowałem, więc odświeżone zostały tylko letnie. Zimówki i zapas muszą dłuższą chwilę poczekać.

Potem musiałem wrócić – tym razem pociągiem – do Poznania. Jedna sprawa do załatwienia, ale głównym powodem było złożenie PITa. Również tradycyjnie w ostatni dzień. Powody składania na papierze są różne – coś mi świta, że pod Linuksem nie szło to łatwo, trzeba mieć jakieś dodatkowe dane z poprzednich lat, a jakieś dziwne dodatki ostatnio jeszcze musiałem rozliczać. Głównie jednak chodzi o to, że papierowe mam przećwiczone, a nie chce mi się kombinować w ostatni dzień z nowym sposobem.

Oczywiście mogłem wysłać PIT pocztą, ale była jeszcze sprawa na miejscu, a stwierdziłem, że w pociągu sobie poczytam. Faktyczni, nadrobiłem lekturę i mam nadzieję, że wciągnę się z powrotem do czytania książek bo – wstyd się przyznać – to pierwsza przeczytana „moja” książka w tym roku. Nieco zasługa tego, że łapię się za cegły, niektóre nie podpasowują, a nie lubię brać się za kolejną książkę mając nieprzeczytaną inną.

Załatwiwszy temat opon, stwierdziłem, że zrobię lepszą składankę z muzą do auta. Do tej pory używałem uszkodzonej karty pochodzącej z Raspberry Pi (całkiem dobrze sobie radziła, ale w sumie nic dziwnego, to tylko odczyt, a uszkodzony jest IIRC konkretny fragment). Niestety, okazało się, że nowe utwory nie wejdą. Nie wiem czy to zaleta mtp[1], czy łapały się w uszkodzony obszar. Może kiedyś pobawię się w diagnostykę (ciekawe czy radio poradzi sobie z dwiema partycjami?), teraz po prostu pojechałem do sklepu i kupiłem nową. Oraz żarówkę do świateł pozycyjnych, w końcu. TBH wymieniłbym już dawno oryginalne W5W na stosowne LEDy, ale podobnoż się czepiają na przeglądach. Nie wiem czemu, w końcu i tak to praktycznie nie świeci, więc wolałbym, żeby przynajmniej prądu nie brało, przy zbliżonej jasności.

Tak naprawdę kupiłem dwie karty. Druga wylądowała w Raspberry Pi robiącym za router GSM. Tu słowo o stabilności Linuksa i rozwiązań chałupniczych (rpi + modem USB + hub USB), bo miałem niedawno okazję na ten temat rozmawiać. Albo raczej jeden uptime:

08:32:00 up 287 days, 18:42, 1 user, load average: 0.06, 0.08, 0.08

Głównym zasłużonym jest tu… prąd, bo router działa bez UPSa…

Kartę wymieniłem, bo chciałem zrobić upgrade Raspbiana – lada moment Debian Jessie przestanie być wspierany, a używany Raspbian właśnie na nim bazował. Poszedłem na łatwiznę i po prostu wrzuciłem najnowszy image,  bazujący na Stretch, dograłem brakujące pakiety i wrzuciłem kluczowe pliki z konfiguracją. Jestem nieco zaniepokojony, że taka rzeźba na szybko zaczyna mi wychodzić. Chyba muszę to na Githuba wrzucić. I może jakieś ansible do kompletu? W sumie rozjechała się tylko jedna rzecz – wyciąganie IP z interfejsu w jednym skrypcie. I tylko dlatego, że ifconfig zmienił format, więc automatyzacja i tak nic by tu nie pomogła…

Poza tym, sporo działki. Trochę pomogłem rodzicom na działce, trochę odpocząłem. Generalnie raczej pracowicie, choć i tak wielu rzeczy nie udało się zrobić, jak np. porządków z przekierowaniem ruchu ze starego bloga. Ale to może jeszcze w weekend ogarnę.

[1] Korzystałem z telefonu, bo okazało się, że nie bardzo mam czytnik kart micro SD – muszę kupić jakiś tani badziew i niech leży na takie okazje, bo wyciąganie modemu USB to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej.