Orange, wvdial i modem Huawei E1752C

Ponieważ w ramach jednego projektu (hm, na razie nic nie nadaje się do publikacji) klikałem na dwa modemy GSM, to obok mojego Huawei E3131 w laptopie pojawił się pożyczony modem GSM Huawei E1752C z kartą sieci Orange. Dla pamięci i gdyby komuś miało się przydać – konfiguracja dostępu do internetu dla sieci Orange pod Linuksem.

W lsusb Huawei E1752C jest widoczny jako:

new high-speed USB device number 11 using ehci-pci
New USB device found, idVendor=12d1, idProduct=141b
New USB device strings: Mfr=3, Product=2, SerialNumber=4
Product: HUAWEI Mobile
Manufacturer: HUAWEI Technology

w dmesg jako:

Bus 002 Device 011: ID 12d1:141b Huawei Technologies Co., Ltd.

Sam modem działał od kopa (kernel 4.1.0-1-amd64, Debian unstable) i nie wymagał żadnych ingerencji, ale zaznaczam, że trafił do mnie jako używka, więc nie wiem, czy było grzebane.

Szybka przeróbka mojej konfiguracji dla Aero2, w oparciu o oficjalne instrukcje ze strony Orange nie zakończyła się sukcesem. Poszukiwania w sieci naprowadziły mnie na ten artykuł nt. konfiguracji modemu GPRS dla sieci Orange w Debianie. Potwierdzam, działa. Ale IMO trochę przydługie, więc postanowiłem skrócić do wersji mniej więcej minimalnej. Skończyłem z takim konfigiem do wvdial:

[Dialer orange-pin]
Modem = /dev/ttyUSB0
Init1 = ATZ
Init2 = AT+CPIN=1234

[Dialer orange]
Modem = /dev/ttyUSB0
Init3 = AT+CGDCONT=1,"IP","internet"
Username = "internet"
Password = "internet"
Phone = "*99#"
Dial Command = ATDTW
Stupid Mode = yes
Dial Attempts = 0

Najpierw trzeba wywołać wvidal orange-pin, a gdy się zakończy, można połączyć się z siecią przy pomocy wvidal orange. Jak widać, kluczową różnicą było ustawienie parametru Dial Command.

Samo połączenie z Orange można uruchomić na Linuksie prościej, ponieważ na desktopie da się wyklikać konfigurację w network manager. Sprawdzone na Debianie Jessie z kernelem w okolicach 4.0. Czasem jednak może przydać się wersja bardziej ręczna, szczególnie jeśli ktoś nie ma GUI w maszynce.

Microsoft kupi Canonical?

Dziś przy porannej kawie natknąłem się na ten artykuł i postanowiłem skrobnąć szybką notkę. Sprawa nie jest wcale taka nieprawdopodobna.

Po pierwsze, wiadomo, że Microsoft interesuje się coraz bardziej rozwiązaniami opartymi o Linuksa. Uważam to za zupełnie naturalne, bo Linux w wielu zastosowaniach radzi sobie równie dobrze, albo i lepiej, niż Windows. Poczynając od nietypowych architektur (typu ARM), przez zastosowania serwerowe, po chmurę i wirtualizację. Jeśli chodzi o desktopy i łatwość obsługi (IMO pozorną, ale…), to oczywiście wygrywa Windows, choć nie ukrywajmy, że Ubuntu miało ambicje tu powalczyć, i miało trochę podobną filozofię, co Windows. Ze wszystkimi jej wadami i zaletami, ale także dodatkowymi wadami Linuksa.

Po drugie, Ubuntu to nie tylko kolejna dystrybucja Linuksa. Jest o tym w artykule, ale ponieważ ostatnio „trochę” siedzę w OpenStacku, to widzę, co mają w tej dziedzinie. A mają sporo, poczynając od dystrybucji w wersji LTS, z gwarantowanym wsparciem przez ok. 5 lat, co jest wartością przyzwoitą i akceptowalną, co niekoniecznie można powiedzieć o debianowym wariancie. Mają też sporo narzędzi ułatwiających tworzenie i zarządzanie chmurą (na różnych poziomach, od hardware’u, po wirtualizację (OpenStack)). Większość instalacji OpenStacka w tej chwili jest właśnie oparta o Ubuntu. Dochodzi do tego specyficzne podejście – Ubuntu ma tendencję do własnych rozwiązań, które niby są opensource, ale w praktyce nie bardzo jest sens używania ich bez Ubuntu. Z perspektywy wieloletniego użytkownika Debiana, Ubuntu jawi mi się trochę jako państwo w państwie…

Dlatego uważam, że jeśli Microsoft poważnie myśli o Linuksie, to kupno Canonical nie tylko jest możliwe, ale wręcz jest jedną z niewielu sensownych opcji pojawienia się na tym rynku. Niechęć części użytkowników do MS i tak pozostanie, ale z drugiej strony i tak musieliby z nią walczyć, jeśli chcą mieć swoją dystrybucję, community i pozycję na linuksowym rynku… Kupno Canonical (lub podobnej firmy) zapewniłoby dostęp do wiedzy, technologii i bazy „oswojonych” użytkowników. Bez tego są skazani na wymyślanie koła od nowa i eksperymenty, a wygląda mi na to, że Microsoft w ogóle nie grokuje Linuksa, więc mieliby trudne zadanie…

Zatem, choć wiele przemawia za tym, że plotka niekoniecznie jest prawdziwa, to raczej po prostu nie tym razem, a nie rzecz zupełnie nie do pomyślenia.

Orange Pi – nowe modele

Przegapiłem premierę, ale warto wiedzieć, że pojawiły się dwa ciekawe nowe modele w rodzinie Orange Pi.

Pierwszy z nich, Orange Pi Plus, to odpowiedź na wyższe modele konkurencji. Ma… w zasadzie wszystko. Jest port SATA, jest mocny procesor (cztery rdzenie 1,6 GHz), jest Wi-Fi, są 4 porty USB 2.0, odbiornik podczerwieni i wbudowany mikrofon. W końcu jest wbudowana pamięć flash (8GB). Jedyna słabość to ilość wbudowanego RAM – nadal 1 GB, więc na desktop trochę mało, tj. można zrobić, ale trzeba będzie oszczędzać. Cena: około 50 USD z wysyłką. Zdjęcie Orange Pi Plus z opisem poniżej:

Orange Pi plus

 Źródło: http://www.orangepi.org/orangepiplus/H3shuoming.jpg

Drugi model to Orange Pi PC. Dość okrojony, wygląda na alternatywę dla Raspberry Pi 2. Pierwsze co rzuca się w oczy to mocny procesor, ten sam co w ww. modelu. Pozostały wbudowany mikrofon oraz czujnik IR, ale zniknął port SATA, nie ma wbudowanego Wi-Fi, ani pamięci flash, a ethernet to – podobnie jak w Raspberry Pi – 100 Mbps. Standardowy 1GB RAM. Główny atut? Oczywiście cena. Ok. 23 USD z wysyłką, lub 15 USD + ok. 3 USD wysyłka. Zdjęcie Orange Pi PC wraz z opisem poniżej:

Orange Pi PC

Źródło: http://www.orangepi.org/orangepipc/images/orangepipc_info.jpg

W obu przypadkach można uruchomić Linuksa, w przypadku Orange Pi Plus dostępny jest Debian. Chipset ten sam, więc przypuszczam, że pojawienie się Debiana na model PC jest jedynie kwestią czasu.

Przyznaję, że rozważam zakup Orange Pi Plus i wymianę Dockstara – działa dobrze, ale 128 MB RAM zaczyna trochę boleć.