Chmura Wyroczni

Niewiele brakowało, a lipiec byłby pierwszym od wielu miesięcy, jeśli nie w historii, miesiącem bez wpisu. Jakoś tak się złożyło, że było parę rzeczy, ale żadna nie wydała mi się godna wpisu.

Najważniejszym zagadnieniem jest rozpoczęcie prac związanych z migracją na nowy hosting (Oracle Cloud), o którym wspominałem we wpisie z początku roku. Jest to jednocześnie ostatnie z zaplanowanych postanowień. PUM jest już przepisany na Pythona i działa. Skrypt generujący stan rowerów na stacjach Nextbike, w zeszłym miesiącu przeniosłem na repo na GitHub.

Pozostał hosting. Moim wyborem jest Oracle Cloud. Ich free tier jest bardzo zachęcający, szczególnie jeśli chodzi o moje potrzeby. Ilość przestrzeni na dysku wręcz rozpieszcza – obecnie mieszczę się „ze wszystkim” na 1 VPS i 20 GB. Przynajmniej, jeśli chodzi o rzeczy „produkcyjne”. Nie ukrywam, że po pierwsze dopiero się uczę, po drugie nie jest to wszystko ani intuicyjne, ani dopracowane. Dobrze, że kiedyś miałem nieco więcej do czynienia z Openstack, bo filozofia podobna.

Napaliłem się na maszynki ARMowe i… szybko dostałem kubłem zimnej wody. Po pierwsze, w oficjalnych obrazach nie ma Debiana. Po drugie, w przypadku ARM nie ma możliwości cywilizowanej metody instalacji, przez dostarczenie swojego obrazu. Znalazłem co prawda tego typu wygibasy, które rozumiem, ale… nie działają od kopa. Przynajmniej nie dla najnowszego Ubuntu. Pewnie popróbuję jeszcze, ale wariant, że polegam na dostępności starego Ubuntu dla „produkcyjnych” gratów, średnio mi się uśmiecha.

Tak czy inaczej mam soft, który wymaga amd64, więc po prostu postawiłem maszynkę amd64. Tu również nie dają Debiana, ale istnieje ręczna, jednak dość cywilizowana metoda instalacji Debiana w Oracle Cloud. Trochę mniejsze zasoby, ale w zupełności wystarczają. Pierwsze kontenery już przeniosłem. Oczywiście zacząłem od strony zadniej, czyli od zabawek i rzeczy nieprodukcyjnych. Pozwoliło mi to złożyć „tymczasowego” VPSa. W przyszłym tygodniu pewnie będzie większa przerwa. Akurat blog nie jest skonteneryzowany, więc przywrócenie nie będzie po prostu wgraniem backupu kontenera.

Noworoczne porządki

Postanowień noworocznych brak, ale zmiana roku na 2022 to dobry moment na porządki informatyczne z jednej strony, a na ich zapowiedź – w roli motywatora – z drugiej.

PUM

Zaczęło się od informacji na IRCu, że PUM przestał działać[1]. Przyczyną okazała się cicha zmiana API przez Uptime Robot. API v2 to większe zmiany, niż sądziłem – część danych przekazywana jest teraz w payload w POST, pojawił się limit zapytań w czasie, lekkie zmiany formatu danych. Nie wiem, czy pierwsza wersja umiała zwracać dane w JSON, v2 potrafi. Rzut oka na Perla i wiedziałem, że raczej do przepisania na Pythona[2], przy okazji parę zmian i… trochę utknąłem. Mam „większą połowę” zrobioną, obecnie jestem rozdarty między chęcią zachowania dokładnej starej funkcjonalności, a napisaniem tego bardziej elegancko. W ogóle trochę uderza mnie oglądana z perspektywy zwięzłość Perla.

Zrobiłem. Nie jestem w 100% zadowolony, ale pum.pl is dead, long live pum.py!

Nextbike

Monitoring ilości rowerów Nextbike na stacjach zacząłem w roku 2013. W roku 2017 skrypt został przepisany na zgrabniejszego Pythona. O ile na początku zaglądałem regularnie, to obecnie praktycznie nie korzystam. Powód jest prosty: rzadko kiedy korzystam z rowerów na stacjach. Odkąd pojawiły się rowery z odbiornikiem GPS, niemal zawsze w praktyce biorę rower „z ulicy”, nie ze stacji. I tak go zostawiam. Po prostu niemal zawsze bliżej mam jakiś rower luzem. No i rzadko moja trasa kończy się na stacji Nextbike.

Co się udało w tym projekciku? Całkiem sporo: działał i był użyteczny, przynajmniej dla mnie, przynajmniej przez pewien czas. Pozwoliły poćwiczyć Pythona i zapoznałem się w praktyce z jinja2. Nauczyłem się, ile (nie)warte są „darmowe” domeny (tu: .tk).

Co się nie udało? Liczyłem, że stanie się popularniejszy. Nie udał się eksperyment z automatycznym SEO. Liczyłem, że dobrze otagowane strony z konkretnymi informacjami trafią wysoko w pozycje w wyszukiwarce Google. Nie było całkiem źle, ale gorzej, niż liczyłem, biorąc pod uwagę otagowanie metadanymi. Chęć zachowania maksymalnej prostoty i automatyzacji spowodowały, że nie dodawałem dodatkowej treści, mogącej pozytywnie wpłynąć na pozycjonowanie.

Wkrótce projekt przestanie istnieć – skrypt zostanie wyłączony i zapewne trafi na GH.

Hosting

Szykuje się zmiana platformy, na której utrzymuję hosting. VPS w Aruba Cloud podrożał jakiś czas temu i od tamtego czasu rozglądałem się niespiesznie za czymś innym. W zasadzie decyzja już zapadła i była pierwsza próba, niestety, weryfikacja kart w nowym miejscu jest lekko przesadzona. Ma szansę być szybciej, bo znacznie większe zasoby, ma szansę być wesoło, bo szykuje się przesiadka na architekturę ARM. Nie rozwijam tematu, bo zapewne zasłuży na osobny wpis.

Tyle z większych planowanych zmian. Od dawna wisi temat lekko przestarzałego softu do tworzenia Planety Joggera, ale na razie się nie pali – póki co system posiada jeszcze wsparcie.

[1] Tak, jest pomysł na drobną modyfikację we wszystkich skryptach tak, by przy błędzie wykonana powiadamiały np. mailem. Bo nie jest to pierwszy raz, kiedy o padzie czegoś z powodu zmian po stronie źródła dowiaduję się po długim czasie. Inna sprawa, że to nic krytycznego.
[2] Nazwa zostanie bo Perl Uptime Monitor -> Python Uptime Monitor.

Blogi żyją

Pierwotnie ten wpis miał być komentarzem do wpisu o agonii blogów, jednak z racji rozmiaru i uporządkowania ew. dyskusji stwierdziłem, że bardziej pasuje jako samodzielny wpis.

Zamykanie kolejnych polskich platform blogowych nie jest koniec blogosfery. To zaledwie koniec platform blogowych jako takich. IMO je spotyka los podobny do shared hostingu, odkąd pojawiły się VPSy. Platformy tracą sens, bo:

  • i własny hosting, i domeny drastycznie potaniały,
  • platformy nakładają ograniczenia i/lub kosztują relatywnie dużo,
  • pojawiły się międzyplatformowe narzędzia do dzielenia się komentarzami dot. wpisów na blogach – FB, Disqus, itp.

Tego wszystkiego kiedyś nie było. Porównując z telefonami – nadal z nich korzystamy, ale kto ostatnio korzystał z telefonu stacjonarnego (i w dodatku nie VoIP), o budkach telefonicznych nie wspominając?

Wiele blogów ma się jednak dobrze. Niektóre mają się wręcz świetnie. Z polskiego podwórka na myśl przychodzą mi tu – tak od ręki zaufanatrzeciastrona.pl, sekurak.pl, niebezpiecznik.pl, majsterkowo.pl, jakoszczedzacpieniadze.pl czy subiektywnieofinansach.pl. Od strony technicznej te portale(?) to są blogi. I myślę, że zasięgiem biją na głowę najlepsze blogi sprzed lat dziesięciu lub więcej. A może i całe platformy…

Prawdą jest, że bariera wejścia w blogowanie wzrosła, jeśli porównać ją z innymi formami komunikacji, ale tak naprawdę jest łatwiej, niż kiedyś. Narzędzia są bardziej dopracowane, takiego WordPressa można postawić z tutoriala z wiedzą nie większą, niż potrzebna kiedyś do modyfikacji szablonu. To samo zjawisko dotyczy innych rodzajów twórczości – amatorskie zespoły muzyczne mają często dziś do dyspozycji rozwiązania, które kiedyś były dostępne wyłącznie profesjonalistom. Bardziej mam tu na myśli obróbkę dźwięku, niż instrumenty. Łatwiej jest stworzyć zdatną do wydania muzykę i ją wydać, niż kiedyś.

Zgadzam się, że konkurencja innych platform powoduje, że może nie być sensu pisać własnego bloga lub trudniej będzie się wybić. Jeśli nie będzie dobry, to nie będzie czytany, bo przegra konkurencję z innymi formami. To trochę jak z filmami – spróbujcie dziś obejrzeć jakieś arcydzieło sprzed 60 lub więcej lat. Albo serial sprzed 30-40 lat. To nie są złe filmy! Ale w bezpośrednim starciu ze współczesnymi, czy nawet nowszymi produkcjami na większą skalę nie mają szans. Treści do konsumpcji jest coraz więcej, doba ma nadal 24h, długość życia aż tak nie wzrosła. Trzeba wybierać, a warunki selekcji są coraz ostrzejsze.

Zresztą blogi same wspomagały Facebooka w dominacji rynku. Wielu blogerów założyło fanpage bloga, licząc na promocję, ale tak naprawdę dostarczali tylko dodatkowej treści FB i powodowali, że zaglądanie gdzie indziej miało jeszcze mniej sensu. Zresztą miałem o tym notkę – Facebook przejął rolę wielu serwisów, nie tylko blogów.

Nie upatrywałbym problemu blogosfery w próbach monetyzacji. Tak, też widziałem blogi, które poszły w komercję i straciły przy tym cały urok, ale – patrząc z perspektywy – wygląda mi to bardziej na odcinanie kuponów od czegoś, co było fajne, ale do czego straciło się serce i można albo zakończyć, albo zarobić przy okazji parę złotych. Sam bawiłem się w różne formy zarabiania na blogu, a nawet miałem o tym notkę. IMO nie dało się na blogu bezpośrednio zarabiać. Nawet biorąc poprawkę na specyficzną tematykę i potencjalnie większą niechęć odbiorców do wyświetlanych reklam uważam, że to wszystko na orzeszki. Mi nie udało się nigdy osiągnąć z reklam itp. form osiągnąć pułapu pozwalającego na opłacenie abonamentu za dostęp do internetu. Takie sobie kiedyś kryterium sukcesu wybrałem. 😉 Więc nawet rząd wielkości większe dochody to są orzeszki, jeśli mówimy o pracy na jakąś nieułamkową część etatu.
Podkreślam jednak – chodzi o zarobek bezpośredni. Jak zerkniecie na blogi z jednego z pierwszych akapitów, to jak najbardziej pomagają one autorom zarabiać pieniądze. Ale nie na samych blogach. Mądrze na to mówią budowa marki. W praktyce chodzi o jakąś tam rozpoznawalność.

Jeśli mnie ktoś zapyta, czy warto pisać bloga, bez wahania odpowiem, że tak, ale wyłącznie na własnej platformie i z własną domeną. W przeciwieństwie do dowolnej platformy współdzielonej to jedyna powszechnie dostępna forma publikacji, nad którą mamy pełną kontrolę i która daje pełną niezależność. Możemy – i inni ludzie – łatwo wyszukać stare wpisy, podlinkować do nich i… ktoś to przeczyta (spróbujcie tego na FB…). Możemy bez problemu przenieść się z całą zawartością w inne miejsce i właściciel platformy nie będzie nam dyktował, czy możemy to zrobić, w jakiej formie, zakresie i kiedy. FB jest równie wieczny, jak nk.pl. 😉
A zabawa z bebechami okołoblogowymi jest IMO podobną okazją do nauki, jak niegdyś zabawa z tworzeniem szablonów blogów.