Niedawno miała miejsca akcja Stop-Cenzurze (dead link). O co chodziło, można doczytać na stronie. Akcja miała wiele pochodnych, przykładowo do pobrania był bardzo ciekawy skypt (ciekawszy niż czarny banner, choć IMO trochę mniej mówiący – banner wyłączający u góry nieco za mały), zasłaniający niektóre wyrazy czarnymi prostokątami (wyłączane po kliknięciu banneru).
Ponieważ akcję popieram, to i tu znalazł się banner (co prawda pojawił się później, bo wtedy dowiedziałem się o akcji, ale był). Można nawet mówić o jakimś sukcesie – chyba pierwszy raz doszło do zauważenia zwykłych ludzi i ich zastrzeżeń do prac rządu i procesu stanowienia prawa, co więcej, była nawet jakaś reakcja i zainteresowanie ze strony rządu. Pożyjemy, zobaczymy.
Natomiast nie o tym chciałem pisać, a o przemówieniu na zakończenie akcji. Jak pisałem, banner zamieściłem, ale nawet nie zgłaszałem strony, bo po co? Kto wejdzie, ten zobaczy banner i tyle. Natomiast chcę się odnieść – po raz kolejny – do fragmentu wspomnianego przemówienia:
Niektórzy z Was mogli się przecież przy tym narazić na mniejsze wpływy u reklamodawców i oburzenie społeczności dla której jesteście. To właśnie można nazwać poświęceniem dla sprawy.
Już samo słowo przemówienie w tytule sugeruje, że od patosu będzie kapać, ale tego się nie spodziewałem. Normalnie zamieszczający od ust sobie odebrali, głodowali miesiąc, wygnano ich z miast i pokasowano im konta na serwisach. Społeczność była oburzona, jad pod ich adresem wprost lał się strumieniami w wielu wpisach poświęconych tej sprawie. Oraz tradycyjnych mediach (szczególnie niektóre dzienniki). Poświęcenie, jakby ręce dali sobie uciąć w ramach protestu. No i maile, nie zapominajmy gorzkich mailach z wyrzutami. Treść takiego maila można zobaczyć poniżej. Bzzzt, wróć. Można by było zobaczyć, jakbym jakiegoś dostał.
Get real, całe przyłączenie się do akcji to było tylko wklejenie kawałka kodu w szablon, żeby się odwiedzającym banner wyświetlił. Po prostu i tylko tyle. Jak napisałem w komentarzu, dla mnie taki tekst na koniec akcji jest żałosny. W stylu wy, wielcy bohaterowie, w ramach głodówki nie zjedliście dziś ani jednego ciastka, dziękujemy za poświęcenie! Choć stańcie do apelu byłoby mocniejsze…
I zastanamiam się, gdzie byli i co robili wszyscy ci obrońcy wypowiedzi, kiedy MG kasowano konto (podążanie za odnośnikami wskazane; miałem nie wracać do tego, ale tak się kojarzy, że nie mogę się powstrzymać).
Pomiędzy bitami: Dziękuję za słowa krytyki. Pewne rzeczy zostały już napisane i ich formy nie zmienię. Wiem natomiast, że ktoś został obrażany za zamieszczenie skryptu i dlatego tak napisałem. To mu (a może innym też) się należy.
Uważam stronę internetową za coś takiego jak książka czy sklep w prawdziwym świecie. Gdyby ktoś wydał książkę i w ramach protestu zamazał w niej wyrazy to część ludzi by uznała to za sztukę, a część doznając dyskomfortu za obrazę czytelników.
Ludzie zwykle bardziej reagują na doznania negatywne. To one są lepiej zapamiętywane i łatwiej pozostają w podświadomości. Dlatego należy się uczestnikom to co napisałem.
Sprawy MG mogę poruszać najwyżej na prv. bo nie podpada pod kategorię wolności.