Wrażenia z P.I.W.O. 2011

Przyznaję, że mój udział w tegorocznej Poznańskiej Imprezie Wolnego Oprogramowania był drastycznie ograniczony. Na początku wypadek spowodował, że musiałem zrezygnować z wystąpienia jako prelegent. Konkretniej, porzuciłem decyzję o zgłoszeniu wystąpienia, w sumie może i lepiej, bo to się bardziej na lightning talk nadawało… Następnie, z innych przyczyn losowych, musiałem zrezygnować z wysłuchania większej części wykładów. I zwyczajnie odpuściłem sobie afterparty wybierając alternatywną imprezę z kumplami, którzy nie dali rady dotrzeć na P.I.W.O. Zresztą, trochę daleko dla mojej dobitej nogi było, zwł. po wcześniejszym bieganiu. Cóż, życie, trzeba się przyzwyczajać, może następnym razem się uda.

W przeciwieństwie do zeszłorocznej edycji – słaba frekwencja, dodatkowo podkreślona ogromem auli wykładowych. Szczególnie na pierwszym wykładzie było drastycznie pusto. Potem było lepiej (mało pustych rzędów), ale jednak nadal optycznie pusto. Znajomy z którym rozmawiałem obwinia – zapewne słusznie – organizatorów, którzy późno ogłosili agendę. Za to nie było duszno.

Niemniej organizacja OK, na tyle na ile mogłem stwierdzić biegając z i na imprezę i słuchając wykładów w jednej sali. Wykłady rozpoczynały się punktualnie, zaplecze techniczne OK i działające, informacja – jak dla mnie – OK, ale ja miejscowy jestem, więc jakby z dnia na dzień mogę podjąć decyzję.

W tym roku aż dwa wykłady otrzymały ode mnie maksymalną ocenę w ankiecie. Naprawdę fajnie poprowadzone, ciekawe, przejrzyste, z (działającymi i bez nudnego rzeźbienia!) przykładami live, przynajmniej w zakresie przewidzianym prezentacją. Mówię o Debian@Kindle Michała Madziara oraz Open source w służbie wytwarzania oprogramowania, czyli przygotowujemy środowisko pracy dla zespołu (dead link). Nie ukrywam, że pierwszy był najbardziej interesujący mnie wykładem z agendy i jedynym „must see”, natomiast drugi to niezupełnie moja działka developerocentryczny, ale bardzo miła niespodzianka.

Wiem, że były ciekawe lightning talks, ale niestety nie zdążyłem dotrzeć. Będę obserwował strony projektów, jak dorwę. Zwł. nigmalabs.org wygląda interesująco.

A o czym chciałem mówić? Ano o tym, że istnieje coś takiego jak GNU Polish Translation Team, który zajmuje się tłumaczeniem strony i artykułów GNU i że potrzebuje kolejnych aktywnych osób. Znajomość angielskiego nie jest konieczna na stanowisku recenzenta (choć jak najbardziej wskazana) – wystarczy dobra znajomość języka polskiego. W przypadku tłumaczy jak najbardziej jest wymagana, ale jest miejsce na poprawianie znajomości angielskiego. Więcej o narzędziach, obiegu pracy itp. na stronie głównej GNU PTT. W prosty sposób, niewielkim nakładem czasu można pomóc w popularyzowaniu idei GNU i wolnego oprogramowania. Zapraszam do przyłączenia się do projektu. 🙂

Pożegnanie z moBILET.

Autobusy mijanie

Źródło zdjęcia: Autobusy mijanie

Rzadko zdarza się tak, że rezygnuję z usługi, z której jestem zadowolony. A dokładnie tak jest w tym przypadku. Mimo pewnych wad, o których pisałem podczas opisu pierwszego wrażenia z kontaktu z moBILETem, mimo wielu wad systemu: stosunkowo długi czas doładowania konta, problemy związane z brakiem wersji na wiele telefonów (nie dotyczyło mnie), tylko minuta na włączenie moBILETu i skasowanie (na to jest obejście, szukaj o zabezpieczenia czasowe aplikacji w tym wpisie), muszę przyznać, że to świetny system. Niezawodność OK – z 2 albo 3 razy nie skasowałem biletu z racji problemów z siecią lub serwerami moBILETu (trudno stwierdzić, kto naprawdę był winien).

Jasne, na pewno wpłynął na to fakt, że moBILET działa w trzech miastach, w których przebywam najczęściej, czyli Szczecinie, Poznaniu i Stargardzie Szczecińskim. Jeden telefon komórkowy i doładowane konto załatwiały sprawę biletów we wszystkich tych miastach, niezależnie od dnia tygodnia czy pory dnia, a trzeba przyznać, że kupno tradycyjnych biletów jest często problematyczne.

Ale trochę zmienił mi się profil korzystania z komunikacji miejskiej, co oznacza, że będę wydawał więcej. Sieciówka za 81 zł stała się opłacalna (mimo ostatniego wydłużenia okresów ważności biletów czasowych w Poznaniu), więc pora pożegnać się z tym fajnym systemem. Przy okazji mała statystyka – przez 32 miesiące, kiedy korzystałem z moBILETu, wydawałem na doładowania średnio 54 zł/m-c, faktem jest, że nie tylko w Poznaniu korzystałem (i nie tylko dla mnie bilety kasowałem), ale i tak sporo…

Oczywiście w związku z zakupem sieciówki nie rezygnuję całkowicie z systemu – nadal przyda się w Szczecinie i Stargardzie Szczecińskim, ale będzie to naprawdę sporadyczne użycie.

A jeśli kogoś przerażają wady moBILETu, to niedawno pojawiła się w Poznaniu alternatywa, również oparta o GSM, choć w innym wydaniu – wystarczy zadzwonić. Chodzi oczywiście o CallPay, który ostatnio intensywnie się promuje. Na razie nie ma zbyt wielu miast, ale pewnie będzie ciekawe szczególnie dla tych użytkowników, z obsługą telefonów których moBILET miał problem.

Grzejnik znowu działa.

Trochę note for myself (ale tej kategorii tu nie ma), bo pewnie znowu będę się zastanawiał za parę miesięcy czy lat, kiedy dokładnie włączyłem maszynkę, albo coś w tym stylu – geekowy grzejnik znowu działa. W tym roku wystartował 13 października późnym wieczorem.

W tej chwili działa na nim – tradycyjnie już – mprime, węzeł Tora (lekkie zmiany konfiguracji i dodany monitoring – widać, że ładnie przerzuca dane) i… radio internetowe oczywiście przez MPD. Apt-p2p poległ, jak pisałem wcześniej, widzę, że nowych wersji nie ma.

Oczywiście przeszło mi przez głowę uruchomienie minera bitcoin zamiast mprime, ale opłacalność „kopania” bitcoinów spadła, poza tym już dobre pół roku temu nie było sensu robić tego na CPU… Chociaż w pewnym momencie wyglądało, że opłaca się kupić sprzęt do tego – po paru miesiącach wychodziło się na zero (wliczając prąd). O ile nie walnąłem się w obliczeniach.