Google Reader zamknięty. So what?

Niecały rok temu podniosłem fałszywy alarm o końcu grup dyskusyjnych (newsy, NNTP) w Polsce. Okazało się, że może stwierdzenie było przedwczesne, ale prorocze. Faktycznie, news.gazeta.pl został już wyłączony. Podobnie news.home.pl. Grupy dyskusyjne, które były wygodnym i popularnym środkiem komunikacji umierają. Przypuszczam, że działanie istniejących serwerów wynika raczej z tego, że wszyscy (decyzyjni) o nich zapomnieli, niż ze świadomych decyzji.

Można się zastanawiać, czemu tak się dzieje. Pewnie trochę bariera wejścia. Pewnie trochę beton wśród userów/adminów i stare reguły. Pewnie brak dostępności online (newsreadery to raczej stacjonarne twory). I w końcu pewnie brak możliwości monetyzacji. Gdyby policzyć dane przesyłane w postaci graficznej na stronach WWW, to wydaje mi się że newsy, z całym ich spamem (który z kolei stosunkowo łatwo dało się odfiltrować) miały niezły stosunek sygnał/szum, w porównaniu ze stronami i reklamami graficznymi różnej maści.

Już napisałem na FB, że nie rozumiem dramy związanej z zamknięciem Google Reader. Nie jest to ani jedyna, ani pierwsza, ani najbardziej popularna usługa zamknięta przez Google (i nie tylko Google zamyka – pamięta ktoś „zamknięcie” Delicious?). Wiadome jest, że oprogramowanie jako usługa oznacza pełną zależność od dostawcy tejże usługi. RMS, który niedawno był w Polsce i który zawsze ma przy sobie jedzenie – 34 minuta (dead link), a którego słowa tak wielu ignoruje i traktuje go przynajmniej jako dziwaka, mówi o zagrożeniach płynących z braku kontroli od dawna. W tym także o SaaS czyli Software as a Service, choćby w zaleceniach dla rządów w zakresie wolnego oprogramowania. No ale przecież po co tak utrudniać, wolne oprogramowanie takie mało błyszczące, funkcjonalności też bywają gorsze i w ogóle wygodniej jest czytać ze wszystkich urządzeń, a trzeba by coś swojego postawić, więc po co to wszystko, wezmę czytnik od Google, w dodatku za darmo. Przecież zagrożenia są przesadzone i jeszcze nie jest tak źle (cytat oczywiście z filmu Nienawiść).

Jestem pewien, że ci, którzy mówią, że Google straci, że nie wzięło pod uwagę, że grupa, której zabierają narzędzie jest specyficzna, opiniotwórcza itp. nie mają racji. Odzyskają pieniądze przeznaczone na utrzymanie bezpłatnej usługi, plus trochę więcej ludzi czytających bez RSS, które w porównaniu z tradycyjnymi stronami WWW znowu mają więcej informacji w szumie. Na stronach wyświetli się reklamy i bilans wyjdzie na zero, albo i lekko do przodu.

W sumie dobrze, że stało się, jak się stało. Może do ludzi dotrze, jak bardzo są zależni od Google. Choćby w przypadku Androida. Zresztą tu Google też się złapało za kieszeń i… usunęło z Google Play AdBlock+. No ale jeszcze nie jest tak źle, prawda? Śmieszy mnie też podział korporacji na „gorsze” (Microsoft) i „lepsze” (Apple, Google). Wszystkie mają dokładnie taki sam cel, a ewolucja metod jest jedynie kwestią czasu.

W tym przypadku dane nie zniknęły, można się przenieść. A parę miesięcy temu z podobnych przyczyn odparował kawałek dorobku – było nie było – kulturalnego/artystycznego w postaci mp3.wp.pl.

Wolne repozytoria dla Androida czyli alternatywa dla Google Play.

Model sprzedaży aplikacji przez Google mi się niezbyt podoba: sporo mało użytecznych aplikacji, wszechobecne aplikacje płatne i z reklamami. Oczywiście, niby jest system ocen, ale nadal ciężko wybrać (z dwóch wysoko ocenianych czytników ebooków jeden był totalnie OKDR). Niby jest filtrowanie płatne/bezpłatne, ale już filtra na wersję bez reklam nie ma. Ogólnie, żeby coś znaleźć fajnego, trzeba trochę prób i błędów. Niewiele jest dobrych i jednocześnie darmowych aplikacji. TBH wolałbym trial pełnej wersji, albo po prostu aplikacje, które w prosty sposób umożliwiają przekazanie pieniędzy np. przy pomocy Flattr. Na ostatnim P.I.W.O pytałem o alternatywne repozytoria pakietów i nikt nie znał takowego.

Dołóżmy do tego fakt, że twórca aplikacji sprzedawanej w Google Play dostaje w przypadku zakupu nasze dokładne dane i robi się niezbyt ciekawie. Gdyby ktoś chciał repozytorium zorientowane bardziej na wolność, prywatność i z wolnym oprogramowaniem, to informuję, że takowe istnieje. Dowiedziałem się o nim, gdy ponarzekałem na Androida – zostałem odesłany do projektu Replicant, czyli całkowicie wolnej alternatywy dla Androida.

Mój tablet (Go Clever A73) nie jest wspierany (ogólnie mało urządzeń jest), ale za to dowiedziałem się o tytułowym wolnym repozytorium dla Androida, czyli f-droid.org, czyli wspomnianej alternatywie dla Google market AKA Play. Zawiera tylko wolne oprogramowanie (preferowany sposób dystrybucji to dostarczenie kodu źródłowego do utrzymujących f-droid.org, a następnie skompilowanie przez nich). Można pobierać aplikacje bezpośrednio, można skorzystać z managera. Pierwsze wrażenie przy instalacji pakietów z jego pomocą – znacznie lżejszy od aplikacji obsługującej Play. Aplikacje szybciej się pobierają i instalują. I mniej kolorowo – niestety, dostępne są tylko opisy aplikacji, nie ma screenshotów. Wada, bo jednak kupujemy oczami.

Część aplikacji jest dostępnych w Play (co ciekawe, musiały być wysoko ocenione, skoro je zainstalowałem). Może się zdarzyć, że przed instalacją wersji z f-droid.org trzeba będzie odinstalować wersję z Google Play. Większość aplikacji jest użyteczna i po prostu działa. Trzeba jednak zwrócić uwagę na opisy i funkcjonalności, bo czasem zdarza się, że aplikacja dostępna w repozytorium f-droid jest mniej funkcjonalna, niż jej odpowiednik z Google Play – wynik pozbycia się niewolnych bibliotek czy źródeł danych.

Inną ciekawą funkcją są tzw. antyfunkcje. W managerze pakietów można określić, czy chcemy dopuścić instalację aplikacji zawierających reklamy, namierzających położenie lub raportujących działania (kiedyś to się spyware nazywało…), wspierających płatne dodatki, wspierających płatne usługi sieciowe czy w końcu zależne od innych, płatnych aplikacji. Domyślnie wyszukuje tylko wśród wolnych aplikacji, ale można wyłączyć. Jeśli komuś zależy, to może podążać ścieżką GNU i RMS, ale nie ma przymusu.

W przeciwieństwie do Play, f-droid.org pozwala na wybór wersji instalowanej aplikacji. Czyli jeśli najnowsza np. nie działa na naszym sprzęcie, albo zwyczajnie się nam nie podobają zmiany wprowadzone przez autora, to nie ma przymusu i nadal można zainstalować wersję starszą.

Nie wiem jak ocenią f-droid.org typowi użytkownicy, ale z linuksiarskiej perspektywy – warto się zainteresować tym alternatywnym repozytorium pakietów dla systemu Android. Oczywiście z obu źródeł pakietów można korzystać jednocześnie.

PS. Opisuję, bo mało popularne, choć było opisywane po polsku dwa razy.

Moje zastosowania dla tabletu z Androidem.

Pisałem, że tablet z Androidem znalazł u mnie parę zastosowań. Do czego można go jeszcze wykorzystać?

Po pierwsze: mikroblogi. Na Androidzie jest Blipper i Mustard, które umożliwiają wygodne korzystanie odpowiednio z blip.pl i idenit.ca. O ile Mustard jest taki sobie i często wolę usiąść do komputera, to Blipper jest znacznie bardziej ergonomiczny i ma genialną funkcję sekretarka. W zasadzie często tylko dla tej funkcji uruchamiam program – po prostu chcę się dowiedzieć, czy ktoś odpisał na moją wiadomość albo status. No i napisanie tych 160 znaków od czasu do czasu z klawiatury dotykowej jest do przełknięcia.

Po drugie: Gry i edukacja (czyli też gry). W przypadku edukacji chodzi o gry dla dzieci uczące literek, cyferek i rozwijające pamięć. Same gry – chyba nie wymaga komentarza. Raczej zabijacze czasu i nie znalazłem nic naprawdę fajnego i wciągającego. Już w przypadku gier flashowych na PC jest lepiej, o wszystkich nie wspominając. No cóż, mysz i klawiatura czy inny pad dają jednak spore możliwości.

Po trzecie: pomoc treningowa, czyli Android jako trener. Bardzo nietypowe, ale bardzo fajne zastosowanie. Otóż są programy, które zliczają ilość wykonanych ćwiczeń, dobierają serie i pilnują czasu między seriami. Na dodatek trochę też pilnują wykonania ćwiczeń i zliczają powtórzenia. Przykładem może być program do pompek: kładziemy tablet na podłodze i robimy pompkę tak, by nos lub broda dotknęły ekranu, co powoduje zaliczenie wykonania pompki. W przypadku przysiadów wykorzystywany jest zapewne akcelerometr. Nie ukrywam, że bardzo mi się podoba takie rozwiązanie – pełna, praktycznie bezobsługowa pomoc treningowa.

Po czwarte: czytanie i przeglądanie stron. Miało być podstawowym zastosowaniem, jest niszą. Proste PDFy faktycznie wygodniej niż na telefonie i często wystarczająco wygodnie w porównaniu z PC, ale strony to ja jednak wolę na komputerze.

Wpis jest odpowiedzią na komentarze przy poprzednim wpisie o Androidzie.