Jak wszyscy tracą – mBank i Piotr.

Kiedyś, dawno temu kominek popełnił wpis o budyniu Dr Oetker, dzięki któremu stał się znany. Przedwczoraj w jego ślady poszedł Piotr Konieczny pisząc o mBanku. Tyle, że jedna rzecz być pionierem, a zupełnie inna po prostu powtórzyć.

Jest też parę różnic między tymi wpisami: wpis kominka zapewne był spontaniczny, Piotra – wyrachowany. Kominek jednoznacznie padł ofiarą firmy (robił wg. przepisu, wyszło rzadkie g…), natomiast Piotr umówił się na pierwsze spotkanie i nie pojawił się (czemu spóźniająca się taksówka ma być usprawiedliwieniem, a brak pracownika – choćby z powodu choroby – czy restartujący się komputer nie?).

Potem już jednoznacznie wtopa mBanku, ale mam wrażenie, że podobnie sprawy by się potoczyły w dowolnej innej instytucji, gdzie PR rządzi, koszty się tnie, a rotacja pracowników jest spora (strzelam, ale zwykle takie są realia). Mam podobne przygody z PlusGSM (kontakty z ichnim BOK są naprawdę traumatyczne, a i tak kończy się na konieczności złożenia reklamacji pisemnie, XXI w. w końcu i dwa tygodnie mailowania psu w d…), moi dostawcy internetu również nieco mnie zirytowali w swoim czasie na różne sposoby (wyjątek obecny, ale zmiana miejsca świadczenia usługi dopiero przede mną…).

Ale do rzeczy. Czemu wszyscy przegrywają? mBank – oczywista antyreklama, zasłużona, dodajmy. Niestety, prawda jest taka, że ich obsługa klienta jest na niskim poziomie. Kontaktowałem się via livechat kiedyś, trwało to masakrycznie długo (godzinę), a ich pracownik nie zaproponował mi żadnej sensownej metody posiadania karty wysokiego ryzyka (ot, chciałem takie konto i kartę, gdzie mam mało środków i jak pójdę zabalować, to straty będą nikłe i kontrolowane w przypadku kradzieży/skopiowania karty). Sam sobie znalazłem rozwiązania… Żądanie zdjęcia logo itp. sytuacji nie poprawią – skończy się pewnie, tak jak w przypadku kominka, na wykopie. Ciała niewątpliwie dali, zaproponowali rekompensatę (IMO sensowną – wcale nie trzeba było dzwonić z komórki, a tłamszenie psychiki na własne życzenie było. Zamiast wywalać pieniądze na PR w celu magicznego przyciągnięcia klienta, zajmijcie się uczciwą pracą. Choćby szkoleniem pracowników, zwiększeniem ich ilości, poprawieniem sprzętu (tak, wiem, nie taki profil i priorytety, niestety). Przychodzi na myśl never argue with a troll, they bring you down to their level and beat you with experience.

Piotr – niewątpliwe duża odwiedzalność z okazji tego wpisu (swoją drogą ludzie mają dziwną tendencję lgnięcia do takich wpisów; normalnie przyszli czytelnicy Faktu), tylko bardzo to przypomina nieważne, czy mówią o nas dobrze, czy źle, ważne, żeby mówili. Poza tym, skoro ten mBank taki beznadziejny, to po co ma tam konto? Innych banków nie ma? Wyrafinowana forma masochizmu? Hipokryzja (to bardzo zły bank, dlatego go używam)? Nie rozumiem też wydzwaniania z komórki i chodzenia po punktach (chyba, że się lubi), skoro można skontaktować się przez net, pracownik może oddzwonić, a papiery załatwia się zdalnie (ostatnio kumpel zakładał konto – kurier przywiózł, kurier zabrał, konto działa). Piotrze, udało Ci się zaprezentować jako niepoważny (niestawienie sie na umówione spotkanie, nawet nie zadzwoniłeś powiedzieć, że nie dotrzesz), nieumiejący wybrać oferty (po co się potykać 4 m-ce, skoro od ręki można załatwić to samo gdzie indziej), wulgarny (oczywiste), nieskuteczny i niekonsekwentny. Naprawdę o to chodziło?

No i na końcu stracili czytelnicy – zamiast fajnego bloggera szykuje się kominek bis. Czyta się świetnie, napięcie ogromne, sprawa sensacyjna… Całkiem jak w Fakcie.

Otwieracz

Tym razem nie chodzi o przewrotnie zatytułowany Open’er, tylko o najzwyklejszy otwieracz do konserw. Otwieranie puszek nożem jest niebezpieczne, więc jednym z pierwszych nabytków po wyprowadzce był otwieracz do konserw. Padło na otwieracz do konserw Koncis z Ikei – wyglądał solidnie – szczególnie ciężkie metalowe uchwyty sprawiały wrażenie solidności. No i był na miejscu.

Okazało się, że wyglądać to sobie może, ale tak prostą rzecz jak otwieracz też można skopać, mimo kilkudziesięciu lat praktyki z konstrukcją. Na dodatek po paru puszkach się rozpadł. Znaczy rozkręcił. Po naprawie trochę działał, ale do tego, czego oczekuję od otwieracza daleko mu było. Przy pierwszej okazji kupiłem następny.

Tym razem padło na Netto. Wczoraj miałem nieprzyjemność otwierać nim puszki – wymaga to niemałego wysiłku i nerwów ze stali. Może taka wymiana, bo blacha z której zrobiony jest ten otwieracz to raczej cyna, niż stal. Miękka i się gnie.

Potem odłożyłem oba razem do wyrzucenia i… to jest ten sam otwieracz! No dobrze, nie całkiem ten sam, ale główka i cała budowa jest ta sama. Różni się jedynie uchwytem. Z jednej chińskiej fabryki są. Podobnie jak otwieracz Ikea 365+ – warto porównać z Koncis. I w żadnym razie nie kupować.

Znaczy się: szukam otwieracza. Najlepszy z jakim miałem do czynienia, ciął nie denko, lecz brzeg puszki (w innej płaszczyźnie działał). Taki mały niepozorny plastikowy. Rewelacja. Drugi to tzw. turystyczny, z korkociągiem itp. Bez pokrętła – tylko nabijak i odpowiedni ruch ręką. Niezbyt szybki, ale bezpieczny, tylko zaginął. Polecicie coś?

UPDATE: Otwieracz do konserw Fiskars 838077 to też ten kształt główki. Węszę globalny chiński spisek otwieraczowy. Zamieszczam zdjęcie (tu: Fiskars), żeby przybliżyć charakterystyczną główkę.

Otwieracz Fiskars

Źródło: http://multizakupy.pl/Otwieracz_do_puszek_Fiskars_838077.html