Jazda z Yanosik.pl

Problemu z mandatami jakoś nigdy nie miałem, choć jeżdżę „po staremu”, czyli bez CB i bez gadżetów. Może niezupełnie przepisowo, ale bez brawury. Jakoś się ostatnio zaostrzyły przepisy, to co wyprawiają służby (ustawmy się 20 m od tablicy oznaczającej koniec miejscowości, gdzie od 200 m szczere pole i krzaki…) irytuje, fotoradarów przybyło, a ograniczenia prędkości są… różne. W pracy kumple rozmawiali niedawno o aplikacji Yanosik, aplikacji na telefony, chwalili, więc stwierdziłem, że zainstaluję i dam szansę. Tym bardziej, że jest bezpłatny (a byłem pewien, że nie jest, najwyraźniej go z czymś myliłem).

Mały disclaimer na początek: do tej pory w zupełności wystarczała mi zwykła mapa, ostatnio Google Maps w telefonie (czyli też mapa), zupełnie od niedawna korzystałem z nawigacji w Google Maps, więc z tym będę Yanosika porównywał. Przejechane ponad 300 km, głównie za miastem.

Instalacja

Instalacja aplikacji Yanosik z Google Play, bez problemu. Żeby korzystać w sposób z gamifikacją (zbieranie poziomów), trzeba się zarejestrować. Interfejs jak dla mnie prosty, choć rzuca się w oczy to, że aplikacja ma ambicję być kombajnem: rejestrator video, nawigacja, antyradar. Dałoby się prościej, gdyby kombajnu nie było, ale i tak jest OK.

Z pierwszej funkcji, czyli zapisu video w ogóle nie korzystam, więc oceniać/opisywać nie będę. Nawet testowo nie mam jak włączyć, a nie przy każdym montowaniu telefonu ma ona sens. U mnie nagrywałaby półeczkę w aucie. 😉

Nawigacja wygląda nieźle na pierwszy rzut oka (lepiej niż ta w Google Maps), ale po włączeniu niestety szybko traci. Pierwsze co mnie zirytowało, to teksty. Albo nawet samo cięcie głosu. Skręć w p… lewo. Sorry, ale ja po tym w zupełnie wyraźnie słyszę literę p. Z bólem bo z bólem, ale idzie ostatecznie przywyknąć. Gorzej, że sama nawigacja życzyła sobie wyraźnie, bym skręcał w lewo w miejscu, gdzie nie tylko nie było sensu, ale i możliwości. Trochę dziwne są też komunikaty typu skręć na rondzie w lewo drugi zjazd. Może jestem ortodoksem, ale na rondzie skręcam wyłącznie w prawo. Wyznaczanie tras OK, jest funkcja pomijania płatnych dróg (nie testowałem, ale już ją lubię). W porównaniu z Google Maps nawigacja w Yanosiku wypada jednak IMO gorzej. Gdyby zależało mi tylko na nawigacji, używałbym Google Maps.

Antyradar

Antyradar, czyli to, co tygrysy lubią najbardziej. Przyznaję się, że o ile ze zwalnianiem w terenie zabudowanym nie mam problemu, i fotoradary, i znaki ostrzegające o nich zwykle widzę, o tyle czasem zdarza mi się taki znak przeoczyć, a zmniejszenie prędkości jest do bezpiecznej moim zdaniem, co nie zawsze musi się pokrywać ze zdaniem stawiających fotoradar. Bo jak zwalniam na krajówce ze ~120 km/h o około połowę, to już naprawdę nie ma IMO wielkiego znaczenia, czy będzie to 10 km w tę czy w tamtą stronę. Choć oczywiście zależy od warunków, obecności ludzi, pojazdów itp. W każdym razie często łapałem się na tym, że OK, zwolniłem, OK, radar, ale… ile tu było? Na tę przypadłość Yanosik jest wyśmienity. Ostrzega dwa razy – kilkaset metrów przed zagrożeniem (niekoniecznie radar, o tym zaraz) i przy zagrożeniu. W przypadku fotoradarów podaje też maksymalną dozwoloną w danym miejscu prędkość.

Na początku miałem lekki problem, bo dostawałem za dużo – jak na mój gust – informacji. Doczytałem FAQ i najprawdopodobniej chodziło o to, że aplikacja nie rozpoznaje kierunków, czyli dostajemy dane dla obu pasów. Dodatkowo, zagrożeniem jest nie tylko kontrola prędkości czy fotoradar, ale także np. zatrzymany pojazd czy roboty drogowe. Być może można te informacje wyłączyć. Można też przywyknąć, co nie jest trudne (i tak zrobiłem). Wcześniej po prostu nie zwracałem uwagi na tego typu rzeczy.

Potem – bajka. Większość informacji prawidłowa, podawana zawczasu. Raz zdarzyło mi się, że nie dostałem w ogóle informacji o fotoradarze (o którym wcześniej, jadąc w drugą stronę dostałem informację – czyżby jednak działanie kierunkowe?), raz dostałem informację na mój gust za późno, tj. wcześniej sam zobaczyłem fotoradar i zacząłem zwalniać. Bez tego byłoby odrobinę zbyt gwałtowne hamowanie.

Interfejs

Interfejs – zdecydowanie mam mieszane uczucia. Yanosik ma interfejs niby z sensem, prosty i ergonomiczny, ale żeby zgłosić coś w czasie jazdy – nie jest fajnie. Nie jestem pewien, czy wykorzystuje maksymalny kontrast (na pewno warto podkręcić jasność ekranu przy włączaniu Yanosika). Pewnie brak uchwytu na telefon też nie pomaga (pracuję nad tym… ;-)). Nie znalazłem opcji, by ETA było w jednostkach czasu, nie odległości. Na pewno dałoby się coś uprościć w interfejsie, choć sam pomysł potwierdzania/odwołania dla już zgłoszonych zagrożeń jest bardzo fajny.

Social

Social – leży i kwiczy. Niby jest gamifikacja na zasadzie poziomów, niby jest podawanie polecającego ale… po co? Poziomy wyglądają na stworzone jakby na siłę (patrząc po opisach), sprowadzają się wyłącznie do przejechanych kilometrów, a można było tak fajnie rozwinąć, typu zgłoś minimum 3 zagrożenia lub potwierdź minimum 10 zagrożeń czy przejedź minimum X km z nawigacją. Widzę w tym parę zalet, ale może obecnie(?) twórcom nie zależy. W każdym razie, social w aplikacji jest, ale go nie ma. Nie udało mi się nawet ustalić co miałaby zyskać osoba, którą wpiszę jako polecającego.

Podobnie z podziękowaniami. Wydaje mi się, że aplikacja Yanosik pokazuje moje „podziękowania” (bardziej: potwierdzenia), ale czy coś z tego wynika? Nie wiem. Brakuje mi info, ilu osobom przydała moja informacja, tj. ilu potwierdziło.

Inne

Inne – apetyt na baterię bardzo umiarkowany. Co prawda jeżdżę z telefonem podpiętym do ładowarki, na dodatek miałem ustawione wygaszanie ekranu (duży plus za możliwość wyboru trybu), ale w trybie antyradaru, bez nawigacji zdecydowanie się ładował. W przypadku Google Maps ładował się… ledwo. Ostatecznie zmieniłem na włączony ekran (wygodniej) i zobaczę jak będzie.

Bardzo umiarkowane zużycie transferu. Dla ponad 300 przejechanych km zużytych było – wg danych systemu Android – raptem ponad 6 MB transferu. Większość jazdy w trybie samego antyradaru, ponad 100 km z nawigacją. Wychodziłoby jakieś 2 MB/100 km, czyli nawet najmniejszy pakiet z netem powinien do Yanosika spokojnie wystarczyć. Nie mam dokładnych pomiarów, ale wydaje mi się, że Google Maps zużywa sporo więcej.

Ogólnie – polecam. Jeśli znacie coś podobnego (czy to nawigacja, czy antyradar), chętnie poznam.

UPDATE: Dodany akapit o podziękowaniach.
UPDATE: Popełniłem stronkę z zestawieniem ilości kilometrów koniecznych do przejechania na dane poziomy w Yanosiku.
UPDATE: Przestałem korzystać z Yanosika. Zirytował mnie, tu więcej o wadach Yanosika w nawigacji.

Światła do jazdy dziennej

Ostatnio widuję coraz więcej samochodów, które zamiast na światłach mijania jeżdżą na diodowych światłach do jazdy dziennej. Zwykle widuję je albo w autach nowych, gdzie zapewne są montowane fabrycznie, albo w autach raczej starych, gdzie pewnie właściciele nie boją się samodzielnie przerabiać instalacji.

O ile te montowane fabrycznie zwykle spełniają swoje zadanie, o tyle te dokładane można podzielić na świecące i udające świecenie[1]. Na popularnym portalu aukcyjnym ceny kompletu zaczynają się od około 10 zł, górnej granicy nie szukałem specjalnie, ale spokojnie są też takie za ponad 200 zł. Nie wiem, czy montaż ma sens ekonomiczny (może mieć, bo takie oświetlenie to jakieś 100W mniej, plus dłuższa żywotność żarówek), ale widuję je coraz częściej.

Dzisiaj jechałem sobie na grzyby. Padał deszcz. Nie jakaś delikatna mżawka nawet, tylko normalny deszcz, taki, że wycieraczki miałem latające non-stop. I co? No i niektórzy uważają, że ich dychawiczne diodowe światła do jazdy dziennej są wystarczające. Cóż, nie są. Nawet jeśli są to wersje porządnie świecące, to w przypadku deszczu, mgły itp. po prostu nie wystarczają.

Konkurs na najgorzej oświetlone auto wygrał jakiś kierowca w nowym, małym Renault z chyba fabrycznymi okrągłymi dychawicznymi światełkami. Gdyby auto nie było białe, a szare, to podejrzewałbym go o próbę imitacji technologii stealth.

W związku z tym przyszedł mi do głowy okolicznościowy wierszyk:

Szaro, buro i ponuro?
Zapal światła! Nie bądź gułą!

[1] Nie wykluczam, że są one zgodnie z przepisami, ale efekt jest mniej więcej taki, jak w przypadku żarówek z żarnikiem w Fiacie 126p – ciężko było stwierdzić, czy to mijania, czy pozycyjne. Nawiasem, wymiana reflektorów na halogeny (H4) sprawiał, że maluchy zaczynały być widoczne i normalnie oświetlały drogę. Stare dzieje.

Zła jazda

Jechało mi się źle. Rzadko mogę to napisać, bo generalnie lubię kierować autem, ale ten przejazd drogą Szczecin-Poznań był wyjątkowo zły.

Zaczęło się od zjazdu na stację. Już po pół godzinie stwierdziłem, że zjem bułkę w spokoju, kupię energy drinka na potem, bo szaro buro i ponuro, więc pewnie się przyda i sprawdzę ciśnienie po zmianie opon na zimowe (trust no one, poza tym lubię dmuchnąć oczko więcej na trasę). Bułeczka smaczna, pora na ciśnienie. Tu ciut za dużo, tam ciut za mało. Czwarte koło… Śruba. Łepek starty elegancko na płasko. Powietrze jeszcze trzyma, ale czy przebita, czy tylko wbita w bieżnik?

Jak sprawdzę i będzie przebicie, to pozamiatane. No dobrze, zatem zjazd na parking, wypakowanie bagażnika (szaro buro i ponuro, ale nie pada, więc pozytywnie), zobaczę zapas (letnia). Jest fart, kierunkowość się zgadza. No to wymieniamy. Wyszedłem z wprawy. W sumie parę lat nie zmieniałem koła. Zimówka z wbitą śrubą do bagażnika (jeszcze trzyma, a kawał drogi przede mną, kto wie, czy nie złapię gumy) i jazda.

Dziwny objazd, ale jadę drogą zalecaną dla osobówek, a nie tradycyjnie. Jakiś palant w BMW wyprzedza mnie tak, że prawie lusterkami się stuknęliśmy. Na długiej prostej. Nie znam drogi i w sumie poza niesmakiem nic się nie stało, więc odpuszczam. Objazd dziwny i nieznany. Aż sprawdzam na komórce, gdzie jestem. OK, na szczęście nie wpadli na pomysł, żeby pogonić osobówki autostradą.

Pełno pól kukurydzy. Kiedyś zauważałem głównie rzepak, pszenicę/żyto i ziemniaki. Nawet nie sądziłem, że kukurydza w naszym klimacie daje się uprawiać. Teraz pełno jej wszędzie. Zauważam ją i z pociągu, i z auta. Zwracam na to uwagę (lekko paranoizuję?), pewnie kwestia lektury Wolności Suareza.

Delikatna mżawka i widok rozjechanego małego kociaka na deser. Całą drogę jakieś smuty w radio. Gadają nawet ciekawie, ale nie przepadam, wolę muzę. A tu jakieś wspominki po zmarłych muzykach. Od domu do domu 5h jazdy. Z pakowaniem, tankowaniem, postojem, wymianą koła, rozpakowaniem i wniesieniem gratów do domu. Godzinę dłużej, niż zwykle. Zmęczenie.