Urlop

No i urlop się kończy, więc można podsumować. Znowu nad morzem (Bałtyk). To znowu to stwierdzenie faktu, nie oznaka nudy. Doceniłem, że jeździmy na ubocze i w sumie poza sezonem. Wszystko za sprawą jednodniowego wypadu do Międzyzdrojów. Zaczęło się od żubrów, które jak co roku odwiedzamy. Mieliśmy pójść na molo, ale zaskoczył nas deszcz, więc innego dnia zrobiliśmy powtórkę.

Ilość „atrakcji” przytłacza i przygnębia. Podobnie jak ilość ludzi. Spędy wszędzie, ruszyć się nie można (zwł. jak się jest dzieckiem), a to jeszcze nie sezon. Wycieczki starców i dzieci, porykiwania wychowawców. Ja rozumiem, że nie było tego dnia idealnej pogody na plażę, ale za taki „wypoczynek” to ja dziękuję. Niemniej, molo fajne i zdecydowanie warto. Hint: masa płatnych parkingów i strefa koło plaży, ale jak ktoś ma ochotę na dziesięciominutowy spacer, to znajdzie i darmowe parkingi – wystarczy kierować się w stronę „od morza” (ot, wyszedł ze mnie Poznaniak).

Są też i lepsze – na oko – atrakcje, dzieciaki pewnie by szalały, ale po pierwsze, były już nieco padnięte, po drugie, nie przyjechaliśmy do Międzyzdrojów na dłużej, a raptem na jeden dzień, więc nie trzeba było się posiłkować atrakcjami a’la wesołe miasteczko. Poza tym, namioty czy tam pawilony handlowe. Ale jestem niemal pewny, że księgarnia z książkami „od 1 zł”, gdzie zrobiliśmy większe zakupy książkowe to był namiot handlowy, nie pawilon, po prostu. W każdym razie Międzyzdroje zaliczone, na parę lat starczy. 😉

Skoro już przy książkach jesteśmy – trochę „poczytałem”. Cudzysłów, bo nie tylko tradycyjne lektury, w końcu przekonałem się bardziej do audiobooków. I uznałem, że będę je traktował na równi z książkami (czyli będą tak samo oceniane). Miałem wątpliwości, bo i „czytam” inaczej (np. tramwaj czy pociąg), i raczej tematyka inna, i lektor potrafi wpłynąć na odbiór, ale w sumie uznałem, że nie ma co na siłę robić rozróżnienia, skoro to czytana książka. Trochę nadrobiłem czytelnictwo na urlopie.

Ciekawą obserwacją są też ceny atrakcji. Np. gofrów. W Dziwnówku IIRC 2,5 zł za gofra gołego lub z cukrem pudrem. Z bitą śmietaną – 7 zł. Międzyzdroje – standardowo goły 3,5 zł, cukier puder podnosi cenę do 4 zł. Bita śmietana to nadal 7 zł. I więcej. Wersje na wypasie – 10 zł i więcej. Trochę dużo jak za – nie ukrywajmy – bardziej odpowiednik ciastka, niż posiłku.

No, ale większość czasu siedzieliśmy w ciszy, spokoju i odosobnieniu. Pusta plaża, te klimaty. W końcu się zebrałem i zacząłem trochę biegać. Nieopodal szlak biegowy, więc jakoś skusiło AKA zmotywowało. Zresztą był taki plan, nawet buty wziąłem. Już drugiego dnia odkryłem wiązanie z tzw. heel lock, czyli do czego jest dodatkowa dziurka w bucie. Nie wiem, czy coś daje, ale nie wadzi w niczym i jest OK, więc będę używał.

Oczywiście bieganie bez GPS się nie liczy (się nabijam, oczywiście; wiem, że to choroba i się, bo zawsze biegałem po prostu dla przyjemności biegania, ale się skusiłem…), więc telefon w garść, soft do zapamiętywania trasy włączony i bieg. Z pozytywów – pobawiłem się Perlem, GPS i skryptami. Jest szansa, że powstanie coś wolnego/otwartego do wrzucania wyników na stronkę w strawnej formie.

Poza tym, znalazłem rozwiązanie jednego drobiazgu, który mnie męczył w Perlu, co oznacza, że może niedługo światło dzienne ujrzy jeszcze jeden projekcik. Trochę rozwinąłem mojego Perl Uptime Monitor – umie wygenerować bardzo podstawowy HTML. Z największych okołoperlowych rzeczy – wróciłem do tłumaczeń. Tym razem nie GNU, tylko właśnie niezły- jak mi się wydaje – serwis o Perlu. Chwilowo się nie chwalę (choć jak ktoś poszuka, to znajdzie, co robię). Mam postanowienie wrzucania więcej na GitHub.

Ogólnie – brakowało mi urlopu. Klasyczne oderwanie i podładowanie baterii. Pora wrócić do pracy.

Zmiana routera (TP-Link WR841-N)

Od dłuższego czasu myślałem o tym, by zmienić router. Problem w tym, że Linksys WRT54GL, którego miałem, działał. Do tego miał wrzucone OpenWrt, więc był bezpieczniejszy i wygodniejszy, niż większość dostępnego sprzętu. Koniec końców zracjonalizowałem sobie następująco. Po pierwsze 802.11n jest odporniejsze na zakłócenia bo trochę problem z zasięgiem/zakłóceniami owszem, był. Po drugie, szybsze – osiągnięcie maksymalnej prędkości netu możliwe było tylko teoretycznie. I w ogóle lepsze. No i jest sporo modeli, które pozwalają na wgranie OpenWrt.

Trochę poczytałem, trochę poklikałem TP-Linka u kumpla (na firmware producenta), popatrzyłem na ceny… I kupiłem TP-Link WR841-N (wyszło mi, że umie OpenWrt, niedrogi, wrażenie u kumpla – bdb) w markecie na jakiejś pseudopromocji. Nie pamiętam dokładnie ile zapłaciłem, ale jakoś 60-80 zł[1]. I leżał. Z kwartał. Bo nie chciało mi się wymienić routera, skoro stary działał…

Ostatnio zauważyłem, że pojawiają problemy z siecią okresowo. Pingi do routera rzędu 1000ms. Potem działało normalnie. Kanał ustawiony optymalnie, przynajmniej na tyle, na ile się dało. Stwierdziłem, że pora przetestować router.

Router TL-WR841N

Źródło: http://www.tp-link.com/en/products/details/cat-9_TL-WR841N.html

Pierwsze co mi się rzuciło w oczy po otwarciu pudełka od TP-Link WR841-N, to informacja o licencji GPL wydrukowana na świstku papieru (po angielsku) i polska instrukcja. Miłe i sprawia dobre wrażenie. W instrukcji dla tych, którzy nie korzystają z dołączonej płyty CD zauważyłem ciekawą rzecz. Aby podłączyć się do routera polecają nie wpisanie adresu typu http://192.168.0.1 tylko… http://tplinklogin.net . Tak, domena nie istnieje i IMHO jest to bug security. Scenariusz, gdzie użytkownik łączy się z netem przy pomocy takiego routera (domyślne login i hasło to admin/admin), wchodzi na stronę i dostaje malware w postaci JS, który przejmie kontrolę nad routerem nie jest wcale trudny do wyobrażenia. Co prawda podobno TP-Linki w swoim DNS mają zaszytą tę domenę i same rozwiążą to zapytanie, jeśli tylko komputer pobiera zarówno adres IP, jak i konfigurację DNS z DHCP, ale… po co?

Oczywiście połączyłem się po IP, bo taka wersja też działa. Przy tym mam inną konfigurację i serwer cache DNS mam bezpośrednio na komputerze. Dalej było z górki. Przeklikałem wstępnie konfigurację (wyłączenie WDS, ustawienie preferencji WiFi). Potem pobrałem najnowszy firmware producenta (na OpenWrt przyjdzie jeszcze czas…)  i wrzuciłem go na urządzenie. Wszystko zadziałało elegancko (ba, pierwszy firmware był nawet po polsku). Sympatycznie wygląda opcja, której włączenie pozwala routerowi samodzielnie wybierać kanał. Włączyłem, zobaczę jak to się w praktyce będzie sprawdzać. Inna miła rzecz to obsługa kilku dostawców dyndns, w tym no-ip.com, z którego korzystam. Nie skonfigurowałem, ale czuję, że może to być ten punkt, który pozwoli mi na długie nie wgrywanie OpenWrt. Wstępny test prędkości i… zamiast 15-18Mbps które widziałem do tej pory jest ~30Mbps.

Oczywiście nie wszystko mogło działać poprawnie. Windows na jednym z kompów stwierdził, że adres IP z DCHP owszem, pobierze, ale już sieć nie działała. Nawet router się nie pingował. Karta to Atheros AR5007EG
 (a/b/g, niestety nie ma n). Spróbowałem na szybko uruchomić „pchełkę” Mediateka na USB, ale wyszło jeszcze gorzej. Sieć co prawda ruszyła, ale przy restarcie nie chciał się uruchomić system – krzyczał o błąd w DLL. Możliwe, że przedobrzyłem z ustawieniami programu pomocniczego do karty pozwalając mu włączyć sieć przed zalogowaniem użytkownika. Parę prób zmian konfiguracji na routerze (szerokość kanału itp.) nie pomogło. Włączenie trybu bez n – też nie. W końcu stwierdziłem, że trzeba ustalić, czy problem jest z samą kartą, czy systemem/sterownikiem. Uruchomienie Linuksa i… karta jak najbardziej działa.

Szybkie przeszukanie sieci i znalazłem zalecenie, by zaktualizować sterownik. I faktycznie. Problem rozwiązało pobranie najnowszych sterowników do Atherosa (a wydawało mi się, że mam względnie nowe…). Po aktualizacji sterownika karty wszystko ruszyło od kopa. O stabilności TP-Linka nic nie piszę, bo działa raptem kilkadziesiąt godzin. Póki co, jestem zadowolony.

[1] Linksys kosztował w momencie kupna IIRC 180 zł, choć nie był najtańszym sprzętem z *Wrt. Fajny spadek cen, wzrost możliwości i poszanowania GPL daje się zaobserwować.

UPDATE Jeszcze o jednej sympatycznej cesze TP-Link WR841-N zapomniałem – mały apetyt na prąd. Kiedyś mierzyłem, ile prądu bierze Linksys i wahało się to od 2,5W (sam zasilacz, duży, transformatorowy jeszcze), przez 6,9W (router idle, 2 komputery podłączone) do 7,5W przy transferze danych między dwoma komputerami po WiFi). Nowy router nie był dokładnie testowany, ale po włączeniu routera i jednego komputera watomierz pokazał 2,5W, czyli tyle, ile poprzednio sam zasilacz. Myślę, że mogę przyjąć, że jest to 5W mniej, czyli 3,6 kWh w skali miesiąca. Czyli ok. 2 zł oszczędności. Czyli na samym prądzie nowy sprzęt zwraca się w jakieś 3 lata.

Druga tura

Co jakiś czas dobiegają mnie, zarówno na FB, jak i od znajomych w pracy informacje o kolejnych „przełomach”. A to miazga w debacie, a to sufler, a to coś. I z utęsknieniem czekam, aż się to wszystko skończy. Nawet wiem, jak się skończy, ale o tym za chwilę.

Nie żebym się zupełnie wyborami nie interesował. Nawet dopisałem się do komisji wyborczej, czyli głosować pójdę. Ale żeby się tak podniecać? IMO nie ma sensu. Mieliśmy prezydenta z PiS, nic nie wybuchło (choć niektórzy twierdzą, że trotyl). Zresztą, prezydent to głównie funkcja reprezentacyjna. Ale jest jeszcze inny aspekt.

PO i PiS, wbrew temu, jak się je kreuje w mediach podkreślając różnice, to partie w praktyce dość podobne. Oczywiście w obietnicach przedwyborczych zawsze wielkie zmiany i złote góry, ale… kto pamięta zapowiedź likwidacji obowiązku meldunkowego? Się nie dało. Religia w szkole (zamiast w kościołach!) jest? Jest. Aborcja, legalizacja narkotyków – bez zmian. Znaczy: wybory prezydenckie wygra PO-PiS. I przez kolejne 5 lat nic się – przynajmniej w zakresie prezydenta – nie zmieni. Bo w ostatnich latach poglądy partii (w UK, u nas pewnie podobnie; wszystkich partii) przesunęły się mocno w prawo i w stronę autorytaryzmu.

Jakby ktoś dorwał listę oficjalnych poglądów politycznych partii/kandydatów, to jest dobra strona z mapą polityczną. I można sprawdzić swoje poglądy, przy okazji. No i jakby były „oficjalne” partyjne, to w sumie lepsze, niż to, co proponował Latarnik Wyborczy.  Mi się nie chce, szczególnie, że do poprawionego algorytmu Latarnika Wyborczego zajrzało raptem kilkanaście osób (a tak ładnie się zapowiadało po krytyce…). I w ogóle polecam ten wpis.

Nie, żeby w ogóle się nic nie działo, bo jakieś drobne zmiany są. Np. inicjatywa, którą rozkręcił przy okazji wyborów prezydenckich VaGla dot. publikacji umów cywilnoprawnych przez partie. No ale to jakby obok, przy okazji i jednak pozostaje póki co (i niestety stawiam, że tak zostanie, za duża stawka…) niszowym bólem w tylnej części ciała obu partii.

UPDATE Przypomniało mi się, że mam kawałek idealnie pasujący na tę okoliczność.