Był sobie pagerank, czyli statystyki bloga.

Statystyk dawno nie było, bo i ten blog istnieje krótko, więc nie bardzo było z czego je robić. Ponieważ prawie rok, to można coś tam postatystykować. I oczywiście tradycyjnie ponarzekać na Google.

Wszystkie statystyki tradycyjnie wg stat4u. Na początek systemy operacyjne: Linux 41% wejść, Windows 52% (XP – 36%, Vista i Windows 7 – po ok. 8%). Mac OS X – 3%. Dość standardowo, większy nieco niż na poprzednim podsumowaniu (na poprzednim blogu) udział Linuksa. Przeglądarki: Firefox – 52%, Opera – 13%, Chrome – 7%. IE w różnych wersjach – 9% (nieco ponad 1% z IE6). Mozilla/5.0 (Netscape) – 14%, Safari 2%, no i na końcu telefon komórkowy 1%.

Rozdzielczość ekranu bez większych zmian – 1280×800 lub 1280×1024 to 40%, czyli znowu minimalnie mniejszy, ale nadal dominujący udział tej rozdzielczości.

Miało być narzekanie na Google. Gógiel zamieszał z pagerank, znowu. Kiedyś pagerank poprzedniego bloga zniknął na dłuższy czas (kilka tygodni IIRC). Teraz wygląda, że też były aktualizacje jakieś i znowu jest N/A, tym razem tutaj. Przyczyna jest nieznana, stawiam, że chodzi o webdirect z domeny rozie.blogdns.net i albo stwierdził, że to duplicate content, albo coś takiego. Bana nie ma i nadal Gógiel generuje sporo wejść.

Zresztą, przyczyny są nieznane, jak to zwykle w Google (kto próbował się kiedykolwiek dowiedzieć czegoś, np. czemu konkretnie poczta z danej domeny trafia do spamu, ten wie o czym mowa). Młody wiek? Może. Duplicate content? Może. Dużo podstron? Może. Wszystko do kupy. Pewnie tak.

W sumie na bardzo ładne wytłumaczenie algorytmu pagerank się natknąłem. Kiedyś będzie trzeba przeczytać. Raczej z ciekawości, bo pagerank jest tu tak potrzebny, jak chłodzenie wodne w netbooku.

Skoro przy Google jesteśmy, to zmienili design. W sumie nie zauważyłem zbytnio, może dlatego, że korzystam z wyszukiwarki Yahoo w pracy (nie, nie przesiadłem się na wszystkich kompach na Yahoo, jakoś tak wyszło). Największe emocje wśród współpracowników wzbudziło dodanie tego gówna po lewej. Znaczy się kolumny. Cóż, w Yahoo była od zawsze, ale faktem jest, że na początku też mnie w Yahoo drażniła. Ale człowiek to takie bydlę, co się szybko przyzwyczaja…

No i skoro przy blogu i jego pisaniu jesteśmy – Bloxer2 (recenzja tu) zdecydowanie daje radę, z niecierpliwością czekam na poprawki błędów. I wtedy to się całkiem na ten miodek przestawię… Chociaż już teraz zauważyłem, że wszytkie nowe notki z jego pomocą publikuję.

Hej hop, Google stop!

W ramach zmniejszania ilości informacji, którą Google gromadzi o ludziach (w tym o mnie), a które wykorzystywane są różnie, po przeczytaniu wpisu o tym, czy groźniejszy jest Facebook, czy ustawa hazardowa, postanowiłem coś zmienić.

Trochę poczytałem, stwierdziłem, że większość rzeczy, które Google może gromadzić o mnie nie dotyczy mnie (albo nie mam wpływu, bo moją pocztę przeglądają na gmailowych kontach ludzi, do których wysłałem), bo zwyczajnie nie mam konta lub już wyłączyłem. Na testowanie rozszerzeń jakoś nie miałem ochoty, więc ostatecznie zmieniłem domyślną wyszukiwarkę w przeglądarce. Nie jest już nią Google, na razie jest to Yahoo. Myślałem też o Bing, ale dodanie do Fx wymaga instalacji pluginu, a Yahoo już było.

Docelowo pewnie będzie to jakiś Dogpile, ale nad tym muszę się jeszcze zastanowić (poczytać warunki użytkowania, politykę prywatności, przemyśleć, czy jest sens, bo taki agregator jednak nadal przekazuje zapytania do Google).

Raport z użytkowania za jakiś czas, a do wcześniejszego wpisu (miałem napisać łącznie z wrażeniami o tym) skłonił mnie news o tym, że Ubuntu zmienia domyślną wyszukiwarkę na… Yahoo właśnie. Nie mam złudzeń, Ubuntu nie chodzi o prywatność, czy zmniejszenie dominacji Google, tylko o kasę, co jest wyraźnie napisane, niemniej coś się ruszyło w sprawie „jedynej” wyszukiwarki. Może początek końca Google?

Opowiedz nam o sobie, dostaniesz spersonalizowaną ofertę.

Po tym, co wczoraj usłyszałem, zupełnie nie wierzę w slogan Google. Korzystasz sobie spokojnie z usług jednej firmy. Mają Twoje maile, kalendarz, podpinasz sobie ich geolokalizator. Znają imiona rodziny, zainteresowania jej członków. Wiedzą, czego szukasz w sieci, pewnie co kupujesz/planujesz kupić, dokąd jeździsz. Mogą wiedzieć, jakie masz wydatki, zarobki (nie robiłeś czasem arkusza z tymi danymi?)… Jak bardzo spersonalizowaną ofertę są wówczas w stanie dostarczyć? Bardzo.

Pytanie, czy komuś będzie się chciało powiązać te wszystkie dane, połączyć dane z kalendarza, geolokalizatora itd.? Czy takie połączenie w ogóle jest możliwe? Jak najbardziej. I to nie są spekulacje, to się dzieje teraz, już. Warto więc zadbać trochę o swoją prywatność. Najprościej po prostu nie korzystać z usług jednej firmy do wszystkiego.