Goodbye AdTaily.

Kończę zabawę z AdTaily. Wcześniej bywało lepiej lub gorzej, ale jak przeglądam stare wpisy na blogu, to były i problemy z widgetem, i z podejściem do klientów (wpadka z logowaniem), ale jakoś to funkcjonowało. Niemniej, z perspektywy patrząc, widać było pewien trend.

W międzyczasie pojawiło się trochę zmian. Pierwsza, to oczojebne irytujące animowane reklamy. Zniosłem. No dobrze, nie tyle zniosłem, co w pierwszej chwili nie zauważyłem, że takie paskudztwo się pojawiło. I raczej nie trafiały do mnie na blogi. Oczywiście system nie wspiera rozróżnienia animowane/statyczne od strony użytkownika – można albo włączyć moderację na wszystkie, albo na żadne. Czyli albo moderujesz ręcznie wszystkie reklamy, albo możesz któregoś dnia obudzić się z dyskoteką na blogu.

Do tego AdTaily przerzuciło obowiązek generowania danych do US na użytkownika (wcześniej wysyłali PIT, teraz tego nie robią). Czyli w żaden sposób nie pomaga w rozliczaniu podatku, choć robili to wcześniej na początku.

Kolejny przykład nie liczenia się ze zdaniem użytkownika, to włączenie wszystkim, na siłę, reklam CPC po ich wprowadzeniu. Często wspomnianych wcześniej animowanych. Znamienne wiemy lepiej, niż klient. Dodatkowo, nie ma nawet opcji moderacji po włączeniu CPC – albo wyświetlają się wszystkie, albo żadne. Czy CPC bywają animowane? Oczywiście, że tak. Czyli CPC też odpada, jeśli ktoś chce mieć minimum estetyki na stronie, a nie dyskotekę.

Gwoździem do trumny jest ostatnia decyzja, czyli kolejne wiemy lepiej, tym razem i w stosunku do wydawców, i reklamodawców. Chodzi oczywiście o arbitralnie ustalane czasy wyświetlania reklam, ironicznie nazwane lepszymi rezultatami kampanii reklamowych. AdTaily nie jest już elastyczne i dla małych. Teraz mniejsi obrywają terminami wyświetlania typu 90 dni. Kto tu kupi reklamę na 90 dni?! Raczej nikt. Ale tłumaczą, że klienci, którzy kupowali na krótki termin, nie wracali. Więc, jak prosili, zaufałem i zrobiłem test.

Zgodnie z przewidywaniami, w ciągu ponad miesięcznego testu od czasu wprowadzenia tej zmiany, nie została sprzedana ani jedna reklama, czyli przychód z reklam wykupionych w tym okresie wyniósł okrągłe zero. Nie wykupiono reklamy ani przez widget, ani przez sklep AdTaily (CPC wyłączyłem z uwagi na reklamy animowane). Ergo, AdTaily przestało dla mnie, jako wydawcy istnieć istnieć, a banner na stronie reklamował w tym czasie głównie AdTaily. Więc pora zakończyć współpracę i wypłacić pieniądze (szczęśliwie mam więcej, niż wynosi minimalna kwota wypłaty).

Nie jestem zdziwiony takim wynikiem ani obrotem sprawy. Ba, ten wpis napisałem w znacznej części blisko miesiąc temu i tylko dla formalności czekał na publikację. Bo nie trzeba być Sherlockiem, by przewidzieć wpływ tej decyzji. Sporo argumentów przeciw takiemu rozwiązaniu pojawiło się także w komentarzach do wpisu na Antyweb.

Na koniec mała statystyka. Pierwsze reklamy sprzedałem w maju 2009. Mamy październik 2011, więc 30 miesięcy. W ciągu tego czasu zebrało się, na obu blogach, wliczając w to CPC, niecałe 120 zł. Przeciętnie zawrotne niecałe 4 zł/m-c. Przed podatkiem. Litościwie pominę szczegółowe porównanie z LinkLift, którego reklamy nie są już niestety sprzedawane na Polskę (ale wykupione wcześniej nadal przynoszą dochód), dość powiedzieć, że za jednego tylko linka tekstowego na starym, nieutrzymywanym blogu otrzymałem od LinkLift znacznie więcej w tym czasie. Szkoda też, że ProLink wymaga kodu PHP i że nie ma on integracji z Blox.

No i właśnie ostatnia cecha, plus domyślne nie liczenie się ze zdaniem klienta, przekładające się na przymusowe bycie królikiem doświadczalnym skłaniają mnie do podjęcia takiej decyzji. Być może kiedyś wrócę do AdTaily, na razie jednak wolę pobawić się rozwiązaniami oferowanymi przez konkurencję.

Ostatecznie wczoraj, po miesiącu, AdTaily wycofało się ze sztywnej ilości dni, a dokładniej użytkownicy mogą wyłączyć sztywną ilość dni wyświetlania reklamy. Lepiej późno, niż wcale.

UPDATE: Jakby ktoś miał złudzenia, że AdTaily się przejmuje użytkownikiem i jego zdaniem, albo, że włączenie moderacji uchroni go przed pojawieniem się animacji to polecam ten tekst o tym, jak AdTaily moderuje reklamy za użytkownika. Cieszę się, że nie doczekałem tego.

Krytyczny rzut oka na doLoop.

Na informację o serwisie doLoop natknąłem się podczas lektury bloga o najlepszych dodatkach do blogów. W skrócie jest to wymiana ruchu – ja linkuję kogoś, ktoś linkuje mnie. Z grubsza tematycznie, tzn. można wybrać, jaką tematykę chcemy linkować i określamy kategorię tematyczną własnych wpisów. Postanowiłem wypróbować, jak to działa i co to daje.

Zaczęło się niezbyt dobrze. Po pierwsze, na stronie serwisu doLoop (obecnie 404) nie ma regulaminu (AKA ToS). Jest FAQ, które coś tam wyjaśnia, ale normalnego regulaminu nie ma. Niefajnie, bo nie musi być nie wiadomo co, ale wystarczyłoby w kilku punktach opisać warunki korzystania z serwisu.

Po drugie, zamieszczanie linka w serwisie jest całkowicie ręczne. Po prostu trzeba wklepać linka, opis, tagi. Wszystko ręcznie, bez możliwości skorzystania z automatów typu javascript i zamieszczenia danych typu tytuł czy tagi automatycznie (OK, tytuł może zaciągnąć automagicznie z URLa). Co przecież jest jak najbardziej wykonalne – Folksr to potrafi. Marnym pocieszeniem – przynajmniej dla mnie – jest możliwość dodania kanału RSS i wybierania postów do dodania z niego.

Na dodatek wymagane jest dodanie zdjęcia. Po prostu i zwyczajnie nie da się zamieścić wpisu bez zdjęcia. Na dodatek zdjęcie musi pasować do treści. W praktyce pewnie czeka mnie szukanie jakichś zdjęć na licencji Creative Commons, albo – raczej – public domain, bo CC wymaga podania autora o co trudno w tej sytuacji. Za robieniem własnych fotek/zrzutów nie przepadam. Nawet do wpisów, co dopiero do zajawek o wpisach.

Po trzecie, mail z potwierdzeniem odbioru prośby rejestracji, który przyszedł, miał skopane pl-znaki w temacie, co wygląda delikatnie mówiąc mało profesjonalnie. Mail z potwierdzeniem dodania do serwisu, który dotarł po około 12 godzinach – to samo. No ale skoro dobrnęliśmy do tego momentu, to kontynuujmy…

Pozytywem jest bardzo dużo opcji wyglądu widgetu. Powiedziałbym nawet, że za dużo i chyba wolałbym podział na widok podstawowy i zaawansowany. Ale domyślne ustawienia praktycznie nie wymagały korekty (no dobrze, rozmiar zdjęć zmieniłem, ale to podstawa).

Testowe zamieszczenie pierwszego wpisu – wypełnianie ręczne dla pojedynczego jest niby do przeżycia, ale na dłuższą metę będzie męczące jak dla mnie – m. in. dlatego nie korzystam z Wykopu czy nie dodaję wpisów do katalogu Flattr. Bardzo fajną rzeczą jest możliwość podania linka do zdjęcia, a następnie prostego wykadrowania i – w razie potrzeby – pomniejszenia w przeglądarce. Przynajmniej nie trzeba uruchamiać edytora grafiki.

Za to czas moderacji wpisu to jakiś koszmar – rozumiem, że jest robione ręcznie i uprzedzają w FAQ moderacja postów trwa przeważnie do 12 godzin, ale kilkadziesiąt godzin to trochę przesada. Przynajmniej na początku drażni, kiedy się czeka na efekty, potem nie przeszkadza w ogóle – przestałem zwracać uwagę na czas moderacji.

Inne niefajne rzeczy:

  • Po zgłoszeniu błędu zero informacji o przyjęciu, zero informacji, czy będzie naprawiany i kiedy.
  • Błędy ortograficzne – po dodaniu do czarnej listy proszę odświerzyć stronę.
  • Mimo zaznaczenia przy zakładaniu konta, żeby „atrakcyjnych dziewczyn” nie pokazywało i wyłączania kategorii Sexy, zdarzają się praktycznie gołe dupy na zdjęciach. Znaczy w stringach. Można to oczywiście blokować blacklistą, ale jakby nie takie jest założenie. I niestety nie można zablokować konkretnego wydawcy w całości.
  • Problemy z pl-znakami – występują i w mailach, i przy pobieraniu danych o tytule wpisu. To pierwsze to wina doLoop, to drugie może być winą Blox i archaicznego kodowania pl-znaków.

Nie miałem przypadku, by dodawany wpis został odrzucony, za to męczące jest ograniczenie w dodawaniu wpisów – w praktyce mogłem dodawać po jednym wpisie dziennie – przypuszczam, że chodzi o swoiste zabezpieczenie antyspamowe. Rozrzut CTR (stosunek wyświetleń reklamy danego posta do wejść) mam spory, bo od ok. 1,3% (beznadziejne zdjęcie) do ok 20% (świeży wpis, CTR spada z czasem).

Wyniki, czyli część najważniejsza, bo widget dodaje się w celu zwiększenia ruchu na stronie (albo przyciągnięcia nowych czytelników, jak w moim przypadku). W FAQ piszą przeważnie można liczyć na od 150% do 200% zwiększenia ruchu na twojej stronie po zainstalowaniu widgetu doLoop. Na mój gust o zero za dużo, przynajmniej na tym blogu. 20% jest za to jak najbardziej osiągalne. Wiele zależy od dodanych wpisów – liczy się i opis (tu nie szalałem, po prostu tytuł z bloga), i zdjęcie. W testowym okresie, wynoszącym 14 dni, unikalne wejścia z doLoop stanowiły ok. 15% wszystkich UU.

Ogólne zadowolenie – 4/10, na razie zostawiam to, co jest, zobaczę jak będzie wyglądało w dłuższym okresie (będzie aktualizacja statystyk). I rozglądam się za alternatywami.

UPDATE: No i jednak doLoop okazał się happeningiem, jak wskazywały na to niektóre rzeczy typu brak ToS czy orty. Od paru dni(!!!) strona główna pokazuje Błąd bazy danych!! Znaczy się do piachu.

Porównanie LinkWithin i Folskr.

Zauważyłem, że ostatnio sporo ludzi z Blox interesuje się wspomagaczem linkowania LinkWithin (znanego również jako You might also like). Rozwiązanie, choć proste i popularne, niekoniecznie jest najlepsze. Postanowiłem szybko porównać LinkWithin i Folksr, którego integrację z Blox opisywałem kiedyś (patrz też wpis o Folksr na wiki Blox).

Oba rozwiązania są darmowe, działają z różnymi systemami blogowymi i mają na celu proponowanie ludziom podobnych – czyli potencjalnie również interesujących – wpisów. Parę cech różniących oba rozwiązania:

LinkWithin:

  • bierze pod uwagę temat, tagi i treść (chyba w tej kolejności, patrząc na efekty u mnie temat jest bardzo istotny)
  • potrafi sam dobrać wygląd w zależności od dostępności bądź braku zdjęć w linkowanych wpisach
  • linkuje tylko do wpisów z danego bloga
  • brak kontroli nad działaniem
  • prosta konfiguracja i implementacja
  • nieznany dokładny algorytm
  • brak statystyk (nieco widać w zwykłych, zewnętrznych)
  • tylko wersja angielska
  • bardzo popularny

Folksr:

  • bierze pod uwagę tylko na tagi (ew. kategorie; ogólnie: przekazane wprost parametry)
  • jednoznaczne, stałe dla całego serwisu określenie wyglądu linkowanych wpisów
  • linki z wszystkich blogów w Folksr, tylko wybranych („znajomych”), tylko tych, które pozwalają pokazywać także nasze linki lub tylko z naszego bloga (wybieramy samodzielnie)
  • pełna kontrola nad działaniem
  • stosunko skomplikowana konfiguracja i implementacja (patrz opis na wiki)
  • w pełni znany algorytm
  • statystyki wejść i wyjść z użyciem Folksr (osobno wejścia i wyjścia dla każdego wpisu)
  • polska i angielska wersja językowa
  • mało popularny

Ocena

Pierwsze dwa punkty to moim zdaniem remis – jednemu może bardziej odpowiadać automatyka, drugi będzie wolał większą przewidywalność. Po prostu rzecz gustu. Niestety, na Blox trochę psują efekt kiepsko zaimplementowane tagi.

Punkt trzeci to zdecydowana przewaga Folksr – w prosty sposób pozwoli na wymianę ruchu między kilkoma swoimi serwisami, albo serwisami o podobnej tematyce, jeśli tylko korzystają z Folksr.

Punkt czwarty – punkt dla Folksr. Nieduży, bo nie każdemu zależy na kontroli, ale jednak.

Punkt piąty – LinkWithin kliknąłem w minutę. Z Folksr było więcej zabawy, choć tak naprawdę nie jest to trudne, jest opisane i robi się to raz… Punkt dla LinkWithin.

Punkt szósty – kolejny punkt dla Folksr, choć znowu raczej nie dla każdego znajomość algorytmu będzie istotna.

Kolejne dwa punkty to zdecydowana przewaga Folksr. Statystyki są fajne, od razu widać, do których wpisów wchodzą ludzie, i z jakich wychodzą przy pomocy linków. Z serwisu zawsze prościej i wygodniej korzystać po polsku. Szkoda jedynie, że nie można wprost wybrać języka, wybór jest dokonywany automatycznie na podstawie ustawień w przeglądarce. UPDATE: jak trafnie zauważono w komentarzu, można samemu wybrać język.

Ostatni punkt to przewaga LinkWithin. Łatwiej o pomoc, teoretycznie większą pewność działania i przyszłość ma serwis popularny… Folksr, choć nie jest pierwszoplanowym projektem autora działa, jest funkcjonalny, ale ostatnie zmiany były dawno temu, a ilość nowych blogów, które z niego korzystają nie powala. Niemniej autor zapewnia, że serwis ma się dobrze.

Podsumowanie

Ostatecznie moim zdaniem wygrywa Folksr przewagą 5 punktów do 2 (w kolejnych 2 punktach remis).

Dla jasności: nie jestem w żaden sposób związany z Folksr. Po prostu go lubię, używam i wydaje mi się, że jest ciekawą polską alternatywą dla LinkWithin. Dodatkowo o większych możliwościach.