Odmładzanie szrotu komputerowego

Jest taki komputer, z którego korzystam w domu rodziców. Poleasingowy desktop, z monitorem CRT 17″, czyli zabytek. Służy do przeglądania WWW, jako terminal oraz jako dodatkowy storage na backupy zdjęć na starych, niewielkich dyskach 3,5″. Korzystam z niego sumarycznie tydzień, może dwa w roku. Kiedyś niewiele więcej. Wyposażony w Intel(R) Core(TM)2 Duo CPU E4600 @ 2.40GHz i 2 GB RAM, w zasadzie spełniał swoje zadanie.

Niestety, 2 GB RAM powodowały, że z niektórymi rzeczami nie dawał rady. I pół biedy, jeśli było to kilka zakładek WWW. Gorzej, że zaczął mieć problem z otwarciem co większych zdjęć z poczty. Korzystam z niego na tyle rzadko, że wymiana sprzętu nie miała sensu. Z drugiej strony wyprzedaję trochę starych podzespołów, więc wiem, jak niskie są ceny. Postanowiłem sprawdzić, czy da się dołożyć pamięci RAM.

Płyta główna

Okazało się, że płyta to DQ35JO i obsługuje wg dmidecode maksymalnie do 8 GB RAM DDR2. Co więcej, ma cztery sloty. Rozważałem dokupienie 2×2 GB, co pozwoliłoby rozbudować pamięć do 4 GB, a przy odrobinie szczęścia do 6 GB. Ceny do zakupu od ręki były nieadekwatne (ok. 40 zł za ww. konfigurację), ale temat nie był pilny. Trochę policytowałem i kupiłem 2×1 GB RAM za… 1 zł. Plus wysyłka.

Procesor

Trochę się rozochociłem, więc sprawdziłem, jakie jeszcze procesory obsługuje płyta. Znowu pozytywne zaskoczenie, bo można włożyć całkiem sporo modeli procesorów, w tym Core 2 Quad. Ceny tych ostatnich znowu były nieadekwatne, ale znalazłem dostępne od ręki Intel Core 2 Duo E8400 3.0 GHz za… 5 zł. Specyfikacja tutaj. Jak widać TDP bez zmian, taktowanie 25% większe, cache L2 trzy razy (sic!) większy. Grzech nie wymienić, znaczy, bo procesor szybszy. Oczywiście to sztuka dla sztuki, pewnie nie odczuję w praktyce różnicy, ale chodzi głównie of fun z grzebania w sprzęcie.

Zakupy

Szczęśliwie sprzedawca miał w ofercie pastę termoprzewodzącą na procesor. Zrobiło się całe 11 zł plus wysyłka, która niemal podwajała cenę. Jak szaleć to szaleć, z miejscem na dyskach też było słabo, więc dorzuciłem dysk 500 GB za 35 zł dzięki czemu wysyłka załapała się na Smart! Dysk się przyda, bo w maszynie był stary, mały dysk IDE oraz niewiele większy SATA. Istotniejsze dane tzn. backupy leżą sobie na softraid RAID1, pozostała część to system i śmieci. Jedyne o czym zapomniałem i musiałem dokupić później, już gdzie indziej, to przejściówka do zasilania dysku SATA za 7 zł z wysyłką.

Wymiana odbyła się błyskawicznie. Najpierw wymieniony RAM i sprawdzenie przy pomocy memtest86+, potem procesor. Cieszę się, że nie skusiłem się na mocniejszy procesor, bo radiator jest… taki sobie. Jakiś stockowy zapewne, mało metalu, nie wygląda na coś potrafiącego odprowadzać większą ilość ciepła.

Ekonomia

Oczywiście z ekonomicznego punktu widzenia sens jest żaden, bo chodziło o fun. Zamiast rozbudowywać stary sprzęt, pewnie bardziej opłaca się kupić gotowy, kompletny zestaw z 4 GB RAM i dyskiem. Sprawdziłem i używany stacjonarny komputer z Core 2 Quad można kupić już za 170 zł. A Core 2 Duo za 130 zł. I to biorąc tylko pod uwagę oferty od Super Sprzedawców.

Oczywiście kupując takiego szrota „do WWW” warto zwrócić uwagę na procesor i rozmiar dysku. Dopłacając symboliczne kwoty można kupić znacznie lepszy sprzęt. Do sporadycznego korzystania pobór prądu nie robi różnicy. Jeśli jednak komputer miałby być włączony codziennie, przez dłuższy czas, warto przeliczyć kalkulatorem, czy nie lepiej zainwestować w coś bardziej energooszczędnego.

Kalenji Run Active Grip

Ostatnio zacząłem się zastanawiać, jak długo już biegam w nowych butach. Ustaliłem, że blisko rok minął, odkąd kupiłem Kalenji Run Active Grip. Kupiłem je zachęcony tym wpisem, w Decathlonie, za ok. 120 zł. Pora opisać wrażenia.

Wcześniej biegałem w butach z Lidla jakoś o połowę tańszych, czyli zupełny entry level. Wydawały mi się OK. Od razu dodam, że chodzi o okazjonalne bieganie na dystansie do paru km (podsumowanie biegania za 2020). Teren mieszany – trochę asfaltu, trochę gruntówki, trochę trawy lub piachu. Z czasem zaczęły trochę się zużywać. Ponieważ miały gładkie podeszwy, w trudniejszych warunkach, np. po deszczu, na błocie, potrafiłem się w nich poślizgnąć.

Przesiadkę na Kalenji Run Active Grip pamiętam dokładnie, bo za krótkie skarpetki w połączeniu z nowymi butami zaowocowały obtartymi stopami. Jednorazowy wypadek i zdecydowanie moja wina. Pamiętam też, że noga zupełnie inaczej leżała. I jeszcze w porównaniu do poprzednich butów zauważyłem znacznie lepszą amortyzację. Tamte jej po prostu nie miały.

Przyczepność bardzo dobra, jednak delikatne zdawałoby się wypustki na podeszwach robią robotę. Nadal oczywiście uważam biegnąc po mokrym, ale nie kojarzę poślizgów, nawet na błocie. Z drugiej strony wypustki są na tyle delikatne, że zupełnie nie przeszkadzają na asfalcie.

Po krótkim przyzwyczajeniu, rzędu dwa lub trzy biegi – buty są wygodne, biega się dobrze. Jeśli chodzi o trwałość, to wyraźnych oznak zużycia brak. Czyli generalnie jestem zadowolony i gdybym miał dziś kupować buty, to zdecydowanie jest to pierwszy kandydat do zakupu.

Gdyby ktoś szukał, trzeba zwrócić uwagę na nazwę, bo tak nieszczęśliwie się składa, że producent oferuje też różniące się jedynie brakiem Grip w nazwie buty, z gładką podeszwą. Niby logiczne, ale w sklepie miałem moment zawahania. Na szczęście szybkie sprawdzenie na telefonie rozwiało wątpliwości.

Udostępnianie internetu z telefonu

Niedawno usłyszałem pytanie o setup dla abcc, które zawierało ciekawy element – jedno z dostępnych połączeń było przez USB[1]. Zaintrygowało mnie to, bo tak się złożyło, że zupełnie nie znałem tematu. Zawsze udostępniałem internet z Androida wykorzystując WiFi i tworząc access point. Nie byłem pewien jak takie połączenie w ogóle jest widoczne pod Linuksem.

Poczytałem, sprawdziłem i sprawa jest prosta. Aby udostępnić internet z telefonu z Androidem należy najpierw podłączyć kabel USB. Dopiero wtedy aktywna staje się opcja USB tethering. Po jej aktywacji na telefonie, w systemie powinno pojawić się urządzenie usb0. Traktujemy jak zwykłą przewodową kartę sieciową.

Takie proste, a nigdy nie korzystałem. Czy warto udostępniać połączenie z Androida po USB, zamiast po WiFi? Jedna zaleta jest oczywista – podczas udostępniania połączenia telefon zużywa więcej prądu. Podłączenie kablem do komputera zapewnia od razu ładowanie. Z kolei oczywista wada to mniejsza swoboda ruchów – kabel jest zawsze jakimś ograniczeniem.

Pora sprawdzić wydajność. Szybki zgrubny test, po prostu fast.com, w dodatku pojedynczy pomiar dla każdej konfiguracji.

Operator nr 1
42 Mbps download 10 Mbps upload, latency 32 ms unloaded, 462 ms loaded na WiFi 2,4 GHz
42 Mbps download 15 Mbps upload latency 30 ms unloaded, 420 ms loaded na USB

Operator nr 2 (IPv6)
78 Mbps download 11 Mbps upload, latency 30 ms unloaded 321 ms loaded na WiFi 5 GHz
71 Mbps download 14 Mbps upload, latency 28 ms unloaded 446 ms loaded na USB

Wielkich różnic jak widać nie ma. Wariancie optymistycznym, czyli nieobciążonym łączu na kablu zyskamy nieco na opóźnieniach sieciowych. Lepsze powinien też być upload. Czyli domyślnie warto podłączyć kabel USB. Nie są to jednak wielkie różnice, więc jeśli nie gramy w gry online albo nie zależy nam na prędkości uploadu, wygląda, że może decydować wygoda.

UPDATE I jeszcze dla porównania wyniki z mojej kablówki, nominalnie 60/10:
62 Mbps download 7 Mbps upload, latency 6 ms unloaded 50 ms loaded na WiFi 5 GHz

Oczywiście inny serwer, pomiar dzień później itd. Ale i tak widać, jak bardzo LTE dogoniło, albo wręcz przegoniło kablówkę opartą o miedź. Światłowód zapowiadany był dwa lata temu, ale nadal nic nie wskazuje, by miał się pojawić.

[1] Sprawa w toku, może zasłuży na osobny wpis jak skończę.