Ładowarka USB-C a macbook

Czy można ładować macbooka używając ładowarki do telefonu i portu USB-C? Każdy, kto zapomniał oryginalnej ładowarki[1], zadawał sobie pewnie to pytanie. Niedawno i ja zapomniałem ładowarki do laptopa i stanąłem przed dylematem: czy da się naładować maca przy pomocy ładowarki telefonicznej?

Szybki research w sieci nie dał jednoznacznej odpowiedzi. Odpowiedź nie jest prosta. Na oficjalnej stronie[2] Apple odpowiadają nie, ale to zależy. Jeśli jednak nasz laptop jest ładowany przez USB-C, to… można próbować.

Ładowarka

Ładowarkę miałem Unitek model Y-P547A (link do oferty za 26 zł, sprawdziłem i kupiłem za 19 zł), więc nie pierwszą lepszą. Ale też nie żadną rewelację. Żadne quick charge ani nic takiego, zwykłe 5 V. Wg oznaczeń jedno gniazdo jest 1 A, drugie 2,4 A. Całkiem sporo, bo w teorii to mocniejsze daje aż 12 W. Czyli mniej więcej tyle, ile z tego co pamiętam przy niezbyt intensywnych operacjach pobiera laptop.

Kabel

Ważny jest też kabel. Miałem niezły – wg wcześniejszych testów na telefonach – dzielony na trzy końcówki. Przy jego użyciu laptop zgłaszał co prawda, że jest podłączony do prądu, ale i tak zużywał prąd z akumulatora[3]. Wyraźnie wolniej, niż bez zasilacza, ale nadal się rozładowywał. Sprawdziłem później pobór prądu miernikiem – 0,93 A z ładowarki.

I tak potrzebowałem drugiego kabla USB-C, do telefonu robiącego za router GSM. Ze sklepów najbliżej był Rossmann, w którym kupiłem metrowy kabel USB. Przepłaciłem okrutnie, bo kosztował 25 zł, ale za to reklamowali go na opakowaniu jako 2,4 A. Faktycznie lepiej się zachowywał. Trzymał mniej więcej stały poziom naładowania. Dłuższy test, kolejnego dnia potwierdził wstępną obserwację. Spokojnie dało się na tym tandemie pracować cały dzień, zupełnie jak na oryginalnej ładowarce. Poziom naładowania przy nieintensywnej pracy nie spadał. Komunikaty co prawda te same, ale prąd pobierany z ładowarki to już 2,11 A.

Nie polecam rozwiązania na co dzień, jednak w sytuacji awaryjnej można próbować się tak ratować. Do niezbyt intensywnych zadań typu strony WWW, praca w konsoli i edytorze tekstu może wystarczyć. Oczywiście o ile mamy w miarę porządną ładowarkę (min. 2 A z gniazda USB) i nie boimy się jej spalenia. Powinno działać z każdym laptopem ładowanym przez USB-C.

Na koniec mała dygresja o cenach ładowarek do maców. Zamienniki  kosztują jakieś 100-120 zł. Cokolwiek dedykowanego, wyglądem mocno odbiegającego od oryginału 65 zł i więcej. Tymczasem istnieją takie piękne rozwiązania. 120 W, 4 porty, ładowanie bezprzewodowe za 35 dolarów czyli 130 zł. W przypadku wykorzystania stacjonarnie, jako druga ładowarka itp. wygląda to znacznie lepiej.

[1] Oryginalna ładowarka USB-C Apple to w tym przypadku model A1947, 61 W. Wg opisu output to 20,3 V lub 15 V lub 9 V lub 5,2 V, zawsze przy 3 A.
[2] Wydawało mi się, że była to oficjalna strona, ale nie mogę teraz znaleźć, więc mogę się mylić.
[3] Komunikaty Power source: power adapter. Battery is not charging.

Aktualizacje macOS

Pierwszą aktualizacją macOS, którą robiłem, była ta między „dużymi” wersjami, do wersji Catalina. Wtedy byłem umiarkowanie zadowolony, bo to duża aktualizacja. I pierwsza. I się udała. Od tego czasu miałem parę razy okazję aktualizować system między „małymi” wersjami i… wyrobiłem sobie zdanie.

Źródło: http://www.highstreetcomputers.com/apple-logo-broken/

Aktualizacje systemu w macOS to porażka, generalnie. „Duże” może nie są najgorsze, ale „małe” są tragiczne. Spójrzmy na listę aktualizacji Cataliny na Wikipedii, linkującą do opisu aktualizacji na stronach Apple. Od końca października 2019 do lipca 2020 było sześć aktualizacji. Każda to przynajmniej 3 GB do pobrania i blisko godzina stracona na aktualizację.

No właśnie, jeśli ktoś zastanawia się, o co mi w ogóle chodzi i czy da się system aktualizować lepiej, to szybko nakreślę jak wygląda proces aktualizacji w Linuksie. Otóż sprowadza się do pobrania pakietów i wykonania restartu. Cały czas można pracować na komputerze. Restart i okoliczne czynności nie trwają pół godziny, to zwykły reboot, jak każdy inny, czyli pewnie minuta. Aktualizowany jest zarówno kernel, kluczowe pakiety, jak i pakiety opcjonalne. Nie trzeba pobierać 3 GB, ale to już detal. Chodzi głównie o brak przerwy w możliwości korzystania z komputera.

No właśnie, gdy pisałem o aktualizacji do Cataliny i porównywałem jej czas z aktualizacją Debiana, popełniłem błąd. Porównywałem jabłka z gruszkami – w przypadku macOS brałem pod uwagę czas aktualizacji samego systemu, czyli podstawki, a w przypadku Linuksa systemu i wszystkich dodatkowych aplikacji będących w repozytoriach, a trochę tego jest (LibreOffice, Firefox, Chromium). Nie jest to aż tak ważne, bo to, czy pobieranie trwa pół godziny, czy godzinę nie ma większego znaczenia, jeśli można korzystać z systemu. Kluczowy jest czas niedostępności komputera.

Tyle o aktualizacjach systemu w makach, dopóki coś się diametralnie nie zmieni albo nie wybuchnie przy upgrade, nie będę wracał do tego smutnego tematu.

LXDE, laptop, jasność i głośność – HOWTO

Jest taka rzecz w laptopach z Linuksem, która często nie działa zaraz po instalacji. Przynajmniej nie na środowiskach korzystających z Openbox, np. LXDE. Chodzi o sterowanie jasnością ekranu oraz głośnością dźwięku, czyli klawisze multimedialne.

Nie pamiętam, czy coś się ostatnio zmieniło, czy zawsze tak było, tylko miałem skonfigurowane, ale ostatnio konfigurowałem laptopa z LXDE i jak wszystko działało, tak sterowanie głośnością i jasnością ekranu – nie. Wydaje mi się, że kiedyś obsługa tzw. klawiszy multimedialnych była robiona przez ACPI i skrypty (zob. linki na końcu wpisu), ale teraz można prościej.

W obu przypadkach wykorzystywany będzie plik ~/.config/openbox/lxde-rc.xml.

Jasność

Na początek kontrola jasności. W przypadku karty intela, bo taką miałem, kontrola jasności odbywa się z wykorzystaniem programu xbacklight, który musiałem doinstalować. Rozwiązanie powinno działać także dla innych kart. Dodatkowo musiałem utworzyć plik /etc/X11/xorg.conf.d/20-intel.conf o następującej zawartości:

Section "Device"
    Identifier "Intel Graphics"
    Driver "intel"
    Option "Backlight" "intel_backlight"
EndSection

W pliku XML zaś dodałem:

<keybind key="XF86MonBrightnessDown">
  <action name="Execute">
    <command>xbacklight -5</command>
    <startupnotify>
      <enabled>yes</enabled>
      <name>Decrease screen brightness</name>
    </startupnotify>
  </action>
</keybind>
<keybind key="XF86MonBrightnessUp">
  <action name="Execute">
    <command>xbacklight +5</command>
    <startupnotify>
       <enabled>yes</enabled>
       <name>Increase screen brightness</name>
    </startupnotify>
  </action>
</keybind>

Głośność

Trzeba oczywiście mieć zainstalowane programy, które będziemy wykorzystywać – w przypadku instalacji pełnego środowiska LXDE i Debiana 10 wszystko już było zainstalowane. Natomiast w pliku konfiguracyjnym XML wystarczy dodać:

  <keybind key="XF86AudioRaiseVolume">
    <action name="Execute">
      <execute>pactl set-sink-volume 0 +10%</execute>
    </action>
  </keybind>
  <keybind key="XF86AudioLowerVolume">
    <action name="Execute">
      <execute>pactl set-sink-volume 0 -10%</execute>
    </action>
  </keybind>
  <keybind key="XF86AudioMute">
    <action name="Execute">
      <execute>pactl set-sink-mute 0 toggle</execute>
    </action>
  </keybind>

Istnieją warianty wykorzystujące inne polecania pamixer czy amixer (zob. linki).

Oczywiście w ten sposób można zmieniać zachowanie dowolnych skrótów i wykorzystywać dowolne klawisze, nie tylko te wymienione. Pełna lista w źródłach (zob. linki)

Linki:

UPDATE: Skoro już konfigurujemy klawisze multimedialne, warto też pod Print Screen dodać robienie screenshotów. Podobno jest domyślnie, nie potwierdzam, ale może „zasługa” unstable.

    <keybind key="Print">
      <action name="Execute">
        <command>gnome-screenshot -i</command>
      </action>
    </keybind>