Wybory – zmiany

Korzystając z okazji nadchodzącej drugiej tury wyborów prezydenckich pozwolę sobie na podsumowanie zmian, które bym wprowadził w wyborach, gdyby to zależało ode mnie.

Zniesienie ciszy wyborczej. To jest fikcja, bo działa tylko w polskiej jurysdykcji, a wymiana informacji obecnie jest globalna. Jest to fikcja, bo plakat nakłaniający do oddania głosu na kandydata powieszony dziś będzie legalny. A gdyby był powieszony dzień przed wyborami, w tym samym miejscu – już nie. Dodatkowo cisza wyborcza nie obejmuje nawoływania do uczestnictwa, a w pewnych sytuacjach jest ono praktycznie jednoznaczne z agitacją za kandydatem. Przykładowo, jeśli mamy trzech kandydatów w pierwszej turze, do drugiej wchodzi dwóch, a z badań wynika, że kandydaci trzeciego raczej popierają (powiedzmy w stosunku 1:3) jednego z tych, którzy weszli do drugiej tury. No i są na świecie kraje, które ciszy wyborczej nie mają, a demokracja funkcjonuje.

Głosowanie tylko w kraju. Sporo Polaków mieszka za granicą, często mając podwójne obywatelstwo, ale w kraju nie bywa, albo bywa rzadko i krótko. Podatków tu nie płacą, nie mieszkają, czemu mieliby mieć wpływ na politykę? Jeśli jednak zechcą głosować – nie ma problemu, mogą przyjechać i zagłosować na miejscu. Pewnie kontrowersyjne, ale jest trochę krajów na świecie, które właśnie tak podchodzą do sprawy. Przy okazji nieco obniży koszt organizacji wyborów. Oczywiście to tylko co do zasady, bo co z personelem dyplomatycznym, marynarzami itp.? Nie wiem, nie zastanawiałem się.

Dodanie osobnego kwadratu z podpisem „nie odpowiadał mi żaden z pozostałych wyborów” na kartach do głosowania i uwzględniania go normalnie w wynikach. Miałem notkę o tym jak nie głosować w wyborach i kiepsko się zestarzała. Wynoszenie kart z lokalu wyborczego bywa ścigane. W sumie nie wiem dlaczego, bo nie przysparza to pracy komisji wyborczej, a nawet zmniejsza jej ilość. Taki dodatkowy wybór dałby lepsze rozpoznanie intencji obecnie niegłosujących, oddających głosy nieważne itd. To się oczywiście nie wydarzy, bo byłoby przyznaniem, że obecny system jest ułomny i w praktyce nie reprezentuje wszystkich obywateli. I byłby w pewien sposób pokazaniem, że dla wielu wyboru nie ma lub jest on iluzoryczny.

Postaw kawę

Przy pewnej okazji dostałem pytanie, czy korzystam z jakiegoś rozwiązania, gdzie można postawić mi wirtualną kawę. Pytający w przykładzie użył serwisu buycoffee.to. Nie miałem nic takiego. Kiedyś myślałem o Patronite, ale jakoś nie czułem, bym zasługiwał. Zerknąłem na buycoffee.to i stwierdziłem, że założę konto. Po pierwsze, kojarzyłem logo, po drugie, jest to ładnie umocowane legalnie i ma proste zasady, do tego jakoś tak przejrzyście opisane. Last but not least – firma jest z okolic Poznania.

Nadal uważam, że blog pewnie nie zaowocuje wpłatami, ale… robię jeszcze parę rzeczy (kapela, jakieś prezentacje, jakiś open source), więc niech sobie będzie, może komuś się działalność spodoba, uzna za ją za wartościową i zechce postawić kawę. Tym bardziej, że konto w serwisie nie kosztuje, a darowizny korzystnie się rozlicza. Może nie prosto, od strony obdarowywanego, bo trzeba pilnować ostatnich sześciu lat per darczyńca, ale w praktyce nie płaci się podatku. Zresztą, eksport do arkusza, tabela przestawna i gotowe. Gdyby kogoś temat interesował, to dają dobry artykuł nt. rozliczania darowizn.

Nie jest tak, że serwis od darowizn jest za darmo. Pobierają dwie opłaty – 2,5% kosztu transakcyjnego oraz 7,5% opłaty serwisowej. Patronite byłby nieco tańszy, ale różnica jest pomijalna. Ta opłata serwisowa wydaje mi się dość spora, jeśli ktoś ma większe obroty. Mogła by być górna kwota opłat, powyżej której opłata serwisowa nie jest pobierana. W sumie ciekawe czy nie właśnie dlatego Radio 357 zaczęło przyjmować wpłaty na własną rękę?

Zatem, po krótkiej walce z WordPressem[1], w paru miejscach (strona główna, sidebar na blogu) pojawiło się logo serwisu buycoffee.to, prowadzące do miejsca, gdzie można postawić wirtualną kawę. I zapewne zostanie tam na dłużej w ramach eksperymentu. Tym bardziej, że zamierzam wkrótce definitywnie i całkowicie rozstać się z reklamami Google AdSense. Ale o tym będzie już w innym wpisie…

[1] Dodanie jest w skrajnie nieintuicyjnym miejscu. I w skrajnie nieintuicyjny sposób. W ogóle dziwna organizacja tego wszystkiego, a jeszcze mam WordPressa po polsku… W każdym razie skończyło się dodaniem kodu HTML w sidebar. Znaczy wygląd -> widżety.

Robokot

Podczas niedawnej wizyty w Krakowie wylądowałem w Pizza Hut w Galerii Krakowskiej. Czemu akurat tam? Ano chciałem coś zjeść przed podróżą pociągiem. A pizzę lubię. Co prawda była w okolicy inna pizzeria, ale częściowo dlatego, że wiedziałem, czego się spodziewać, a częściowo dlatego, że kiedyś, dawno temu, chyba także w Krakowie wylądowałem w Pizza Hut ze znajomymi, poszedłem tam.

Samotna wizyta pozwoliła na parę ciekawych obserwacji. Kontekst: późne popołudnie, raczej sporo ludzi – większość stolików zajęta. Mam dużo czasu do pociągu. Zostałem zaprowadzony do stolika. Raczej małego, tym bardziej, że niby dla dwóch osób. Mój talerz, kufel i pizza jakoś się zmieściły, ale trochę nie wyobrażam sobie siedzących tam dwóch osób.

Poinstruowano, mnie, że mogę zeskanować QR-code ze stolika i zamówić w ten sposób, albo, że ktoś do mnie przyjdzie. Z ciekawości rozpocząłem nierówną walkę – zeskanowałem kod. Przejście na stronę i widzę jakieś jakieś popularne, polecane. No niby się da zamówić. I tu pierwsza niespodzianka – niektórych pozycji z tradycyjnego, analogowego menu nie było na stronie. Albo ich nie znalazłem. Nie wiem czy dotyczyło to także potraw (chyba tak), a na pewno nie było możliwości zamówienia sosu, który sobie upatrzyłem. Postanowiłem więc zaczekać na obsługę.

Zauważyłem, że lokal posiada robota, który rozwozi potrawy. Robot – z wyglądu przypominający nieco skrzyżowanie R2D2 z miejscami na tace, zdaje się miał być kotem. Wnioskuję po tym, że komunikował się z otoczeniem zaczynając od miau! i jakichś niewielkich uszach. Robot jeździł, gadał, robił zamęt, narzekał, że „jemu się nie spieszy” gdy nie mógł przejechać. Nieco odmienne zdanie od entuzjastycznego opisu BellaBot[1], prawda?

zdjęcie robota udającego kota rozwożącego pizzę w Pizza Hut
Robokot. Źródło: https://e-restauracja.com/artykul/38348/bot-czy-kot-pizza-hut-stawia-na-innowacje-czyli-robot-kelner-w-restauracji

Robot mówił tylko po polsku. Tak się złożyło, że niedaleko siedzieli obcokrajowcy. W pewnym momencie podjechał do ich stolika i gada, żeby odebrać i uważać, bo może być gorące. Cudzoziemcy nie reagowali. Obsługa zajęta swoimi sprawami. W końcu ktoś z najbliższego stolika powiedział im, że przyjechało ich jedzenie. Na co odparli, że to nie ich, oni tego nie zamawiali. Doprawdy fantastyczne i przemyślane rozwiązanie. Niestety nie zwróciłem uwagi jak się skończyło.

Nie wiem, czy trzeba sobie jakoś zasłużyć na dostarczenie przez robota, na przykład zamawiając telefonem, w każdym razie mi jedzenie i picie przynieśli ludzie.

No właśnie, obsługa. Rozumiem, że było dość sporo gości, ale czekałem dość długo na złożenie zamówienia. Może dlatego, że miałem w rękach telefon, a wcześniej skanowałem kod? Zwykle w lokalach jest jakiś podział, typu kelnerzy mają swoje stoliki. Tu było jakoś inaczej. Bardziej chaotycznie. Przykładowo zamówienie przyjęła jedna osoba, a chwilę, dosłownie kilkadziesiąt sekund po jego złożeniu, zamówienie chciała przyjąć kolejna. Pewnie po robocie też trzeba poprawić…

Zjadłem i nie doczekałem się rachunku. Jest jakieś centralne stanowisko typu kasa/monitoring i jest to dla mnie dziwne. Bo spodziewam się, że skoro przyjmujemy gościa przy drzwiach i sadzamy przy stoliku, to nie będzie musiał biegać do kasy. A może po prostu się nie doczekałem? W każdym razie nie chciałem się spóźnić na pociąg, więc podszedłem i zapłaciłem.

Dowiedziałem się jeszcze, że w lokalu nie ma WC (sic!). No w sumie szału nie ma. Jedzenie standardowe. Pomysł zastąpienia części kelnerów robotem – według mnie bardzo słaby. Działa to średnio, psuje atmosferę gadaniem. Powtarzające się teksty o stałej intonacji i niedostosowanej do sytuacji, stałej głośności są wg mnie irytujące. Skojarzenie z automatycznymi kasami jak najbardziej na miejscu. Ale najgorsze, że wydaje mi się, że zaburza pracę obsługi. Normalnie jakoś zwykle wiedzą, kiedy podejść i na jakim etapie są klienci. Tu tego zupełnie nie było. Wg mnie bez niego mogłoby być sprawniej, przy tej samej ilości obsługi.

Niby bez wielkich wtop, ale po tej wizycie raczej nie planuję prędko odwiedzać Pizza Hut. I raczej będę się upewniał, że w lokalu nie ma autonomicznego robota pełniącego funkcję kelnera.

[1] Znalazłem już po napisaniu wpisu. Jak widać te roboty są obecne od 3 lat. Przyszłoby komuś do głowy drapać wyposażenie restauracji za uchem?