Głośniki do laptopa Modecom MC-2009

W pracy, na poprzednim stanowisku, mieliśmy w pokoju głośniki do puszczania muzy. Były to jakieś głośniki marki Logitech, kubaturowo spore, bo każdy miał objętość zbliżoną do dwóch standardowych kubków na kawę. To co było w nich dobre, to całkiem przyjemne brzmienie, szczególnie w porównaniu do głośników wbudowanych w laptopa. Te ostatnie do puszczania muzy na całe pomieszczenie nie nadają się zupełnie. Nawet jakieś doły było słychać, chociaż oczywiście mówimy o odpowiedniku słuchania radia w pracy, nie audiofilii.

Przy przeprowadzce zauważyłem, że owe głośniki nie posiadają dedykowanego zasilacza. Miały tylko jeden kabel USB podłączany do laptopa, który – jak się okazało – zapewniał i zasilanie, i transmisję dźwięku. Znaczy danych. Rozwiązanie mi się spodobało. Stwierdziłem, że coś podobnego przydało by mi się w domu. Bo jednak sensownego rozwiązania audio w domu nie dorobiłem się, a jakość dźwięku z tych głośników z pracy w porównaniu do laptopowych to niebo a ziemia.

Dokładnie tego modelu nie znalazłem (OK, może mieć ładnych kilka lat), całkiem sporo było podobnych, ale dość drogich. Krótkie poszukiwania w sklepach internetowych pokazały jednak, że jest sporo małych (mniejszych od wyżej opisanych Logitechów) głośników do laptopa w zupełnie śmiesznych cenach. Technika poszła do przodu, głośniki przenośne różnej maści potrafią robić robotę zaskakująco dobrze. Przynajmniej w porównaniu z laptopowymi. Stwierdziłem, więc, że zaryzykuję.

Większość małych ma jednak pewną wadę – zajmują dwa porty. Do laptopa podłączany jest kabel USB jako źródło zasilania oraz jack audio jako źródło dźwięku. Jeśli czasem przekładamy laptopa, to trzeba odłączać dwie wtyczki, zamiast jednej. Szukałem więc czegoś, co ma tylko jedną wtyczkę i… tak znalazłem głośniki Modecom MC-2009.

Głośniki Modecom MC-2009
Głośniki Modecom MC-2009. Źródło: https://www.manualsearcher.com/

Kosztowały grosze (chyba jakoś dwukrotność najtańszych; 20 zł ), więc natychmiast kupiłem. Przyszły dość szybko, pierwsze co mnie zaskoczyło, to waga. Zdecydowanie cięższe, niż przypuszczałem. Zaliczam to na plus. I wskazuje na solidne bebechy, i nie będą latać po biurku, szczególnie, że koty potrafią to i owo trącić, a po biurku chodzą. Z niefajnych rzeczy – kable wyglądają na umiarkowanie trwałe./

W porównaniu do wbudowanych laptopowych znacznie lepszy dźwięk, ot sama średnica głośnika robi robotę. Oczywiście nie ma to porównania do normalnych głośników. Natomiast jeśli ktoś używa wbudowanych i niespecjalnie ma miejsce lub potrzebuje przenośnych (ale na kablu, bo oczywiście są też rozwiązania na bluetooth, ale trzeba je jakoś zasilać) – polecam.

Ciekawostka linuksowo-DIY. Po włożeniu identyfikują się następująco:

hid-generic 0003:18C3:6255.0013: input,hidraw0: USB HID v1.00 Device [Elite Silicon USB Audio Device] on usb-0000:00:1d.0-1.3/input2

Sama karta (bo de facto jest to karta dźwiękowa na USB) jest dość popularna. Można ją znaleźć w znacznie lepszych głośnikach, więc gdyby siadły, to można wykorzystać do budowy czegoś ciekawszego.

Rockbox 3.14

Nie sądziłem, że kiedykolwiek napiszę jeszcze coś w tym temacie. Projekt Rockbox wyglądał bowiem na martwy. Jednak wczoraj dowiedziałem się, że blisko miesiąc temu ukazała się nowa wersja. Po ponad czterech latach od ostatniego wydania, ukazała się kolejna stabilna wersja alternatywnego oprogramowania dla odtwarzaczy mp3 czyli Rockbox 3.14.

Pełna lista zmian w Rockbox 3.14 dostępna jest tutaj. Z ciekawszych IMO rzeczy widzę: poprawki wydajności systemu plików i bazy danych, dostępna gra 2048 jako plugin oraz niemal podwojona(!) długość pracy na baterii dla AMS v2 devices (Sansa Clip v2, Clip+, Clip Zip, and Fuze v2).

Już zaktualizowałem urządzenia. 🙂

Urlop IV

Ostatni urlop w te wakacje to wypad pod namioty pełną gębą do Przemęckiego Parku Krajobrazowego. Podobno ładnie – jeziora i krajobraz polodowcowy, plus dobra infrastruktura, nie bez znaczenia była też odległość, bo zwierzaki zostały same i trzeba było wyskoczyć w połowie nakarmić… Wyjechaliśmy w długi weekend, a po przyjeździe na miejsce okazało się, że jest to jakiś koszmar. Ilość ludzi w wybranej miejscowości, łażących wszędzie, łącznie z jezdnią, budy z błyskotkami i żarciem, jakieś pojazdy czterokołowe z dzieciakami w środku a’la rower (wspomniałem, że na jezdni?)… Jednym słowem tłumy i klimat takie, jak w miejscowościach nadmorskich. A miały być namioty i cisza. Zrezygnowaliśmy z noclegu na wybranym polu namiotowym, nieopodal kąpieliska i zaczęliśmy szukać jakiejś alternatywy.

Tu po raz pierwszy dał o sobie znać słaby zasięg sieci Virgin Mobile. Nie wiem, czy po prostu taka słaba infrastruktura GSM w rejonie, czy przypadłość VM[1]. W każdym razie przez cały wypad zero lub jedna kreska zasięgu były standardem, zdarzało się tylko połączenia alarmowe, w takich warunkach internet działa bardzo słabo. Skoro przez sieć ciężko było coś znaleźć, podjęliśmy szukanie organoleptyczne. I niestety, wszędzie tłumy. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na prywatne pole, na jedną noc i poszukanie w spokoju.

Na polu dużo ludzi, dużo przyczep i grillowanie, ale miejsce okazało się świetne – dobra infrastruktura, czyste łazienki, blisko do pięknych okoliczności przyrody. I mimo tłumów na polu spokój, więc ostatecznie cały wyjazd spędziliśmy tam. Zresztą oblężenie było tylko w długi weekend – poza nim ilości ludzi i na „naszym” polu namiotowym, i w całej okolicy raczej mizerne. Za to ostatnie dwa dni dane nam było obserwować fenomen typu wyjazd samochodami pod namioty, grille, sprzęt grający, tym sporych rozmiarów kolumna i łupanka disco polo przez cały czas przebywania przy namiocie. Daleko od nas, niespecjalnie głośno i nie do późna, natomiast sam repertuar lasujący mózg – Ona tańczy dla mnie[2] było tam całkiem znośne; z utworów, które poznałem i utrwaliłem był Dziadek[3]. Mam nadzieję, że to się spierze…

Lokalne atrakcje pozaprzyrodnicze szału nie czynią, ale jest ptactwo do dokarmiana, są wędkarze, jest dużo jezior i dostępny sprzęt pływający. W zasadzie bez dostępu do sprzętu nie widzę sensu się tam wybierać… Jeziora są połączone malowniczymi kanałami, które są na tyle szerokie i drożne, że można zaryzykować wycieczkę rowerem wodnym między jeziorami (polecam).

Kanał między jeziorami

Kanał między jeziorami. Źródło: fot. własna

Co poza tym? Niewesoła refleksja na temat stanu dostępności stron WWW na mobilkach i ciekawa dyskusja pod tym postem[4]. Polecam lekturę podlinkowanych stron. Efekt bardziej bezpośredni, to ucywilizowanie i lepsze dostosowanie do urządzeń mobilnych kolejnych stron: stanu rowerów miejskich Nextbike oraz – przede wszystkim – Planety Joggera, którą teraz powinno dać się czytać w miarę wygodnie nawet na małych ekranach.

[1] Jak teraz sprawdziłem, to wyszukiwarka BTSów wskazuje jednak na słabą infrastrukturę.

[2] Gorąco polecam wersję z lektorem. Zresztą Piosenki z Lektorem fajne są i dzień mi kiedyś zrobiły.

[3] Komentarz To jest prawdziwe czy parodie disco polo robia? dobrze oddaje moje uczucia. Niestety, to jest prawdziwe.

[4] Hmm, skoro blipnięcie na Blipie, blabnięcie na Blablerze, twitnięcie na Twitterze, to chyba na Diasporze są diaspy?