Blogi żyją

Pierwotnie ten wpis miał być komentarzem do wpisu o agonii blogów, jednak z racji rozmiaru i uporządkowania ew. dyskusji stwierdziłem, że bardziej pasuje jako samodzielny wpis.

Zamykanie kolejnych polskich platform blogowych nie jest koniec blogosfery. To zaledwie koniec platform blogowych jako takich. IMO je spotyka los podobny do shared hostingu, odkąd pojawiły się VPSy. Platformy tracą sens, bo:

  • i własny hosting, i domeny drastycznie potaniały,
  • platformy nakładają ograniczenia i/lub kosztują relatywnie dużo,
  • pojawiły się międzyplatformowe narzędzia do dzielenia się komentarzami dot. wpisów na blogach – FB, Disqus, itp.

Tego wszystkiego kiedyś nie było. Porównując z telefonami – nadal z nich korzystamy, ale kto ostatnio korzystał z telefonu stacjonarnego (i w dodatku nie VoIP), o budkach telefonicznych nie wspominając?

Wiele blogów ma się jednak dobrze. Niektóre mają się wręcz świetnie. Z polskiego podwórka na myśl przychodzą mi tu – tak od ręki zaufanatrzeciastrona.pl, sekurak.pl, niebezpiecznik.pl, majsterkowo.pl, jakoszczedzacpieniadze.pl czy subiektywnieofinansach.pl. Od strony technicznej te portale(?) to są blogi. I myślę, że zasięgiem biją na głowę najlepsze blogi sprzed lat dziesięciu lub więcej. A może i całe platformy…

Prawdą jest, że bariera wejścia w blogowanie wzrosła, jeśli porównać ją z innymi formami komunikacji, ale tak naprawdę jest łatwiej, niż kiedyś. Narzędzia są bardziej dopracowane, takiego WordPressa można postawić z tutoriala z wiedzą nie większą, niż potrzebna kiedyś do modyfikacji szablonu. To samo zjawisko dotyczy innych rodzajów twórczości – amatorskie zespoły muzyczne mają często dziś do dyspozycji rozwiązania, które kiedyś były dostępne wyłącznie profesjonalistom. Bardziej mam tu na myśli obróbkę dźwięku, niż instrumenty. Łatwiej jest stworzyć zdatną do wydania muzykę i ją wydać, niż kiedyś.

Zgadzam się, że konkurencja innych platform powoduje, że może nie być sensu pisać własnego bloga lub trudniej będzie się wybić. Jeśli nie będzie dobry, to nie będzie czytany, bo przegra konkurencję z innymi formami. To trochę jak z filmami – spróbujcie dziś obejrzeć jakieś arcydzieło sprzed 60 lub więcej lat. Albo serial sprzed 30-40 lat. To nie są złe filmy! Ale w bezpośrednim starciu ze współczesnymi, czy nawet nowszymi produkcjami na większą skalę nie mają szans. Treści do konsumpcji jest coraz więcej, doba ma nadal 24h, długość życia aż tak nie wzrosła. Trzeba wybierać, a warunki selekcji są coraz ostrzejsze.

Zresztą blogi same wspomagały Facebooka w dominacji rynku. Wielu blogerów założyło fanpage bloga, licząc na promocję, ale tak naprawdę dostarczali tylko dodatkowej treści FB i powodowali, że zaglądanie gdzie indziej miało jeszcze mniej sensu. Zresztą miałem o tym notkę – Facebook przejął rolę wielu serwisów, nie tylko blogów.

Nie upatrywałbym problemu blogosfery w próbach monetyzacji. Tak, też widziałem blogi, które poszły w komercję i straciły przy tym cały urok, ale – patrząc z perspektywy – wygląda mi to bardziej na odcinanie kuponów od czegoś, co było fajne, ale do czego straciło się serce i można albo zakończyć, albo zarobić przy okazji parę złotych. Sam bawiłem się w różne formy zarabiania na blogu, a nawet miałem o tym notkę. IMO nie dało się na blogu bezpośrednio zarabiać. Nawet biorąc poprawkę na specyficzną tematykę i potencjalnie większą niechęć odbiorców do wyświetlanych reklam uważam, że to wszystko na orzeszki. Mi nie udało się nigdy osiągnąć z reklam itp. form osiągnąć pułapu pozwalającego na opłacenie abonamentu za dostęp do internetu. Takie sobie kiedyś kryterium sukcesu wybrałem. 😉 Więc nawet rząd wielkości większe dochody to są orzeszki, jeśli mówimy o pracy na jakąś nieułamkową część etatu.
Podkreślam jednak – chodzi o zarobek bezpośredni. Jak zerkniecie na blogi z jednego z pierwszych akapitów, to jak najbardziej pomagają one autorom zarabiać pieniądze. Ale nie na samych blogach. Mądrze na to mówią budowa marki. W praktyce chodzi o jakąś tam rozpoznawalność.

Jeśli mnie ktoś zapyta, czy warto pisać bloga, bez wahania odpowiem, że tak, ale wyłącznie na własnej platformie i z własną domeną. W przeciwieństwie do dowolnej platformy współdzielonej to jedyna powszechnie dostępna forma publikacji, nad którą mamy pełną kontrolę i która daje pełną niezależność. Możemy – i inni ludzie – łatwo wyszukać stare wpisy, podlinkować do nich i… ktoś to przeczyta (spróbujcie tego na FB…). Możemy bez problemu przenieść się z całą zawartością w inne miejsce i właściciel platformy nie będzie nam dyktował, czy możemy to zrobić, w jakiej formie, zakresie i kiedy. FB jest równie wieczny, jak nk.pl. 😉
A zabawa z bebechami okołoblogowymi jest IMO podobną okazją do nauki, jak niegdyś zabawa z tworzeniem szablonów blogów.

Niezgoda na brak zgody

Ostatnio w okolicach ruchów pro- i antyszczepionkowych na Facebooku głośno o sprawie rodziców z Białogardu. Dla nieznających krótkie przypomnienie: przyjechali do szpitala rodzić; nie wyrazili zgodę na żadne czynności medyczne w tym podgrzewanie, szczepienie itp. Lekarz zareagował podaniem sprawy do sądu, który w trybie przyspieszonym, już po paru godzinach ograniczył prawa rodzicielskie w zakresie opieki zdrowotnej nad dzieckiem i lekarze mogli dokonać procedur. Rodzice zareagowali „kradzieżą” (zabraniem) dziecka ze szpitala i są poszukiwani.

Przyznaję, że kupy mi się to nie trzyma. I zupełnie nie będę tu dyskutował nt. „jak to jest w innych krajach” ani „czy szczepić”. Sensu nie trzyma mi się to z innego powodu: jeśli się o coś kogoś pyta lub pozwala mu się nie wyrazić na coś zgody, to należy tę decyzję uszanować. Reakcja rodziców nie dziwi mnie w żaden sposób. I w sumie nie bardzo widzę podstawy do poszukiwania, nawet przy ograniczonym prawie do opieki zdrowotnej (co też uważam za bzdurę). Dziecko jest zdrowe, więc opieki medycznej nie wymaga.

Absurdalna jest też sytuacja, że czekano parę godzin na wyrok sądu, zapewne naruszając przy okazji prawo do obrony (sorry, ale nie widzę jakoś matki parę godzin po porodzie na sali). Ogrzewać dziecko można na kilka sposobów, skoro wytrzymało kilka godzin, to nie było bezpośredniego zagrożenia zdrowia lub życia. A rodzice będą się opiekowali dzieckiem przez resztę życia. I nie przypuszczam, by chcieli dla dziecka źle.

Z pewnością utracono możliwość jakiejkolwiek kontroli zdrowia dziecka w szpitalu, niepotrzebnie stresowano rodziców i naraża się dziecko w tej chwili (skoro się ukrywają, to zapewne się przemieszczają, a to korzystne dla tak małego dziecka nie jest), a postawa siły gwarantuje, że druga strona pozostanie trwale nieprzekonana.

Zastanawiam się, gdzie rodzice zdecydują się rodzić kolejne dzieci. Przypuszczam, że nie w szpitalu, który, nawiasem, zdaniem niektórych jest średnio przyjazny w standardowych okolicznościach – to jednak obce środowisko. Chociaż oczywiście posiada odpowiednie wyposażenie na okoliczność komplikacji.

W każdym razie prezentowane podejście, zamiast łagodnego przekonywania i dialogu powoduje IMO tylko pogłębienie niechęci do służby zdrowia, wymiaru sprawiedliwości i szczepień.

UPDATE: Po namyśle doszły dwie sprawy:
Jakie są konsekwencje dla matek palących czy pijących w ciąży i co jest bardziej szkodliwe dla dziecka, picie i palenie, czy brak zabiegów higienicznych? O niezdrowym odżywianiu nie wspominam.
Jak można mówić o prawie kobiet do przerywania ciąży, skoro zabrania im się decydowania nawet o sposobie opieki nad dzieckiem?

Komunikacyjne podobieństwa

Czasem patrzę na różne rzeczy i stwierdzam, że wszystko to jest do siebie bardzo podobne. Półtora roku temu napisałem:

Blog to zbiór stron z atrybutami author, date, title, body, comments (comment author, comment date). Pewnie jeszcze tags.

No dobrze, zapomniałem jeszcze o category. Przypomniało mi się to w związku z pytaniem, które dostałem na maila, a które dotyczyło eksportu zawartości bloga na WordPressa i wynikającym z tym grzebaniem w skryptach różnych, starych i nowych.

Tyle, że jakby się dobrze zastanowić, to ta struktura jest powszechna w komunikacji. Weźmy takiego Facebooka – mamy wpisy, są tagi, jest treść, autor i data. Jedyne czego nie ma, to tytuł. Pod wpisami oczywiście są komentarze. Czyli w zasadzie blog.

Facebook oczywiście nie jest wyjątkiem, podobnie jest na Twitterze czy G+. A jakby się zastanowić głębiej, to początki sięgają pewnie NNTP lub emaili. Tam również były w postach data, autor i tytuł. Na komentarze trzeba by tam spojrzeć inaczej: każdy post mógł być komentarzem – decydowało o tym umiejscowienie w hierarchii. W pewien sposób rozwiązanie lepsze i bardziej elastyczne, niż to z blogów – tu protezą jest trackback lub linkowanie. Za to nie było tagów, które zapewniają komunikację/połączenia poziome pomiędzy wpisami.

Nie wiem czy pisałem już kiedyś o tym, ale zastanawiam się, na ile realne i sensowne byłoby użycie serwerów NNTP do komunikacji rozproszonej, niezależnej, powiedzmy „obywatelskiej”. Coś jak Diaspora. Oczywiście z jakimś sensownym frontendem do czytania. I pewnie z tagami i kategoriami, które łatwo można by było uzyskać przy pomocy wprowadzenia dodatkowych nagłówków, np. X-Category oraz X-Tags. Po co? Cóż, wydaje mi się, że istnieje gotowy, dojrzały soft, sprawdzony w działaniu w sporej skali. Pytanie, czy soft ten przypadkiem nie jest już przestarzały. Ale mam wrażenie, że sporo pary projektów typu Diaspora idzie w pisanie istniejących rzeczy, zamiast w układanie flow i dopasowywanie istniejących narzędzi. Rozumiem, że tworzenie jest fajne, ale jeśli ma być to wymyślanie koła od nowa, to IMHO przestaje mieć sens.

I jeszcze jedna sprawa, pasująca do układanki. Jakiś czas temu został zamknięty serwis Delicious, grupujący linki. Znalazłem backup i co? Jest to link, pełniący rolę treści, jego tytuł, są tagi i data. W związku z tym bliski jestem eksportu starych linków do minibloga i napisania prostego skryptu do dodawania nowych wpisów. Oczywiście pelican jako silnik, a skrypt w Pythonie.