Wczoraj na portalu niebezpiecznik.pl pojawił się wpis o kolejnej metodzie nadużyć w usługach GSM. Tym razem nie jest wymagana żadna ingerencja ze strony ofiary, usługa jest włączana bez jakiegokolwiek potwierdzenia, wysyłana jest jedynie informacja o włączeniu usługi, ale tę łatwo przeoczyć, szczególnie, jeśli usługa nie jest wykorzystywana w telefonie, tylko urządzeniu służącym wyłącznie do połączenia z internetem.
Źródło: http://www.publicdomainpictures.net/view-image.php?image=692
Obserwuję sytuację z usługami premium od jakiegoś czasu i zastanawiam się, kto tak naprawdę za tym stoi[1]. W przypadku SMS premium państwo na dzień dobry dostaje 23% podatku VAT, około połowy pozostałej kwoty trafia do kieszeni operatora GSM. Przypuszczam, że w przypadku pozostałych usług GSM jest podobnie. Kto płaci? Końcowy użytkownik, oczywiście.
Dlatego średnio wierzę w złych scamerów i wyłudzaczy, rejestrujących numer, tworzących usługę i wyprowadzających pieniądze. Nadużycia, podobnie jak zwykłe korzystanie[2] na usługach premium GSM są na rękę i państwu, i – przede wszystkim – operatorom GSM. Parafrazując: gdyby scamerzy nie istnieli, należałoby ich wymyślić.
Bo przecież zabezpieczenie przed nadużyciami na kontach premium jest proste. Wystarczyłoby, żeby były domyślnie wyłączone, każdorazowe włączenie wymagało potwierdzenia i dodatkowo była wysyłana informacja (na wskazany numer/email) o włączeniu usługi premium.
Tymczasem UOKiK śpi, a operatorzy GSM implementują mechanizmy przyjazne nadużyciom, jak ten opisany w linku wyżej. Myślę, że poszkodowani w ten sposób powinni złożyć pozew zbiorowy. Z opisu wynika, że zabezpieczenia po stronie operatora są po prostu żadne. A możliwość wyłączenia usług tego typu przez wysłanie tajemniczego kodu na tajemniczy numer, oferowana przez niektórych(sic!) operatorów, to IMO jedynie iluzja możliwości zabezpieczenia – mało kto w ogóle się o tym dowie.
[1] Sformułowanie, które powinno zapalić lampkę ostrzegawczą o teoriach spiskowych. I słusznie. 😉
[2] Kolejny temat to jaki procent zwykłego korzystania (wróżki, idiotele) ociera się o wykorzystywanie naiwności ludzi, ale nie o tym miało być.
Nie mam żadnego głaskadełka, a w telefonie neta nie używam, bo to niewygodne – problem solved :o) Nic nie jest tak pilnego dla mnie w sieci, żeby nie mogło poczekać aż wrócę do domu i zasiądę do kompa.
To oczywista oczywistość, że operatorzy mają w opisanym procederze swój udział, nie bez kozery biorą tak słone prowizje od SMSów Premium, połączeń i usług o podwyższonej odpłatności (np. subskrypcji). Do tego jak kupujesz nową kartę SIM/numer to masz wszystko włączane i odblokowane, samemu trzeba sobie różne pakiety dezaktywować, ale kto by o tym myślał. Gdyby im zależało na bezpieczeństwie Klientów, wszystko to IMHO byłoby podczas zakupu karty domyślnie wyłączone i wymagało od właściciela świadomej ręcznej aktywacji. A durny, nieprzemyślany mechanizm WAP Billing aż proszący się o nadużycia to już w ogóle bez komentarza…
Nie chodzi o głaskadełko lub jego brak. Możesz mieć router z zapasowym łączem w postaci modemu USB (są takie rozwiązania) i… problem gotowy, nawet jeśli korzystasz ze stacjonarnego kompa. W artykule jest o dostępie do netu w komunikacji miejskiej – wystarczy laptop. Ciekawe jak jest realizowany dostęp do netu w pociągach i autobusach dalekobieżnych…
No to może pora zadać sobie pytanie: co takiego jest w tej sieci, że każdy chce w niej siedzieć 24h na dobę, lapkiem, tabletem, srajfonem a za chwilę zegarkiem? Albo jestem jakiś inny, albo przestaję rozumieć ludzi… Nie mam i nie potrzebuję zapasowego łącza.
Wracając do tematu: poza operatorami i innymi pośrednikami mającymi z tego typu wałków realne korzyści, zawiodła chyba też trochę logika. Przecież jesteśmy tacy zajebiści, wymyśliliśmy internet, najpierw przez kabel a potem WiFi. Nauczyliśmy się (na błędach), że można to wszystko źle wykorzystać. Dlaczego dajemy teraz dupy dając ludziom net przez sieci GSM, jakbyśmy wynajdowali koło na nowo, od zera? Odpowiedzi może być kilka, ale jak dla mnie poza zachłyśnięciem się byciem OnLine całą dobę są jeszcze dwie możliwości: nadal brak nam (ludziom) wyobraźni, albo te fuck-up’y są celowe – bo przecież jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o… ;o) To tyle mojej teorii spiskowej :]
co takiego jest w tej sieci, że każdy chce w niej siedzieć 24h na dobę, lapkiem, tabletem, srajfonem a za chwilę zegarkiem? Informacje. Co gorsza, często przydatne i aktualne (choć często trywialne). Typu gdzie jest jakaś ulica, co ciekawego w okolicy itp. No i ludzie to takie zwierzęta, że lubią newsy, wiedzę i rozrywkę typu opowieści (niekoniecznie prawdziwe). I to wszystko jest w sieci. Kiedyś było radio, TV, gazety. To samo praktycznie, tylko mniej demokratyczne, wolniejsze i mniej wygodne.
A zapasowe łącze przydaje się, jeśli net służy do czegoś więcej, niż rozrywka. Czyli bardziej SOHO, niż dom.
Co do netu przez GSM – czemu nie? To tylko medium. Pokrycie terenu mają dobre, znacznie lepsze, niż wifi (o kablu nie wspominając), nie jest się uwiązanym do jednego punktu…
No to ludziom musi się strasznie nudzić w życiu… ;-P
Ja jestem inny, no i trudno. Trasę czy miejsca sprawdzam przed wyjściem. Jak nie znam miasta to nawigacja z auta mnie doprowadzi. Itp., itd. Do banku loguje się tylko z domu, do poczty również. Nie spieszy mi się, bo nie mam firmy, fakt. Ale tu docieramy do ciekawego paradoksu związanego z dostępem i bezpieczeństwem owego:
– tacy jak ja, pilnujący co robią, jak i gdzie (chyba rzadkość);
– duże firmy, które dają dostęp do sieci przez VPN i tokeny lub inne rozwiązania powodujące, że pracownik zdalny wychodzi na świat de facto przez firmę;
– i ci, co są pomiędzy: jednoosobowa orkiestra, której nie stać na zabezpieczenia, albo nie mająca pojęcia o zagrożeniach.
Coś mi mówi, że ostatnia grupa jest najliczniejsza ;-D
Net via GSM jest może dobry, tam, gdzie nie ma kabla albo światełka. Z powodu ogólnie przyjętej polityki kompresji grafik oraz limitów ilości danych per czas raczej jako wkurzająca alternatywa łącza stałego tam, gdzie nie ma na nie szans, niż luksus. Chyba, że coś się pozmieniało w ostatnim czasie?
Mi tam uwiązanie nie przeszkadza, bo traktuję sieć jako dodatek do życia, a nie odwrotnie ;o) A sensacje typu: „czasem przydatne i aktualne” to dla mnie ciut mało, bo oznacza męczące wyławianie czegoś z miliona śmieci, karmiących podprogowo umysł. Z TV zrezygnowałem całkowicie, gdy liczba reklam przekroczyła ilość rzeczy, która mnie potencjalnie interesuje lub cokolwiek wnosi. Podziwiam tych, co płacą 100 PLN (i więcej) co miesiąc za super pakiet kablówki… Ludzie to takie zwierzęta, że lubią newsy, wiedzę i rozrywkę – ja też lubię, ale nie za wszelką cenę, i nie jako zapchajdziura w przerwie reklam. Bo czemu ludzi interesuje pierdnięcie jakiegoś celebryty, czy inne pudelki lub cena makaronu na drugiej półkuli? Nikomu tego nie zabraniam, jak ktoś ma na prawdę wolny czas i najpierw zainteresował się własnym otoczeniem – np. rodziną, domem, odchodami własnego psa z trawnika – to spoko, nawet takiemu przyklasnę. Obaj jednak wiemy jak to w rzeczywistości wygląda… ;o)
Napisz mi co niby jest dzisiaj demokratyczne – tylko wiesz – tak na serio, a nie tylko z nazwy… :o)
O.K., kończę, bo rozmyłem niepotrzebnie wątek i nic do niego nie wniosłem :-]