Banana Pi – krótka recenzja

Jak wspomniałem, zamówiłem Banana Pi. Zamówienie na Aliexpress, cena – 50 dolarów z wysyłką do Polski. Zdziwieniem i niejakim problemem był fakt, że mało kto na Aliexpress obsługuje PayPala. Przynajmniej ze sprzedających Banana Pi z darmową wysyłką. Tu porada – WBK oferuje coś takiego jak karty internetowe. Tanie, bezpieczne (prepaid), wygodne, ekologiczne (są wirtualne, otrzymujemy tylko PDF, bez plastiku), działają. Można doładowywać. Polecam.

Sprzęt przybył do mnie do domu 14 dni od dokonania płatności. Trochę szczęścia, bo kumpel, który zamówił kilka dni wcześniej, dostał równocześnie, a ze śledzenia paczki[1] wynikało, że przyleciały jednym samolotem. Cła itp. nie ma z uwagi na wartość – zwolnione z cła są przesyłki do 150, tylko nigdy nie pamiętam czy euro, czy dolarów.

Jako dystrybucję wybrałem Raspbiana dla Banana Pi 3.0. Nagrałem na kartę microSD Goodram[2] (się naprawiła), podłączyłem identycznie, jak Raspberry Pi, czyli aktywny hub UnitekY-206P, jeden kabel do dysku, drugi do Banana Pi do gniazda zasilania, trzeci (sygnał) z Banana do huba. Włączenie zasilania i… nic.

Odłączyłem dysk, nadal nic. W końcu odłączyłem kabel sygnałowy do huba i… ruszyło. Jest zauważalnie szybciej, niż na rpi. Znajomy podłączał z monitorem i stwierdził, że spokojnie nadaje się do komfortowego przeglądania poczty i WWW (oczywiście bez flasha). Tak na szybko: jest jeden LED, którym można sterować analogicznie jak w rpi, na dodatek umieszczony w miejscu, gdzie go widać. Przygotowany obraz działa, ale szału nie czyni – jest trochę śmieci, które można usunąć, typu pakiety w cache apta. Zgłoszone, pewnie poprawią przy następnym wydaniu.

Nie udało mi się uzyskać działającej konfiguracji z podłączeniem dysku. Zarówno podłączenie kabla sygnałowego do huba, jak i dysku 2,5″ powodują u mnie zgaśnięcie wszystkich LEDów i zwis Banana Pi (prąd jest pobierany, więc nie wyłączenie). Podejrzewałem problem z USB lub ładowaniem modułu kernela (nie wiedziałem jeszcze o naprawieniu się karty microSD). Ale nie, podłączenie samego kabla czy pendrive nie powoduje problemów.

Ostatecznie wziąłem ładowarkę od komórki i podłączyłem Banana do niej, a dysk do huba USB. W takiej konfiguracji działa[3]. Tyle, że tak nie może zostać. Zadałem pytanie na forum o Banana Pi, parę osób odpisało. Nie jestem sam. Wygląda, że albo Banana Pi jest bardziej wrażliwe, albo znaczenie ma feature Raspberry Pi pozwalający na zasilanie po USB (czego Banana Pi nie ma).

Podsumowując, zapowiada się ciekawie, choć pracowicie (znaczy będzie zabawa). Już przytargałem multimetr i będę starał się wyjaśnić o co chodzi z zasilaniem. Parę pomysłów mam, ale brakuje mi kabelków do testów.

Poza tym, developerzy ciężko pracują i przepraszają, że nie opublikowali źródeł sterownika do karty sieciowej (łamiąc GPL, nawiasem). Czyli obecnie 1 Gbit można mieć działający, ale tylko pod warunkiem użycia zamkniętego kernela/modułu, ze źródeł się nie da. Mam nadzieję, że się uwiną szybko, bo Banana Pi zapowiada się ciekawie.

[1] W pozytywnym szoku byłem, jak dzień czy dwa po płatności dostałem maila z numerem przesyłki i mogłem śledzić na stronie Poczty Polskiej.

[2] Wcześniej tradycyjne zdjęcie journala z ext4, zgłoszone devom, dla odmiany przyjęli do wiadomości, więc jest szansa, że kolejne wydania będą przyjazne dla nośników flash by default.

[3] Zwykle, bo czasem w momencie podłączania huba do Banana Pi potrafi zwisnąć. Ale jak wszystko jest podłączone przy starcie, działa OK.

Banana Pi – alternatywa dla Raspberry Pi

Zwykle nie piszę o hardware, nawet opartym na ARM, ale tu zrobię wyjątek. Raspberry Pi od początku średnio mi się podobało, ale nowy projekt czyli Banana Pi, zrobiony przez inną ekipę jest naprawdę ciekawy. Jak to ktoś ładnie ujął, Chińczycy wezmą i zrobią lepiej.

Zmiany w stosunku do Raspberry Pi:

  • Ethernet 10/100/1000 (przy NAS po kablu może robić kolosalną różnicę, choć wątpię, by faktycznie wyciągało pełen gigabit),
  • Wbudowane złącze SATA (znowu spora różnica dla NAS),
  • Procesor Corex A7 dual core, czyli dwa rdzenie prawdopodobnie po 1 GHz każdy, czyli niemal trzy razy tyle MHz ile ma niepodkręcane Raspberry Pi,
  • 1 GB RAM, czyli dwa razy więcej,
  • wbudowany IR (odbiornik podczerwieni), czyli teoretycznie trywialne do zrobienia sterowanie pilotem

Zachowane złącza GPIO, wymiary i niska cena. Z tego co piszą, działa dedykowany dla Raspberry Pi Raspbian. Wspierany jest także Debian (czyżby niemodyfikowany?). Co lepsze, użycie nowszego procesora oznacza, że będzie działać architektura armhf, więc nie ma potrzeby stosowania protezy w postaci Raspbiana.

Koszt to niby 43 dolary, ale za mniej niż 50 nie znalazłem do kupienia. Tak czy inaczej IMO zdecydowanie warto dopłacić. Niebawem zamówię i najprawdopodobniej wymienię silnik obecnego NAS opartego na Raspberry Pi.

I jeszcze stronka w Wikipedii poświęcona Banana Pi.

UPDATE: Dzięki namiarom z komentarzy (thx Zal!) wiemy więcej. Zapowiadało się dobrze i jest dobrze. Przynajmniej jeśli chodzi o benchmark Banana Pi vs. Raspberry Pi. Dla niecierpliwych: banan ma sieciówkę (o go głównie były obawy) 6-7 razy szybszą (iperf). Za to uwaga, Banana Pi jest nieco większe od Raspberry Pi i nie wszędzie się zmieści. Jak donosi też mniej pochlebna recenzja, nie wszystkie rozszerzenia będą pasowały z uwagi na przesunięcie niektórych złącz.

UPDATE: W jednym z kolejnych wpisów opisuję, jak zrobić z maszynki z Linuksem router, GSM/LTE z Wi-Fi. Z uwagi na niewielkie rozmiary i mały pobór energii Banana Pi świetnie się do tego nada.