Testowanie szybkości kluczy Zabbix agenta

Było tak, że jeden z kluczy w Zabbiksie działał wolno. Nawet: bardzo wolno. Ile czasu może się wykonywać proste sprawdzenie wersji programu typu chef-client -v, nawet na umiarkowanie dobitym systemie? Zainteresowani znajdą odpowiedź na końcu wpisu[1], dość powiedzieć, że czasami załączał się timeout po stronie zabbix agent. Problem został rozwiązany w sposób najdoskonalszy, czyli poprzez zrzucanie wartości z crona do pliku, i czytanie jej z pliku, ale niesmak pozostał. Poza niesmakiem, pozostało pytanie które jeszcze klucze są nieoptymalne?

Ponieważ na ten moment Zabbix nie daje możliwości sprawdzenia statystyk czasu zapytań dla poszczególnych kluczy, wykonałem małą protezę w postaci skryptu w Perlu, który odpyta danego hosta o wszystkie klucze kilka(naście) razy i policzy dla nich statystyki. Wklejka poniżej.

 

Skrypt przyjmuje dokładnie jeden parametr – hosta na którym będzie przeprowadzać test. Poza tym, wymaga wszystkich kluczy dla danego hosta, które ma testować, w pliku określonym w zmiennej $file. Na końcu wyświetli łączny czas wykonania zdefiniowanej ilości zapytań dla każdego klucza wyrażony w sekundach oraz sam klucz. Czytaj: pewnie chcesz przepuścić wynik przez sort -n. 😉

Parę rzeczy, które wyszły w trakcie pisania tego skryptu lub których się nauczyłem (w sumie gdyby nie one, to nie powstałby ten wpis):

Pętla sprawdzające N razy wszystkie klucze po kolei jest dokładniejsza od pętli, która sprawdza kolejno wszystkie klucze N razy każdy. Chodzi o rozkład obciążanie na maszynie, w tym drugim przypadku jest większa szansa, że któryś klucz trafi w nietypowe obciążenie maszyny.

Dokumentacja do modułu Time::HiRes jest… taka sobie. Można to zrobić prościej, jak wyżej. Początkowo kombinowałem ze sprintf oraz clock_gettime(CLOCK_REALTIME);

Może zastanawiać, skąd mnożenie przez 1000000. Otóż chodzi o bug z zapisem liczb zmiennoprzecinkowych (kojarzyłem to raczej z ośmiobitowców i dzielenia, nie wiem czy słusznie…):

perl -e '$a=1415907504.646884; $b=1415907504.603042; $d=$a-$b; print $d,$/'

vs.

perl -e '$a=1415907504.646884*1000000; $b=1415907504.603042*1000000; $d=($a-$b)/1000000; print $d,$/'

Że tak zacytuję real programmers use integer. 😉

Na koniec niezła wiadomość: jest szansa, że w przyszłości Zabbix będzie miał coś w stylu MySQLowego slowloga, czyli nie będzie trzeba robić testów na poszczególnych hostach, tylko będzie wbudowane narzędzie do wykrywania wolnych zapytań. Można głosować na ten feature. 😉

Specjalne podziękowania za uwagi i wyjaśnienia dla Tona z #perl @ IRCnet (thanks Ton!).

I wracając do pytania o nieoptymalne klucze z początku wpisu – tylko nieszczęsny chef-client okazał się być czarną owcą. Pozostałe klucze, choć czasem wymagają uruchomienia Perla lub kilku poleceń w Bashu, wykonywały się w zdecydowanie przyzwoitym czasie, grubo poniżej sekundy.

[1] Wykonuje się nawet cbanq cvęganśpvr frxhaq (rot13)! Bo na tyle ustawiony był timeout…

Boot once w GRUB

Czasami jest potrzeba, żeby uruchomić maszynę z danym kernelem, ale tylko raz. W przypadku niepowodzenia chcemy mieć uruchamiany z powrotem stary, sprawdzony kernel. Zwykle taka potrzeba pojawia się, gdy testujemy nowy kernel i nie mamy fizycznego (lub zbliżonego) dostępu do maszyny, a np. mamy pod ręką kogoś, kto w razie problemów niekoniecznie pomoże z debugiem, ale chociaż wciśnie reset. Dziś pojawiła się u mnie taka potrzeba, za sprawą dedyka pod Piwika i chęci zmiany kernela z nieco starego z OVH na dystrybucyjny.

Okazało się, że wypadłem z tematu. Ostatni raz miałem potrzebę jednorazowego uruchomienia kernela chyba w okolicach LILO jako używanego bootloadera. Nie pamiętam jak to dokładnie w LILO wyglądało, ale mam wrażenie, że było proste, intuicyjne (w końcu jeden konfig) i – przede wszystkim – dobrze udokumentowane.

Poszukałem chwilę i znalazłem polecenie grub-reboot, któremu jako parametr podaje się numer wpisu w /boot/grub/grub.cfg i które ma powodować jednokrotne uruchomienie kernela o podanym wpisie. Ucieszyłem się, że pomyśleli o mnie i tak prosto. Maszynka niekrytyczna, kernel dystrybucyjny, więc raczej wstanie, wydałem więc stosowne polecenie, następnie reboot i… system wstał! Ze starym kernelem.

Nawet niezbyt się zirytowałem. Po prostu odpaliłem testowego kompa w domu i zacząłem się bawić. Ustawiam numer wpisu, który ma się włączyć, reboot i… to samo. Dłuższa chwila szukania i znalazłem opis na niezawodnym wiki Arch Linux:

This requires GRUB_DEFAULT=saved in /etc/default/grub (and then regenerating grub.cfg) or, in case of hand-made grub.cfg, the line set default=”${saved_entry}”.

Jak na lata doświadczeń przystało, wyboru kernela nie pozostawiam przypadkowi i w moim /etc/default/grub były ustawione na sztywno numery kerneli do uruchomienia. Zmieniam na powyższe na testowej maszynie w domu, grub-reboot potem reboot i… wstał! Z nowym kernelem. Świat wydaje się piękny, więc reboot, by wrócić na stary kernel i… tak dobrze nie ma. Uruchamia się za każdym razem z nowym.

Nawet niezbyt się zirytowałem, po prostu rebootnąłem zdalną maszynkę na nowy kernel. Skoro dystrybucyjny to raczej wstanie. Stosowne zmiany, reboot i… maszynka wstała, z nowym kernelem, wszystko wydaje się działać. Misja zakończona, cel osiągnięty.

I tu byłby koniec wpisu, ale w międzyczasie zacząłem rozmowę na ten temat na kanale IRC #debian (@freenode). Tam dowiedziałem się o /boot/grub/grubenv i o tym, że może (będzie) się tak dziać, jeśli nie jest ustawione prev_saved_entry. I faktycznie, nie było. I dowiedziałem się, że można to ustawić wydając polecenie grub-reboot więcej, niż raz.

Czyli, żeby zrobić boot once dla GRUBa, trzeba kolejno:

  • ustawić GRUB_DEFAULT=saved w /etc/default/grub
  • grub-reboot <wpis, gdzie ma być default>
  • grub-reboot
  • sprawdzić /boot/grub/grubenv na wszelki wypadek
  • reboot

I pomyśleć, że przy LILO była to szybka edycja konfiga plus lilo dla wprowadzenia zmian w życie… Znaczny postęp poczyniliśmy! 😉

Skoro już wpis na tematy linuksowe… Archa nie próbowałem, ale ludzie (w tym jeden DD) chwalą. Bardzo dobra dokumentacja. Poza tym, jest taka inicjatywa jak debianfork.org. I cieszę się, że jest. Bo skoro Debian może mieć więcej niż jedną architekturę, więcej niż jeden kernel (tak kFreeBSD), to czemu nie miałby móc mieć różnych, równorzędnych demonów do startu usług?

Bananian, czyli Linux dla Banana Pi

O Banana Pi pisałem już jakiś czas temu. Jeszcze wcześniej narzekałem na Raspbiana, że dziwne opcje ma, że bloat… Cóż, posiadacze Raspberry Pi nie mają specjalnie wyboru, natomiast w przypadku Banana Pi nie ma przeciwskazań, by korzystać z normalnej architektury armhf w Debianie. No dobrze, jest jeden wyjątek, czyli kernel…

Niedawno, po dłuższej, bo blisko dwumiesięcznej przerwie zajrzałem na forum producenta Banana Pi, a tam rzuciła mi się w oczy informacja o wydaniu dystrybucji Linuksa dla Banana Pi o nazwie Bananian. Wesoła nazwa, pomyślałem i stwierdziłem, że może faktycznie na popularności Raspberry Pi przesadnie bazują, skoro nawet Raspbiana przechrzcili… Potem wszedłem na stronkę dystrybucji, doczytałem i… jestem bardzo zaskoczony i zadowolony. Tak naprawdę autorzy poszli w tę stronę, w którą sam planowałem iść.

Czym jest Bananian? Bananian nie ma wiele wspólnego z Raspbianem, poza nazwą. To minimalna wersja (base system, zero raspbianowego bloatu!) Debiana, tuningowana pod Banana Pi (głównie kernel, plus skrypty pomocnicze). Dla pakietów (poza kernelem) korzysta z wyłącznie oficjalnych repozytoriów Debiana, czyli koniec z opóźnieniami w aktualizacjach pakietów (także security). Tuning polega na poprawieniu wydajności i bezpieczeństwa. Normalny swap (niestety włączony domyślnie), bez cudacznych skryptów. Tuning SSH pod kątem zwiększenia bezpieczeństwa zgodnie z wytycznymi z bettercrypto.org. Więcej o zmianach, ficzerach itd. na stronce.

Do tego obraz jest bardzo mały (spakowany poniżej 230 MB, po rozpakowaniu wchodzi na kartę 2GB), a developerzy sprawili na mnie znacznie lepsze wrażenie, niż ci od Raspbiana (bardziej przyjaźni i otwarci na propozycje/wiedzę).  Załapałem się na wydanie nowej wersji i nawet jakieś zgłoszone bugi na forum zostały naprawione (lub dodane do bugtrackera). Zdecydowanie Bananian mi się podoba. Taki minimalny (stronka też). 🙂

UPDATE: Projekt został zakończony, Bananian nie jest już rozwijany.